Draco
Malfoy szedł z wysoko uniesioną głową. Jego szybkie kroki odbijały się echem od
marmurowej posadzki. Wkroczył do opustoszałego oraz uporządkowanego już salonu.
Fortepian oraz wszystkie inne meble znalazły się z powrotem na swoich wcześniejszych
miejscach. Nie przykuwając do tego zbytniej uwagi młody Śmierciożerca przeszedł
przez pomieszczenie, kierując się prosto w stronę gabinetu Czarnego Pana.
Przystanął
pod ciemnymi ciężkimi drzwiami, i wziąwszy parę głębszych oddechów, zapukał, w
duchu modląc się o to, by utrzymać swoje emocje na wodzy. Zza drzwi usłyszał
stłumione pozwolenie na wejście. Pewnie nacisnął klamkę i wszedł do środka.
Gabinet
jak zwykle spowijał półmrok. Tylko parę świeć oświetlało pomieszczenie, a postać,
siedząca w głębokim czarnym fotelu, rzucała ponury cień. Łysa głowa uniosła się
lekko znad sterty pergaminów, a żółte złowrogie oczy zerknęły ku gościowi.
–
Nie powinieneś mieć baczenia na przygotowania do ceremonii dołączenia? – spytał
niemal szeptem Voldemort.
Draco
spojrzał wujowi w oczy.
–
Owszem, jednak Harry ma na wszystko oko. Rozmawiałem z Nottem, jest bardzo
zdenerwowany tym, co ma nastąpić – powiedział Draco.
–
Do rzeczy. – Niebezpieczny czarnoksiężnik rozsiadł się w fotelu, opierając łokcie
o jego pod-ramienniki i splótł ze sobą długie palce chudych dłoni.
– Myślę,
że podczas dołączenia nie powinno być więcej osób niż jest to konieczne. Większość
towarzyszy rekrutom tylko dlatego, by napawać się śmiercią ofiar, a nie
dlatego, by stać się świadkiem przyjęcia nowego członka.
–
Rozumiem o co ci chodzi, chłopcze, ale nie mogę na to pozwolić. Muszę zapewnić
moim ludziom rozrywkę, inaczej stracą zainteresowanie moją sprawą, a na to nie mogę
sobie pozwolić. Szanuję Notta ze względu na jego ojca, ale nie mogę dawać mu
przywilejów. Ty także ich nie otrzymałeś, mimo, że przyjaźniłem się z Lucjuszem
i mimo tego, iż twoja ciotka jest mą małżonką. Czy ciebie w tym wypadku też powinienem
lepiej traktować? – Voldemort mówił,
lecz ledwie przy tym poruszał wargami, a jego słowa mimo cichej tonacji głosu
przeszywały ciszę niczym grzmot. – Idąc tym tokiem
myślenia nigdy nie powinieneś otrzymać żadnej kary. Nigdy nie powinieneś usłyszeć
ode mnie złego słowa. Nie powinieneś narażać siebie w powierzonych zadaniach. Uważasz,
że Teodor, czy ty jesteście lepsi od pozostałych wiernych mi Śmierciożerców ze
względu na powiązania rodzinne?
Draco,
nie dał po sobie tego poznać, ale wewnątrz siebie poczuł strach. Nie podobało
mu się z jaką tonacją oraz z jakim spokojem Voldemort wypowiadał każde słowo. Czuł
się jakby ten zaraz miał rzucić na niego Cruciatusa.
–
Nie, panie. Wybacz mi tak śmiałe zapytanie. Pozwól, że się oddalę i przygotuję
wszystko tak, jak nakazuje tego tradycja.
–
Doskonale – wysyczał Riddle. – Ufam, że wywiążesz się z powierzonego obowiązku
i naznaczysz drogiego Notta Mrocznym Znakiem.
–
Oczywiście.
– A
teraz odejdź. Mam wiele spraw do omówienia z Severusem, który notabene,
powinien już czekać za drzwiami.
Draco
skłonił się nisko, i odwrócił się w stronę drzwi, gdy usłyszał za sobą:
–
Tylko mnie nie zawiedź.
To
była groźba i Draco doskonale o tym wiedział. Nie raz już słyszał sposób w jaki
o coś kogokolwiek prosił tym tonem, i bardzo dobrze pamiętał to, co się działo
z tymi, którzy tejże prośby nie potrafili spełnić. Ba, nawet nie raz sam nie
mógł sprostać wymaganiom surowego wuja i obrywał Crucitusem.
Malfoy
przełknął ślinę i gdy położył dłoń na klamce, odparł:
–
Nie zawiodę.
