piątek, 9 stycznia 2015

ROZDZIAŁ 51, cz. I



            Wiosna zawitała na stałe, jednak od czasu do czasu wiał lodowaty wiatr, grożąc niewidzialnym palcem, że śnieg może jeszcze sypnąć z nieba. Słońce nie pozostawało dłużne. Im mocniejsze były porywy powietrza, to tym mocniej ono świeciło od świtu do ciemnej nocy, gdy ustępowało jasnemu księżycowi.
            Mimo pięknej pogody poza zamkiem, było jedno miejsce w Hogwarcie, gdzie zawsze gościł chłód oraz wilgotne, nieprzyjemne powietrze.
            Ślizgońskie lochy zaczęły wybudzać się ze snu. Po kolei zza każdych drzwi zaczynały dochodzić odgłosy poranka – głośnie ziewania, użalenie się na plan zajęć, poburkiwania niewyspanych uczniów, a czasem nawet i stłumione chichoty.

            W jednym z dormitoriów, podobnym do wszystkich innych, smacznie spał chłopiec z blizną. Klatka piersiowa, skryta pod materiałem białej koszulki, wznosiła się i opadała w miarowym oddechu. Wyraziste w spojrzeniu oczy, z tęczówkami w kolorze soczystej zieleni, drgały pod powiekami. Lekko rozchylone różowe usta poruszały się nieznacznie, jakby ich właściciel starał się przemówić.
            Czując na skórze nosa nieprzyjemne łaskotanie, Harry obrócił się z sapnięciem na lewy bok.
            – No nie… – jęknął Nott, załamując ręce i łypiąc groźnie na kolegę, stojącego po drugiej stronie łóżka Pottera.
            Zabini zmarszczył brwi i wywrócił oczami.
            – No już, dokończ dzieła – odparł Blaise, poganiającym tonem, podając Teodorowi kolejny słoiczek atramentu – tym razem w różowym kolorze.
            – Teraz to się nie uda, głąbie. Musi leżeć na plecach, inaczej wszystko ścieknie na pościel.
            Chłopcy popatrzyli po sobie. Zabini zdawał się być bardzo z siebie zadowolony, zaś jego kompan już nie tak bardzo.
Otóż pewnego dnia Teodor grał z Blaisem w karty. Gdy już przegrał wszystko, co miał, postanowił założyć się z przyjacielem. Jeśli by wygrał, Blaise miał mu oddać wszystko, co stracił, plus jedną rzecz należącą do Zabiniego, którą Nott sam by wybrał. Co się tyczyło przegranej…
– Na Merlina, nie będę ci usługiwał przecież cały dzień, bo akurat przypomniał ci się tamten głupi zakład – sapnął Nott, krzywiąc się, na co Blasie zareagował śmiechem. – Poza tym to trochę chore życzenie, nie uważasz? – Wskazał wymownie na śpiącego chłopaka.
– Życze-nie? – Do dyskusji dołączył się jeszcze jeden, zaspany, głos.
Teodor szybko schował ręce za plecy, tak, by nie było widać narzędzi zbrodni w postaci pędzla i tuszu. Blasie, widząc tą reakcję zakrztusił się własną śliną, starając się stłumić śmiech, a gdy Potter usiadł i sennym wzrokiem rozejrzał po sypialni, skapitulował i padł na kolana, ocierając łzy wesołości cieknące mu po policzkach.
Harry patrzał nieprzytomnym wzrokiem, wychylony się na prawo, obserwując tarzającego się po dywanie kolegę. Bez pośpiechu wrócił do normalnej pozycji, i obracając głowę w lewo, spytał:
– Znowu się nażarł tych cukierków rozweselających Weasley’ów?
Nott zamrugał parę razy, jakby chciał się upewnić, czy to, co widział działo się naprawdę. Mięśnie twarzy drgały mu nieznacznie, starając się zachować najwyższą powagę.