***
Cuchnący
pleśnią i odorem rozkładającej się krwi loch wypełniały postacie w czerni. W wyjściu
jednego korytarza stał Draco, bawiący się różdżką trzymaną w dłoniach. Był
zestresowany. Nagle poczuł ciepły uścisk na prawym ramieniu. Spojrzał na
zamaskowanego intruza, unosząc w górę platynowe brwi.
–
Nie wiem, co dokładnie planują Syriusz i Lupin, ale żeby im to ułatwić poleciłem
jakiemuś młodzieniaszkowi iść po Syriusza, zaś Carrow ma przyjść z Nottem. Ty
świetnie radzisz sobie z oklumencją ,więc co by się nie działo Voldemort cię
nie złamie, teraz tylko ty musisz zrobić to, o czym rozmawialiśmy wcześniej – powiedział
Harry zza maski.
–
Mam rozumieć, że postarałeś się o „zastępcze” wspomnienia?
–
Tak, paręnaście razy patrzyłem na zegar, któremu ty wcześnej przestawiłeś
wskazówki, by się pokrywało to tak, jakbym miał być w lochach. Nawet się
umiejętnie popłakałem przed lustrem oraz stłukłem je pięścią, by wyglądało to
na wiarygodne okazanie bezsilności i niemożności uratowania bliskich osób –
wyszeptał Draconowi do ucha, streszczając, co robił w ciągu ostatnich minut. –
Myślę, że się uda.
–
Nie będziesz pamiętać, że się pożegnałeś – przypomniał mu gorzko Dracon.
– Jeśli
jest szansa ich uratować to wole nie pamiętać. A teraz pospiesz się, Carrow właśnie
wyszedł po Notta.
Malfoy
spojrzał sceptycznie na Pottera, zastanawiając się, co oni właśnie robili.
Mieli plan, a raczej Syriusz go miał. Oni mieli tylko zapewnić, że po Syriusza
wyjdzie jeden ze słabszych Śmierciożerców, tak by wraz z Lupinem mogli go łatwo
rozbroić i użyć jego różdżki. By wyglądało to wiarygodniej, gdyby coś poszło
nie tak, lub gdyby się udało, Harry postanowił, by Draco wymazał mu wspomnienia
odnośnie wizyty w lochach. Dlatego ostatnie minuty spędzał na tym, by zapchać umysł
niepotrzebnymi, ale istotnymi informacjami, które w razie czego zapewnią mu alibi.
Draco miał być zdany sam na siebie. Jedyne na co mógł liczyć to na swoją
oklumencję i umiejętność maskowania uczuć. Tylko to mogło go uchronić od kary,
którą, jak już czuł w kościach, i tak dostanie.
Malfoy
bez entuzjazmu, dotknął różdżką Pottera, patrząc smutno w zielone oczy skryte w
cieniu maski.
–
Powiedziałbym, że będziesz tego żałować, ale i tak nie zapamiętasz – rzekł, po
czym wyszeptał: – Oblivate.
Harry
zamrugał parę razy, a wyraz jego twarzy się zmienił. Zniknęło udręczanie się i żal.
Zagościł na niej lekko cyniczny uśmiech i lekka niepewność.
–
Nie wiem, czy powinienem tu być – powiedział, nachylając się do Malfoya. – Mam
patrzeć na egzekucję mego chrzestnego. To jakiś absurd. Może jednak źle
zrobiłem nie żegnając się z nim? – spytał, a Draco uśmiechnął się smutno i
potarł ramię Harry’ego.
Już
wiedział, że się mu udało, że zabrał mu wspomnienia i nie odzyska ich, chyba,
że tak jak Ron Weasley, będzie drążył w poszukiwaniu prawdy.
–
Wiem, że to może być traumatycznie i sam się zastanawiam dlaczego tu zszedłeś,
ale już nie ma drogi powrotnej. A teraz wybacz, ale mam obowiązki do wykonania
– mówiąc to, wszedł w tłum, kierując się na środek.
Teodor
Nott został właśnie wprowadzony do lochu i stanął po prawej Dracona, który
zdenerwowany rozejrzał się po zgromadzonych. Było ich wielu, za wielu jak na
dwójkę wymęczonych czarodziejów, którzy, jeśli dopisało im szczęście, będą uzbrojeni
w nieswoją różdżkę.
–
Nigdy nie prowadziłem tej ceremonii i wielu z was pewnie myśli, że to ogromny
zaszczyt stać tu, obok wybranego na Śmierciożercę, czekającego na Mroczny Znak
– przemówił, rozglądając się do zgromadzonych, których było jeszcze więcej niż
na dołączeniu Pottera. – Jest to na pewno ogromne wyróżnienie. Ciężko opisać mi
to, co czuję, stojąc w miejscu, gdzie powinien stać Czarny Pan. Jednak nie o
mnie jest dzisiejszy wieczór – powiedziawszy to spojrzał na Notta, który
zaciskał szczęki. – Teodor Nott stoi tu dzisiaj przed wami, by na waszych
oczach stać się jednym z nas, Śmierciożercą. Tak jak my, będzie nosił Mroczny
Znak, ale nim to nastąpi musi zdać test. Nie bez powodu zwą nas jak nas zwą.
Żywimy się cierpieniem innych, tam gdzie się udajemy pozostawiamy po sobie śmierć
i to ona robi z nas tego kim jesteśmy. Wprowadzić więźnia!
Tłum
się rozstąpił przepuszczając dwie osoby. Syriusz Black szedł na przedzie ze
skrępowanymi dłońmi. W pełnym oświetleniu pochodni widać było jak poszarzała mu
skóra, jak podkrążone miał oczy oraz jak schudł i zmarniał. Wyglądał jak chory
i słaby człowiek dla którego uniesienie ręki było niewyobrażalnym wysiłkiem.
Draco
przyglądał mu się w skupieniu, starając odgadnąć czy plan tego szaleńca się powiódł.
Kątem oka zerknął w stronę, gdzie pozostawił Harry’ego.
Chłopak
zdjął z twarzy maskę i teraz wzrokiem wyrażającym bezradność wpatrywał w postać
chrzestnego.
Malfoy
na powrót spojrzał na przybyłych.
Drugi
mężczyzna, odziany w czarną szatę Śmierciożercy był lekko zgarbiony, na twarzy
błyszczała maska, a na głowę miał naciągnięty kaptur.
Syriusz
wyszedł na środek i uklęknął przed dwojgiem nastolatków. Serce mu się krajało.
Nie potrafił zrozumieć, co pchało tak młode osoby w służbę Czarnego Pana.
Zadarł brodę i spojrzał Draconowi w twarz. Nie wiele można było z niej
wyczytać. Jednak te jasne błękitne oczy były dla niego jak otwarta księga. Z
jednej strony była w nich nienawiść, w końcu zabił mu ojca. Z drugiej była nich sympatia, która się wytworzyła na
przestrzeni lat. O dziwo nie doszukał się w nich rządzy mordu i zemsty. Zamiast
tego była determinacja, która mówiła mu, że jeśli zacznie się jatka to będzie
się bronić, bez względu na to, co było kiedyś.
Black
przeniósł wzrok na Teodora, który niemal trząsł się z nadmiaru kumulujących się
w nim myśli. Ten chłopak nie potrafił nad sobą panować. W tamtej chwili czuć
było wszystkie negatywne emocje. Od strachu począwszy na nienawiści
skończywszy. Syriusz pochylił głowę niby w geście smutku.
To
był znak.
Kaptur
opadł, szata zaszeleściła i nim ktokolwiek zdążył powiedzieć słowo zostały
rzucone dwa zaklęcia, które odrzuciły Dracona i Teodora na boki. Nim ktokolwiek
zdążył zareagować, postać w czerni zrobiła piruet nie szczędząc klątw.
Syriusz
klęczał nadal pochylony, jednak coś w nim drgnęło i spojrzał w prawo. Poprzez rozszalały
zauważył stojącego nieruchomo chłopaka o zmierzwionych czarnych włosach, które nie
zasłaniały blizny na czole. Jego zielone oczy były wpatrzone w jeńca, a usta co
i rusz wykrzykiwały jakieś słowa.
Draco
uniósł się na łokciu i wzorkiem ogarnął przestrzeń.
Zobaczył
jak oszalałemu Śmierciożercy spada z twarzy maska, ukazując tym samym jego prawdziwą
twarz. Remus Lupin ciskał zaklęciami, nie szczędząc nikogo kogo miał w zasięgu
wzroku. Malfoy nie wiedział, czy się mu zdawało, ale mógłby przysiąc, że na
twarzy wilkołaka gościł szyderczy uśmiech.
Harry
starał się rozepchać łokciami, by dotrzeć do wciąż klęczącego chrzestnego. Chciał
mu powiedzieć jeszcze tyle rzeczy.
–
Syriuszu! Nie! – Doszło uszu animaga, jednak, gdy pojął sens tych słów było już
za późno.
Ostatnie,
co zrobił to spojrzał na chrześniaka i się do niego uśmiechnął, wybaczając mu
jego błędy, a w jego plecy ugodził promień zielonego światła.
Ojej, Syriusz zmarł tak czy inaczej. Ojej, chyba się popłaczę zaraz.