– Myślałem, że już przywykłem do waszej nie ogłady, ale jak widać, myliłem się – burknął bez podejrzeń Harry, po czym wstał, porwał z krzesła ręcznik i wyszedł.
Na korytarzu jak jeden mąż, wszyscy buchnęli donośnym śmiechem, zaś niektóre dziewczęta piszczały w niebogłosy.
Nie minęło parę sekund, a Harry wkroczył z powrotem do pokoju, i zamykając za sobą drzwi, spytał:
– Czy ja mam coś na twarzy?
Teodor nie wytrzymał. Dołączył do Blaisa i razem w groźnie wyglądających konwulsjach, zanosili się odgłosami szyderczej radości, gdy na czole Harry’ego ochoczo galopował jednorożec, z narządem rozrodczym miast rogu, a z tylnej części ciała ulatywały smugi mające przypominać tęczę. Napisy na policzkach, eksplodując gwiazdkami, głosiły: „może i lew w przebraniu, ale w spodniach rodowity wąż”, „gdyby Malfoy był księżniczką, musiałbym go prosić o rękę”, „mam wiele ukrytych talentów, zapytaj Draco”.
Harry podszedł do szafki, gdzie zawsze stało lustro. Przyjrzał się sobie, nie kryjąc uśmiechu i podziwu w wymalowanych detalach.
– Zabić was to mało – wyszeptał pod nosem, po czym za pomocą ręcznika, starał się pozbyć bazgrołów z twarzy.
_____
Hermiona szła w towarzystwie klanu Weasley’ów na śniadanie. Bliźniacy wesoło rozprawiali o nowych zastosowaniach wymiotników pomarańczowych, Ginny błądziła w myślach, zaś Ron starał się zagaić rozmowę z przyjaciółką, z którą kontakty uległy ochłodzeniu przez wiele nakładających się, jeden po drugim, incydentów.
– Wydawało mi się, że wszystko rozumiem, gdy nagle okazało się, że spartaczyłem cały esej – opowiadał chłopak monotonnym głosem, jakby to, o czym mówił, nie miało najmniejszego znaczenia.
– Mówiłam ci, że twoja wiedza jest niewystarczająca. Dlatego chciałam ci pożyczyć tamtą książę – odparła Hermiona, równie zwyczajnie.
Spojrzała przy tym na idącego obok chłopaka.
Wydawał się być w dobrym humorze, zważywszy na ostatnie rewelacje. Jednak nie powiedziała mu o Syriuszu i Lupinie. Była pewna, że Zakon Feniksa prędzej, czy później to uczyni i powiadomi wszystkich interesantów. Jednak, jak to ostatnimi czasy, myliła się.
Miałą pewność, że wiedzieli. W końcu zniknięcie dwóch członków nie należało do zwyczajnej i błahej sprawy.
Gdy zdolna Gryfonka krzyżowała spojrzenia z McGonagall podczas zajęć, czy Dumbledorem, gdy to przechadzał się po szkolnych korytarzach, widziała w ich twarzach i sposobie patrzenia, jawne potwierdzenie tego, ze stało się coś niedobrego. Coś poważnego.
Niejednokrotnie zaczynała się zastanawiać, ile zakon wiedział: o Harrym, Draconie, Voldemorcie. Czy podejrzewali, że sytuacja była aż tak poważna? Czy mieli jakiekolwiek pojęcie o stosunkach chłopców z Czarnym Panem? Czy wiedzieli o nowej mocy Pottera?
– Hej, słuchasz mnie? – spytał zniecierpliwiony Ron, machając dziewczynie przed oczami otwartą dłonią.
– Co? – Hermiona spojrzała zdumiona na przyjaciela, po czym rozejrzała się wokół.
Nawet nie spostrzegła, kiedy znaleźli się pod Wielką Salą.
– Pytałem, czy mogłabyś mi pożyczyć parę ksiąg – sprostował chłopak, wkładając dłonie do kieszeni czarnych spodni.
W tym czasie jego rodzeństwo minęło go, nie przerywający gorącej dyskusji bliźniacy, i milcząca Ginny.
– Wszystko ok? – Ron przyjrzał się Hermionie ze szczerym zainteresowaniem. – Wiem, że ostatnio było kiepsko… Wiesz, ta sprawa z Harrym… i w ogóle. Sam nie byłem święty, ale jeśli moja obecność…
– Nie, skądże – przerwała mu gwałtownie, wymachując dłonią na podkreślenie swoich słów, po czym, tą samą ręką, przeczesała kręcone włosy z głośnym westchnieniem. – Po prostu za dużo myślę… o tym wszystkim – powiedziała, akcentując ostatnie słowa.
Ron spiął się, wyczuwając na jaki tor zmierzała rozmowa.
– Chciałabym, by wszystko było proste, ale tak nie jest. Niby wiem, co mam robić, gdy nagle coś zaczyna się dziać. Widzę rekcje na niektórych twarzach, które przeczą temu, co zakładałam. Mam pewną wiedzę, z którą inni się nie dzielą… och, to takie frustrujące – jęknęła załamując ręce, jednak w jej orzechowych oczach było widać dawne iskry, potwierdzające to, że cieszyła się rozmową z przyjacielem.
– Normalna osoba powiedziałaby, że pleciesz od rzeczy, ale ja nie jestem normalny – odparł zawadiacko Ron, lecz zaraz jego wyraz twarzy przybrał negatywną emocję, gdy jego niebieskie oczy spojrzały ponad sylwetkę dziewczyny, w głąb korytarza, prowadzącego do lochów.
Na horyzoncie pojawili się Ślizgoni.
Hermiona podążyła za wzrokiem rudowłosego chłopaka. Zauważywszy grupkę uczniów z domu węża zmarszczyła brwi. Jej uczucia się nie zmieniły, nadal lubiła parę osób noszących srebrno zielone krawaty, ale w tamtym momencie, za nic nie chciała narażać się na rozmowę.
– Chodź – powiedziała pod nosem, po czym szarpnęła Rona za szatę, i pociągnęła go do zapraszającej zapachem śniadania sali.
_____
Ślizgoni byli w wyśmienitych humorach, nie licząc Teodora, który przez przegrany zakład, stał się niewolnikiem Blaise’a, co bardzo cieszyło tego drugiego. Już od samego rana, gdy tylko otworzył oczy, nie dawał chwili wytchnienia swemu koledze, zasypując go mniej lub bardziej poważnymi zadaniami i zachciankami. Na nieszczęście Nott’a tych pierwszych było zdecydowanie więcej. A zaczęło się od pomysłu pomalowania Potterowi twarzy magicznym tuszem, który ożywiał obrazki.
Harry nie należał do obrażalskich osób, puścił ten incydent w niepamięć, jednak w myślach wciąż się podśmiewał z hasełek, jakie wypisali mu na temat Malfoy’a, kroczącego przy jego boku.
Draco wolał nie wiedzieć, co się stało rano, że niemal cały dom wybuchnął gromkim śmiechem, i nawet nie pytał. Wiedział, że jako prefekt powinien pilnować porządku, jednak do niektórych spraw, z doświadczenia, nie przykładał ręki.
Jedyne, co go obchodziło na ten czas, to samopoczucie Harry’ego. Po stracie Syriusza, stracie, która była skrupulatnie zaplanowana, a o czym nie miał pojęcia, gdyż poprosił Dracona o usunięcie części wspomnień z tamtego wieczora. Malfoy bacznie przyglądał się chłopakowi, doszukując się jakichkolwiek oznak załamania nerwowego. Na szczęście nic takiego nie znalazł. Owszem, Harry był przygaszony i markotny przez pierwsze parę dni, często znikał na całe noce, tak by nikt nie widział jak opłakiwał śmierć chrzestnego, ale z czasem było coraz lepiej. Tak jakby zupełnie pochłonęło go szkolne życie, które odciągało go od przykrych wspomnień i obrazów umierających bliskich.
Co się tyczyło zadania, wyznaczonego im przez Voldemorta, Draco trzymał buzię na kłódkę. Nie miał zamiaru dokładać oliwy do ognia. Wpierw chciał się upewnić, że Potterowi to nie zaszkodzi. Wiedział, że odkąd posiadł tę nową moc, emanującą z jego ciała w postaci delikatnych wyładowań magicznych, szybko tracił nad sobą kontrolę. Malfoy nie miał zamiaru ryzykować, że gdy powie o planach swego sadystycznego wuja, ten rzuci się do wieży, gdzie mieścił się gabinet Dropsa i zacznie wymachiwać różdżką, ciskając zaklęcia na wszystkie cztery strony świata, przy jego szczęściu, za pewnie, nawet nie godząc ciała starego czarodzieja.
– Wiesz gdzie to mam? – zawołał nagle zdenerwowany Nott w kierunku Zabiniego, podśmiewającego się pod nosem, skupiając na sobie uwagę wężowych przyjaciół.
Wiele par oczu wlepiło w niego wzrok, oczekując odpowiedzi.
– To będzie dobre – szepnął Harry, nachylając się do prefekta.
Ten tylko pokręcił głową, niepewny tego, co miało się zaraz wydarzyć.
– Jesteś głodny, to sam będziesz jadł – wysyczał jak rasowy wąż Teodor, zbliżając się do czarnoskórego młodzieńca. – Nie jestem twoim sługą. Mogę wykonywać zabawne numery, co szczerze powiedziawszy uważam za dziecinne, mogę dzisiaj odrobić za ciebie zadania domowe, mogę napisać ci esej. Ba, nawet masaż ci zrobię, jeśli ci zależy, choć uważam, że twój fanklub lepiej by się spisał – mówiąc to, łypnął na dziewczęta stojące nieopodal.
Blasie skrzyżował ręce na szerokiej piersi i spojrzał wyzywająco na przyjaciela.
– Zawsze dotrzymujemy zakładów, Nott.
– W dupie mam twój zakład, jeśli to oznacza, że mam cię karmić!
Teodor spojrzał po reszce.
– No co? Draco – zaczął widząc politowanie w stalowo-niebieskich oczach – chyba nie zniżył byś się do tego, by karmić ta kreaturę?
Arystokrata tylko wzruszył ramionami.
– Nikt nie mówił, że nie możesz go nakarmić trucizną – wyszeptał zawadiacko.
– O, Hermiona! – Harry wyszedł na przeciw pochodu Slytherinu, by podejść do przyjaciółki, która rozmawiała z Ronem.
Spojrzenia chłopaków się skrzyżowały. Harry skinął rudzielcowi głową, a ten tylko wyciągnął bardziej szyję, jakby ocieniał sytuację.
Po chwili Hermiona odwróciła się, rzuciła Ślizgonom chłodne spojrzenie, pociągnęła Weasley’a za rękaw, i zniknęła w tłumie zasiadających do śniadania uczniów.
– Chyba jestem nie w temacie. – Draco podszedł pewnym krokiem do Pottera, i oparł mu się brodą na barku, i wyszeptał do ucha: – Mamy z Gryfonami na pieńku?
– Z tego, co wiem, nie – odparł Harry.
– To była Granger? – spytał Nott, starając ukryć ekscytację w głosie.
– Taa… – powiedział Blasie, wznawiając krok. – Słuchaj, Teo – rzucił, celując groźnie palcem w syna Śmieriożercy. – Puszczę zakład mimochodem, jak dowiesz się, co knuje Ginny.
– Co? – Jak dobrze wyszkolony chór: Draco, Harry i Nott wydali z siebie piskliwe pytanie.
– Ginny to wariatka, która ma niecodzienne pomysły. Jak się pokłóciliśmy, to od dwóch dni się do mnie nie odzywa, założę się… nie, to złe słowo – zarechotał, widząc, jak Nottowi zaświeciły się na samo wyrażenie oczy. – Dam sobie rękę uciąć, że ta ruda lisica coś knuje. A ja wolę być na to gotowy… cokolwiek to miałoby być – dodał poważnym tonem.
– Jeśli ma mnie to uchronić przed karmieniem cię, to zgoda – odparł Teodor. – A ty – wskazał na Malfoya – mi w tym pomożesz.
– Ja się w to nie mieszam – wzbronił się Dracon. – Odznaka prefekta dobrze mi służy, i nie chcę jej stracić z powodu waszych gierek – to powiedziawszy, majestatycznym krokiem udał się na śniadanie.
– Nienawidzę was – wyszeptał jadowicie Teodor, po czym sam został zaciągnięty przez kolegów do Wielkiej Sali.
_____
Obrona przed czarną magią zawsze była ulubionym przedmiotem uczniów magicznej szkoły. Ich entuzjazm związany z tym przedmiotem nawet nie ostygł, gdy to rok wcześniej tych zajęć nauczała nieobliczalna Dolores Umbrige. Jednak, jak stanowisko nauczyciela tego przedmiotu objął przez wielu znienawidzony profesor Snape, niektórzy zaczęli podchodzić do zajęć z chłodnym dystansem, jak to się zdarzało, gdy przed Slughornem nauczał eliksirów.
Gdy historia magii dobiegła końca, a szóstoroczni uczniowie Hufflepuffu oraz Slytherinu zaczęli opuszczać klasę, nikt się nie spodziewał, że naprzeciw drzwi, w nonszalanckiej pozycji, z rękoma założonymi na piersi, błądząc surowym spojrzeniem po twarzach nastolatków będzie stał Severus Snape.
Zestresowani samym widokiem nieprzyjemnego mężczyzny Puchoni, czym prędzej pospieszyli na kolejną lekcję, nie bacząc na to, że wciąż trwała upragniona i długo wyczekiwana przerwa, zaś Ślizgoni, widząc Opiekuna Domu, pozdrawiali go życzliwie, udając się w tylko sobie znanym kierunku.
– Już myślałem, że usnę z nudów – poskarżył się Draco, wychodzący na korytarz w towarzystwie Pottera, Notta i Baisa.
– To dobrze, że tak się nie stało. Inaczej byłbym zmuszony czekać tu wieczność, Malfoy – wycedził przez zęby Snape, stając prosto i łypiąc na podopiecznych czarnymi oczami.
– Jak mniemam, stało się coś ważnego, skoro nie mogło zaczekać do zajęć, które notabene, mamy po tej przerwie – odparł Draco, nie kryjąc cynizmu.
– I tak, i nie. Zależy jak na to patrzeć. Chodź ze mną – wydał rozkaz, po czym ruszył z miejsca, a jego peleryna zatrzepotała złowrogo.
Draco pokręcił głową, jednak posłusznie ruszył za nauczycielem, a wraz za jego śladem podążyli przyjaciele.
Snape, słysząc ich szepty, odwrócił się i powiedział cicho i wyraźnie:
– Sam.
_____
– Co było tak pilne, że nie mogło poczekać piętnastu minut? – zaczął Dracon, stojąc przy biurku w gabinecie chrzestnego.
Obserwował, jak Severus krzątał się po pomieszczeniu.
– Wiem o otrzymanym przez was kolejnym zadaniu. Nie ukrywam: nie podoba mi się to, że zostało powierzone dwójce rozwydrzonych dzieciaków. Na moje nieszczęście, moim obowiązkiem jest dopilnowanie byście sobie nic nie zrobili.
– A co może nam się stać? – zagaił Draco, patrząc lekceważąco na mężczyznę.
Ten tylko zmarszczył brwi i sapnął pod nosem.
– Jesteście nieodpowiedzialni. Jeśli chcesz dowodu, to proszę bardzo: wytłumacz mi, dlaczego Potter nic nie wie, o tym, co macie zrobić?
– Może przeoczyłeś ten moment, gdy patrzył na śmierć jedynej bliskiej mu osoby oraz jak to nim wstrząsnęło – przypomniał mu Draco. – Gdybym od razu mu wyjawił plany mego jakże zadufanego w sobie wuja, popędziłby do Dropsa, starając się go zamordować z zimną krwią, po to, by ukoić szalejący w nim ból. Tego być chciał? By zrobił wielkie przedstawienie, pod którym podpisałby się imieniem  i nazwiskiem, tak, aby każdy czarodziej w tym cyrku, zwanym szkołą, czyli nasz potencjalny sojusznik w nadchodzącej wonie, wyparłby się Pottera i uciekał przed nim gdzie pieprz rośnie?
– Może jednak nie jesteś takim kretynem – burknął Snape, przyglądając się dumnie chłopakowi. – On musi się dowiedzieć. Nie zrobisz tego sam. Nie ma takiej opcji. Zakon jest osłabiony. Zaginięcie Blacka i Lupina było potężnym ciosem, nakazującym zachować jeszcze większą ostrożność. Dumbledore jest zapewne gotowy na każdą ewentualność.
– Właśnie, à propos zakonu… – mruknął zniesmaczony. – Czemu utrzymują to w tajemnicy? Gdyby nie Voldemort, Harry nawet by nie wiedział o porwaniu Syriusza.
– Nie ja dowodzę tą organizacją. Spytaj Dumbledore’a jak tak bardzo łakniesz tej wiedzy. A teraz zmiataj, muszę coś załatwić przed zajęciami.
Draco obrócił się na pięcie i już dotykał klamki, gdy usłyszał chłodny głos.
– Ani myśl o tym, by zwiać z zajęć, by pogawędzić z ukochanym Potterkiem. Od tego macie całe popołudnie.

______________________________________________________ 
Wybaczcie mi tak długą, przeraźliwie długą, przerwę w dodawaniu notek. Musiałam odpocząć od tego opowiadania, bo zauważyłam, że zaczęło być pisane na siłę.Potrzebowałam czasu, by sama je przeczytać i wyciągnąć wnioski z postępowań postaci oraz niektórych zaistniałych sytuacji, tak bym sama się w tym nie pogubiła (a zaczęło się tak dziać). Mam nadzieję, że ta przerwa mi pomogła i powyższy rozdział jest jakościowo na miarę tych pierwszych, gdy to z wypiekami podekscytowania oraz radości pisałam każde kolejne słowa przygód zbuntowanego Harry'ego i nonszalanckiego Dracona. Pozdrawiam Was i całuję, każdego z osobna, licząc, że mnie nie opuściliście i we mnie wierzycie.
Patrycja.

9 komentarzy:

  1. Jejku nowy rodział! Biedny Harry, chociaż dobrze, że nie pamięta tego. Jednakże brakuje mi trochę czułości w rozdziale... Wiem, że to takie powinno być, ale dzisiaj muszę poczytać trochę fluffu, by poprawić sobie nastrój ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam ^^
    Przeczytałam wszystkie rozdziały we środę, kosztem nauki historii :3
    Uwielbiam tego złego Harry'ego. Zwłaszcza w yaoi. Opowiadanie przypadło mi do gustu, bo, sama nie wiem czemu, ale nie przepadam za dyrkiem. Wydaje się zbyt idealny. Za to wujka Volemorta kocham nad życie. Nie, to nie sarkazm ^^
    Miałam pisać o opowiadaniu, a piszę jakieś pierdoły -.- wybacz.
    No to wracając do opowieści, podoba mi się jego układ. Chodzi o przyjaźń Malfoya i Pottera od samego początku, a nie od piątej czy szóstej klasy, jak zwykle. I fajnie, że odpuściłaś sobie opis wakacji, bo to ostatnia rzecz, o której chce się czytać w pierwszym dniu szkoły tuż po feriach ^^
    Rozdział super. Mam nadzieję, że szybko dodasz następny.
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie wiesz jakdługo czekałam na ten rozdział! I muszę przyznać, że warto było czekać.
    Mam nadzieję, ze następny rozdział pojawi się szybciej niz ten . :)
    Życzę Ci dużo, duzo weny!
    -Z

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie :) opłaciło się czekać, rozdział super, ale następnym razem nie każ tak długo na siebie czekać :) Życzę Ci duuuużo weny ;)
    P.S. Jak się usuwa bloga na bloggerze? HELP ME!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, wchodzisz w pulpit nawigacyjny Bloggera, wybierasz podstronę "Ustawienia", "Inne" i tam od razu na górze ekranu będziesz mieć Narzędzia bloga/ Importuj bloga - Eksportuj bloga - Usuń bloga.

      Usuń
  5. Już jestem, już jestem! Co prawda nie jest to popołudnie, ale lepiej późno niż wcale.
    Na początku chcę Ci powiedzieć, że "wniebogłosy" pisze się razem oraz zdarzyły się małe błędy, lecz od razu je wyłapiesz po ponownym przeczytaniu tekstu.
    Rozdział bardzo optymistyczny i zdecydowanie mi to pasuje, czasami przydają się takie przerywniki. By uspokoić nieco naszych bohaterów. W tym właśnie momencie Zabini oraz Nott podbili moje serce, uwielbiam takich zakręconych ludzi. Przy czym zakłady są naprawdę ciekawą kwestią, bo zazwyczaj przypominają się w najmniej odpowiednich momentach. O tak, jednorożec na twarzy wraz z napisami to niemała sztuka do wykonania. W szczególności, gdy dana ofiara śpi i nie ma bladego pojęcia, co dzieje się wokół niej. Harry wyglądał przekomicznie w mojej wyobraźni, nie ukrywam, liczę na to, że takie sytuacje będą się powtarzać częściej. Kurczę, jest późno, chcę Ci napisać wszystko, a jednocześnie w ogóle nie mogę się skupić. Co za badziewna godzina. Ginny raczej nie będzie się tak długo gniewać, to do niej niepodobne. A zresztą, kto ją tam wie, wszystko z nami, kobietami jest możliwe. Praktycznie nigdy nie wiemy, jak zachowamy się w rożnych momentach. Mam jednak nadzieję, że jej przejdzie. Nikt nie potrafi się tak długo gniewać. Widać, że Draco troszczy się o Pottera, że martwi się o jego stan. To dobrze o nim świadczy. Przy czym rozumiem zachowanie Harry'ego po utracie bliskich, w takim czasie zazwyczaj woli się być samym. A teraz Snape, ten to zdecydowanie nie wierzy w umiejętności wiernych sługów Czarnego Pana. A nie powinien, bo jeszcze może się nieźle zdziwić.
    Czekam na ciąg dalszy i dużo weny Ci życzę! :3

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    Draco jeszcze nie wyjaśnił Harremu ich zasania jakie dostali od Riddla, może to i dobrze, hahah Theodor przegrał zakład z Zabinim, ale jak widać Harry nie jest jakiś mściwy, Ginni i Zabini się pokłócili....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. No napewno nie jest :) ale wene to kolezanka ma bo coraz bardziej wciagajaca opowowiesc:*

    OdpowiedzUsuń
  8. No napewno nie jest :) ale wene to kolezanka ma bo coraz bardziej wciagajaca opowowiesc:*

    OdpowiedzUsuń

Prorok Codzienny