OdpowiedzUsuńRozdział, odniosłam wrażenie, króciutki, ale kurczę, tak dobrze mi się go czytało. Przeczytałam cały blog, calusieński i muszę powiedzieć, że po prostu zakochałam się w nim.
Podoba mi się Voldemort, taki Voldemort. Polubiłam go. Tak samo, jak Malfoya i Pottera. Są tacy... inni i jednocześnie tacy wspaniali.
Nie mam pojęcia, jak akcja się dalej potoczy ale już wiem, że nie umiem się doczekać. Nie umiem się doczekać kolejnego rozdziału. Wow. To już 49 :O
No nic, jest noc. Nie przedłużając, mnóstwa weny.
Pozdrawiam cieplutko i zapraszam na moje blogi.
<3.
Świetny rozdział...
OdpowiedzUsuńburza u mnie i nie mam czasu się rozpisywać.
Życzę weny i pozdrawiam ;p
O Merlinie, nie ;_;
OdpowiedzUsuńNie. Nie. Nie. Nie. Miałam nadzieję, że Syriusz przeżyje .-. To Remus go zabił? Jeśli tak, nie daruję mu ;-;
Rozdział świetny, nie mogę doczekać się kolejnego :3
Ojeju! ;( Tylko nie Syriusz...
OdpowiedzUsuńJa się pytam DLACZEGO?
Od miesiąca tu nie zaglądałam i nagle coś mnie dziś podkusiło... Zajrzałam i... Jest, jest! Nowy Rozdział... :D
Czekam na dalsze losy. Pozdrawia i życzy weny Patrycja, Patrycji. <3
,,Późna godzina, ty już śpisz mój drogi
OdpowiedzUsuńja jeszcze siedzę, myślę wciąż o tobie... "
I o twoim blogu oczywiście ! Wczoraj przeczytałam jednym tchem wszystkie rozdziały, skończyłam o trzeciej w nocy, ale warto było ! Proooszeeee, nie daj na siebie czekać długo z dalszą częścią historii. Jeśli to możliwe daj znać czy coś tam już myślisz co będzie dalej. Wiem jestem niemożliwa, wczoraj wstawiłaś nowy rozdział, a już domagają się kolejnego, ale to jest tak cholernie ciekawe, że jak czytam to nie mogę usiedzieć na miejscu i chodzę z laptopem na rękach po pokoju.
* robię najszerszy uśmiech kota z Alicji w Krainie Czarów*
Oby cię nie opuściła wyobraźnia, bo nie przeżyjemy tego : ja, laptop i moja psychika.
Pozdrawiam i usycham z ciekawości, jak mokry chomik na patelni.
~ Alicja
ps. nigdy nie lubiłam tej bajki
Witaj,
OdpowiedzUsuńTwoje zgłoszenie zostało przyjęte do Stowarzyszenia FFHP - Magic Platform , a blog zostanie dodany do spisu o 16. Nieśmiało sugerujemy obserwowanie nas, by być na bieżąco z różnymi artykułami, poradnikami oraz recenzjami!
Pozdrawiam w imieniu załogi,
wanilijowa
o nie!!!! Biedny Syriusz, moze go tak odratujesz? :( prosze :(
OdpowiedzUsuńpowodzenia i weny :)
Genialny rozdział!
OdpowiedzUsuńOby Lupin przeżył!
Zdążyłam zapomnieć co było w poprzednim rozdziale. :P Dlatego podczas czytania musiałam sobie przypomnieć co tam było. :P Czekam na kolejny. :D
OdpowiedzUsuńCzyli tak czy siak Syriusz zmarł... No nie wierzę, jest mi tak przykro. Rozdział czytało się bardzo dobrze :)
OdpowiedzUsuńaha
OdpowiedzUsuńKiesy nowy rozdzial.? :(
OdpowiedzUsuńNa dniach, bo muszę go skończyć pisać do i oczywiście sprawdzić :)
OdpowiedzUsuńHej :) smutno mi bo Syriusz zmarł... :( i czekam na cd. Powodzenia
OdpowiedzUsuńJak...ja się pytam jak? Uśmierciłaś Syriusza, jak ja mam się teraz pozbierać? Nic logicznego Ci dziś nie napiszę, a jest tyle rzeczy do przedyskutowania. Swoją drogą to każdy, by kiedyś zmarł, ale lepiej, gdy dzieje się to później. Nie zdobyłabym się na 'Obliviate', dlatego też podziwiam Harry'ego. No nic idę opłakiwać Blacka, jednak nie zmienia to faktu, iż jutro dokończę to opowiadanie. Choćby nie wiem co.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, niby mieli plan, ale chyba się nie powiódł, Syriusz oberwał, Harry dla wiarygodności chce stracić te kilka chwil jak się żegnał...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie