– Fred! – zawołała Hermiona, widząc jednego z bliźniaków
w towarzystwie Notta, zmierzającego w kierunku wejścia do Wielkiej Sali. – Fred, co się tam wydarzyło?
– spytała, podbiegając bliżej nadchodzącej dwójki.
– Ron okazał się jednak nie być takim idiotą, na jakiego
wygląda – odpowiedział Nott zamiast Freda.
– Ron nie jest idiotą. – Hermiona instynktownie zaczęła go
bronić.
– Nie, to jest idiota – powiedział Fred, patrząc poważnym
wzrokiem na stojącą przed nim dziewczynę. – Słyszeliśmy całą ich rozmowę, i
uwierz mi, mój brat to debil. Gdyby nie Harry, śmiem twierdzić, że Draco
straciłby do niego cierpliwość. Na szczęście skończyło się tylko na słowach.
– Wyjaśnili mu wszystko? – spytała zdziwiona, lecz
uspokojona.
Fred tylko pokiwał głową. Nott zauważył jak Hermiona
zatroskanym spojrzeniem przyglądała się Weasleyowi i postanowił się ewakuować,
czując, że był przysłowiowym kołem u wozu. Wyciągnął lekko przed siebie dłoń,
chcąc dotknąć ramienia dziewczyny, jednak nie pozostając zauważonym, cofnął
rękę i zrobił parę kroków w tył, nie odzywając się nawet słowem. Obrócił się na
pięcie, wsadził dłonie głęboko w
kieszenie spodni i szybkim tempem oddalił od zajętej sobą dwójki.
Mimowolnie zerknął za siebie, wbijając spojrzenie szarych oczu w postać Gryfonki,
która zaciekle coś tłumaczyła postawnemu młodzieńcu z burzą rudych włosów na
głowie. W chwili, gdy się zaśmiała i on się uśmiechnął, jednak gdy Fred
przygarnął ją do siebie ramieniem, tak, że ta utonęła w jego uścisku, zacisnął
żeby i naburmuszony przyspieszył kroku, klnąc na siebie i na uczucie zazdrości,
które się w nim narodziło.
Teodor wpadł do Pokoju Wspólnego Slytherinu z całych sił
kopiąc bok zielonej sofy, pozostawiając tym samym dość duże wgniecenie. Nie
mając ochoty się tłumaczyć, grającym w karty Crabbe’owi i Goylowi, rzucił się
plecami na mebel i leżąc tak, nakrył oczy ramieniem prawej ręki. Nawet mu nie
przeszkadzał fakt, że materiał swetra gryzł go w twarz.
– Teo, nie mam zamiaru ci się narażać, ale przyszedł do
ciebie list – powiedział Crabble.
– Jaki list? – spytał Nott, obracając głowę w bok, by
spojrzeć na kumpli.
– Jak cię nie było przyleciała sowa. Czarna z białym
ogonem – odpowiedział chłopak.
– Debilu, on się o list pytał, a nie o sowę – zaśmiał się
Goyle, kręcąc z niedowierzania głowa, po czym odłożył karty na stolik i wyjął z
szaty białą kopertę, po czym podał leżącemu koledze.
Teodor zaciekawiony wziął ją do ręki i się jej przyjrzał.
Zdziwił się, gdyż nie była zaadresowana pismem należącym do jego ojca, a jakimś
obcym, starannie wykaligrafowanym, lekko przekrzywionym w lewo. Już miał ją
otworzyć, gdy zerknął w bok, na siedzących i wpatrzonych w niego nastolatków.
– A wy co? Lekcji nie macie? – spytał z wyrzutem.
– O cholera! Obrona! – krzyknął Vincent, zrywając się z
miejsca i wybiegając z salonu.
Gregory wstał niespiesznie z miejsca. W przeciwieństwie
do kolegi, opuszczającego w pośpiechu Slytherin, miał odrobinę oleju w głowie.
Spojrzał zaciekawiony na Notta i uniósł lekko brew.
– Ja dzisiaj pasuję, stary. Nie masz pojęcia, co miałem
za poranek – powiedział Teodor, stojącemu nad nim chłopakowi.
– Spoko, powiem Snape’owi, że się źle czujesz.
– Dzięki.
Teodor poczekał, upewniając się, że został sam, po czym
usiadł i rozerwał delikatny papier. Zaintrygowany wyjął pergamin i rozłożywszy
go, zaczął czytać.
Drogi Teodorze.
Nie mieliśmy okazji się poznać,
jednak od Twego ojca nasłuchałem się samych dobrych rzeczy na Twój temat. Był z
Ciebie bardzo dumny i zadowolony. Ciągle się szczycił Twoimi osiągnięciami oraz
nietęgim umysłem, co jest niezwykle rzadkie wśród tak młodych czarodziejów.
Zastanawiasz się pewnie dlaczego do
Ciebie piszę, a może jesteś tak inteligentny, że zdążyłeś sobie to wydedukować?
W tym momencie Teodor podniósł wzrok znad listu, bezgłośnie
błagając w myślach, by to, czego się spodziewał, nie okazało się prawdą. Wziął parę
głębokich oddechów i zaciskając szczęki, powrócił do lektury.
Uwierz mi, nie chciałem zrzucać
takich wieści na Twe barki, gdy jesteś w szkole, jednak nie miałem innego
wyboru. Arcticus, mimo moich usilnych nalegań, ciągle się wzbraniał przed
przyłączeniem Ciebie w moje szeregi. Błędnym było jego myślenie jakobym miał
cię wykorzystywać w roli kolejnego pionka. Chciałem mieć nad Tobą piecze, ze
względu na takie sytuacje, jak ta.
Teodorze, z bólem muszę cię powiadomić,
że Twój ojciec Arcticus Nott zginął podczas jednej z misji. Zapewniam cię, że
jego śmierć nie odbije się bez echa. Gdybyś chciał go pomścić, wiedz, że jego
zabójca został pojmany i będzie przetrzymywany do czasu, aż zadecydujesz, co z
nim zrobić.
Jeśli jesteś zainteresowany
propozycją, która niejednokrotnie składałem Twemu ojcu, zgłoś się do Dracona
oraz Harry’ego. Oni powiedzą Ci, co należy robić.
Z wyrazami współczucia z powodu
straty,
T.M.R.
W
całym dormitorium rozległ się rozdzierający krzyk oraz dźwięk roztrzaskującego
w drobny mak szklanego stołu.
***
Ron
siedział na ziemi, opierając się plecami o brudna ścianę. Te samą, która parę
lat wcześniej została obśliniona przez olbrzymiego trzygłowego psa, który miał
za zadanie strzec potężnego artefaktu. Chłopak
oddychał ciężko, starając sobie poukładać przyswojone informacje w jedną
logiczną całość. W rękach, opartych na kolanach, obracał różdżkę, którą mimo
wszystko wolał trzymać w pogotowiu, gdyby stojący nieopodal Draco, postanowił
się rozmyślić i uciszyć go na wieki.
–
Niby ma to wszystko sens – odezwał się w końcu Weasley. – Jednak jedno nie daje
mi spokoju – mówiąc to, zwrócił twarz w kierunku Pottera, opierającego się
barkiem o drzwi. – Skoro obrałeś stronę, to liczysz się z tym, że będziesz
musiał podnieść różdżkę na tych, którzy stoją murem za Dumbledorem.
–
Dlatego chcę, by w tym cholernym konflikcie, nie brały udziału osoby postronne.
Nie wyobrażam sobie aby twoja siostra biegała pomiędzy Śmierciożercami unikając
zaklęć. Wole nawet nie dopuszczać do siebie takich scenariuszy – odparł Harry.
–
Nie możesz wiedzieć, czy tak właśnie nie będzie. – Ron powiedziawszy to, wstał,
otrzepując ubranie z kurzu. – Tak jak powiedział Draco, zostawię to dla siebie,
do odpowiedniego czasu.
–
Nie muszę chyba mówić, co się z tobą stanie jeśli dojdzie do mnie słuch, że
kłapiesz dziobem? – spytał oschle Malfoy.
–
Mam ci odebrać przyjemność polowania na mnie, gdy wojna się zacznie? – odgryzł
się Weasley.
–
Wojna zaczyna się wtedy, gdy zostaną wytoczone działa, a jedna ze stron już to
zrobiła. To tylko kwesta czasu, aż zacznie się piekło – powiedział Draco,
wzdychając. – Jednak mimo tego, jaki ze mnie drań, to tak jak Potter, wołałbym,
by w walce nie brały udział dzieciaki.
–
To ich wybór – odparł Ron, pewny swych słów.
–
Nie, to wybór Dumbledore’a – sprostował Harry. – Za każdym razem, gdy otwiera pomarszczone
usta, spomiędzy nich wypływają obietnice lepszego jutra, tego, że każdy, nawet
najmłodsi z nas, mają ducha walki i nie powinni się lękać, bo mamy miłość –
dokończył, iście poetyckim głosem, gestykulując, jakby wystawiał dramatyczną sztukę.
– Mydlenie oczu, tym się on naprawdę zajmuje.
–
I chowaniem za plecami dzieci – dodał Malfoy, odwracając się do drzwi.
***
Nad
Bezimiennym Miasteczkiem wirowały kłęby czarnego dymu, co rusz opadające na
ziemię. Z gęstych smug, co chwilę wyłaniały się złowrogie postacie, skrywające
twarze za złotymi maskami, zza których łypały złowrogie spojrzenia. Pochód
odzianych w czerń postaci zmierzał na wzgórze, w kierunku domu, gdzie w każdym
oknie paliły się światła. Aura nad tym miejscem zdawała się być ciężka i przesiąknięta
grozą. Drapieżne kruki zataczały nad wieżyczką koła, jakby instynktownie czuły
odór śmierci.
Drzwi
stały otworem, przez nie nieprzerwanie wkraczali co rusz nowi goście.
Przekroczywszy próg, każdy z przybyłych zdawał się przecierać twarz dłonią,
powodując tym samym, że potworna maska znikała, odsłaniając oblicze. Twarze
były różne. Jedne ładne i piękne. Jedne pospolite i brzydkie. Inne bez skazy, jeszcze
kolejne z bliznami, szpecącymi skórę. Każdy z gości wędrował w głąb domu, tam
gdzie znajdywał się salon. Zawsze urządzony ze smakiem, teraz był surowy,
przygotowany na przyjęcie tak licznej grupy. Znikł stół oraz fotele z sofą,
zabrakło również fortepianu i mebli, stojących pod ścianą. Na kominku nie stały
już fotografie, a on sam został zaklęciem wciśnięty w ścianę, robiąc tym samym
miejsce. Pośrodku salonu stał ogromny podłużny stół, wokół niego ustawiono
około pięćdziesięciu krzeseł, jedno z nich – wyglądające niczym tron, stało
przy najdalej wysuniętym brzegu marmurowego blatu, a zasiadał w nim sam Lord
Voldemort.
Czarny
Pan, głaskał łeb olbrzymiego węża, który z zaciekawieniem obserwował
gromadzących się wokół Śmierciożerców. Sam Voldemort zdawał się być zadowolony.
Blade oblicze było wykrzywione w grymasie uśmiechu, a złote oczy jarzyły się z
podekscytowania.
Wtem
do salonu, przeciskając się przez czarny tłum oraz wymieniając uprzejmości,
weszło dwóch młodych Śmierciożerców. Jeden z nich miał srebrną, pozłacaną maskę,
ze żłobieniami w kształcie gotyckich ornamentów, drugiego była ozdobiona
fantazyjnym wzorem odlanym z brązu. Szybki ruch dłoni odsłonił oblicza Pottera
oraz Malfoya. Pomiędzy nimi, jako jedyny gość bez maski, stał Teodor Nott. Był
wyprostowany, a z oczu biła determinacja, duma oraz chęć zemsty.
Harry
szturchnął nowoprzybyłego w ramię, wskazując głową, by stanął przy kominku, zaś
on sam w towarzystwie Dracona przedarł się przez tłum w kierunku dwóch pustych
krzeseł, stojących po obu stronach Czarnego Pana. Zamiast wymienić uprzejmości,
chłopcy z szacunkiem pokłonili czoła i zasiedli na miejscach.
–
Wzorowa frekwencja, nie ma co – zacmokał z aprobatą Malfoy, obserwując rozmawiających
ze sobą Śmierciożerców.
–
Owszem – przyznał Voldemort, zwracając wzrok na młodzieńca, stojącego nieopodal
kominka. – Zemsta – westchnął. – Piękne zjawisko, potrafiące pchnąć nas na tor,
którego wcześniej sami byśmy nie obrali.
Harry
odwrócił się za siebie, wlepiając na chwilę wzrok w chłopaka o szarych oczach. Po chwili
spojrzał na Voldemorta.
–
Może to nie tylko chęć zemsty – zagaił. – Wielu tu zgromadzonych jest tym kim
jest przez rodzinne tradycje.
–
Masz rację, jednak, co się tyczy tego młodzieńca, to Arcticus trzymał go z dala
od tego, co my uważamy za słuszne. Kto wie, może fakt, iż jego ojciec wiernie
mi służył, utwierdził go w słuszności podejmowanej przez niego decyzji.
–
Nie powinno nas to obchodzić, dlaczego postanowił zmienić zdanie – odezwał się Malfoy.
– Dla mnie liczy się tylko to, że będziemy stać ramię w ramię, a nie przeciwko
sobie.
–
Brawo, Draco. To jest podejście, jakie szanuję. Każdy z nas tu zgromadzonych jest
różny i ma swoje powody by tu być, jednak jesteśmy niczym rodzina. Wspieramy
się, walczymy razem, umieramy razem i razem szukamy sprawiedliwości oraz
zemsty.
Gwar
panujący w pomieszczeniu zaczął ucichać. Ostatnie osoby zasiadły na
wyznaczonych miejscach i tak, w ogromnym salonie, przy długim, prostokątnych
stole, gdzie w pięknym marmurze odbijały się twarze tych, którzy przysięgli wierność
Voldemortowi, zasiadło czterdzieści dziewięć najważniejszych Śmierciożerców. Z
czarnego tła mrocznych szat odznaczały się jasne włosy rodzeństwa Carrow,
pokiereszowana i zarośnięta twarz groźnego Greybacka, smukła szczęka Scabiora,
szalone spojrzenie Bellatrix, blade oblicze Mistrza Eliksirów, kasztanowe włosy
Toucha i wiele, wiele innych znakomitych osobistości.
Gdy
wszyscy zamilkli, a pokój spowiła cisza przerywana syczeniem węża, Lord Voldemort
oparł się wygodnie w krześle, po czy przemówił:
–
Za każdym razem, gdy widzę wasze twarze moje serce się raduje. Nie tylko
dlatego, że wciąż jesteście mi wierni, ale przede wszystkim dlatego, że wciąż żyjecie.
Jednak nie każdy ma takie szczęście by tu być – powiedział, wskazując puste
siedzenie pomiędzy Severusem a Bellatrix. – Arcticus Nott. Nasz przyjaciel.
Wielkie to nieszczęście, że nie może być tu teraz z nami. Jednak jesteśmy niczym
jeden zgodnie funkcjonujący organizm, czy ekosystem. Gdy ktoś odchodzi, to jego
miejsce zajmuje kolejne istnienie. – Voldemort uśmiechnął się smutno, zwracając
swe oczy na postać młodego Notta. – Proszę, Teodorze – na dźwięk imienia chłopaka,
większość twarzy skierowało się w jego kierunku – usiądź z nami, na miejscu,
gdzie zasiadał twój ojciec. Zasiądź wśród nas jako równy nam.
Teodor
spiął się nieznacznie, widząc tyle spojrzeń utkwionych w jego osobie. Wziął głęboki
oddech i zrobił trzy kroki w przód, chwycił
ciężkie krzesło, po czym odsunąwszy je, zasiadł na nim. Wyprostował się dumnie
i spojrzał w kierunku Czarnego Pana.
–
Dziękuję, to dla mnie wielki zaszczyt – powiedział pewnym głosem, kłaniając
nisko głowę.
–
Wznieśmy kielichy, upamiętniając postać Arcticusa oraz tych wszystkich, których
nie ma już wśród nas – powiedziawszy to, Voldemort klasnął głośno w dłonie, a
na stole przed każdym z gości zmaterializował się sowicie napełniony winem
puchar.
Wszyscy
jak jeden mąż pochwycili napitki, wznosząc je ku górze w niemym toaście. Po
upiciu paru łyków, lub jak w przypadku Greybacka całego kielicha, zapadła
nostalgiczna cisza. Czarny Pan odchrząknął w końcu, subtelnie dając znak, by
ponownie skupiono uwagę na nim.
–
Puki co, wszystko idzie zgodnie z planem. Fakt, próba negocjacji z Zakonem
Feniksa okazała się fiaskiem, co za tym idzie wojna, która szczerze mówiąc jest
mi bardzo nie na rękę, jest nieunikniona. Nie chciałem rozlewu krwi. Każdy czarodziej
jest cenny. Tej lekcji nauczyła mnie panna Granger, bez której nasz cel byłby
daleki do osiągniecia. Wojna i walka to tylko teraz kwesta czasu. Zwołałem to
zebranie, gdyż muszę ogłosić parę ważnych spraw oraz przydzielić nowe zadania.
Jednak nim to nastąpi, czy ktoś z Was nie chciałby czegoś ogłosić? – Voldemort rozejrzał
się po zgromadzonych.
–
Ja mam pewne informacje – odezwała się na oko dwudziestoletnia czarownica, mająca
jasnobrązowe oczy oraz włosy.
–
Och, Kwiryna Avery! – podekscytował się Voldemort. – Twój ojciec jeszcze nie
powrócił z powierzonej mu misji?
–
Nie, Panie, dlatego też wyznaczył mnie bym go zastąpiła.
–
Rozumiem. Proszę, podziel się z nami informacjami – powiedział, zachęcając ją
ręką.
–
Trzy dni temu doszło do włamania w posiadłości Nottów.
–
Jak to? – zdziwił się Teodor.
–
Wybacz, Teodorze, ale Zakon Feniksa zniszczył posiadłość. Nie oszczędzili nawet
skrzatów. Wraz z moją grupa, mamy podejrzenia, że szukali jakichkolwiek
poszlak, gdzie znajduje się nasza główna siedziba – z ostatnim zdaniem zwróciła
się do Czarnego Pana.
–
Rozumiem, usiądź Kwiryno – powiedział Voldemort, po czym dodał: – Przekażcie
swoim grupom wzmożoną ostrożność. Zezwalam również na użycie Avady. Kończymy z łagodną polityka. To
wszystko, czy jeszcze ktoś zechce się czymś podzielić? – Szpetne oblicze
rozejrzało się po przybyłych, jednak, gdy nikt się nie odezwał, zadowolony Voldemort
przemówił: – Niewielu z was wie, jednak podczas misji, gdy zginął Arcticus,
Touchowi udało się pojmać dwóch ważnych członków Zakonu Feniksa, Remusa Lupina
oraz Syriusza Blacka. – Draco spiął się na dźwięk nazwiska mordercy jego ojca.
– Zastanawiam się, cóż uczynić, bowiem Black zabił dwóch moich drogich
przyjaciół, Lucjusza Malfoya oraz Arcticusa Notta. –Na te słowa Draco i Teodor
zdumieni skrzyżowali spojrzenia. – Zdaję sobie sprawę, że mój podopieczny, jak
i jego przyjaciel pałają żądzą zemsty, jednak jak podzielić jedną osobę między
dwoje? Obmyślałem, że skoro Draco jako, że nosi już od dawna Mroczny Znak, nie
pozbawi Black’a życia, jednak zamiast mnie, przeprowadzi rytuał dołączenia Teodora
Notta, który zgodnie z tradycją, ukazując tym samym swe czyste intencje, pozbawi
człowiek życia, w tym przypadku jego ofiarą będzie Syriusz. Liczę, że każdy
popiera moje zdanie, chyba, że jest inaczej. Może ty, Harry, chciałbyś coś dodać
w tej kwestii? W końcu Syriusz to twój chrzestny.
–
Owszem, jest nim. I mimo całej sympatii i szacunku jakim go darzę, nie mam
zamiaru przeciwstawiać się tej woli, Panie – odpowiedział szczerze Potter, mimo
wszystko czując ukłucie żalu. – Niemniej jednak, chciałbym przed egzekucją z
nim porozmawiać.
–
Nie wiedzę problemu. Draco? Masz jakieś uwagi?
–
Nie, Panie – odparł hardo Malfoy.
–
Doskonale. Teodorze, czy jesteś gotów, by dziś dostąpić zaszczytu noszenia
Mrocznego Znaku? – spytał Voldemort, chłopaka słuchającego uważnie każdego słowa.
–
Tak, jestem na to gotów.
–
A więc ustalone. Gdy zegar wybije północ nasze szeregi się powiększą. Druga sprawa
jaką chciałem omówić, to sojusze. Greyback porozumiał się z dwoma watahami
wilkołaków i nadal szuka kolejnych, Travers wynegocjował sojusz z trzema
klanami wampirów, olbrzymy się jeszcze nie zdecydowały, sądzę jednak, że to tylko kwestia czasu. Jednak tego
zacznie nam powoli brakować, a wilkołaków mamy za mało, o wiele za mało. Stąd
też zadanie dla każdego z Was, prócz Draco i Harry’ego, wypytajcie się w swoich
oddziałach, kto nie chciałby poznać życia w wilczej skórze. Jeden wilkołak
marnuje się nam w lochach, a mógłby się przydać
w stworzeniu pokaźnej armii żadnej… przygód.
To koniec zebrania. Ci, co są zainteresowani uczestnictwem w dołączeniu młodego
Notta mogą zostać, reszta może się rozejść, a wy – tu zwrócił się do Malfoya i
Pottera – udajcie się do mojego gabinetu.
O jej... jak Ty możesz tak pisać? No, nie mam słów. Zajebiście ;))
OdpowiedzUsuńZachwycający rozdział, nie mogę się doczekać kolejnych!
OdpowiedzUsuńDługo oczekiwany przeze mnie rozdział :) Mam dygotki! Nie mogę się doczekać rozmowy Syriusza i Harry'ego :3
OdpowiedzUsuńTaaaaak dlugo czekac, ale opłacało sie :D
OdpowiedzUsuńGenialne !
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! A wszystkie inne po prostu powalają :) Przeczytałem wszystkie w 2 dni i już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńLovciam, Lovciam i jeszcze raz Lovciam to opowiadanie!!
OdpowiedzUsuńJak zawsze powala na łopatki!
Życzę weny i z niecierplowością czekam na kolejny powalający rozdział!!
Masz na blogu ustawione, że usuwasz komentarze z linkami do blogów. Więc po co sama to robisz?
OdpowiedzUsuńTo pytanie nie ma na celu Cię obrazić ani nic.
Gdyby była zakładka ze spamem, to tam bym zostawiła nowinkę. Starałam się po prostu poinformować wszystkich czytelników, że blog został zreanimowany.
UsuńWspaniały rozdział! Mam dziwne przeczucie, że Ron zrobi coś głupiego. Szkoda, że Syriusz będzie musiał umrzeć ;-;
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co Voldi zrobi z Lupinem c:
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam MB
No wreszcie kolejny rozdział! ALE SUPER! :D jest megamegamegafajny!
OdpowiedzUsuńJEST TAKI CUDOWNY, ŻE WARTO BYŁO CZEKAĆ! Sorki, ale nie mam ostatnio weny na komentarze. Dlatego tylko tyle ;) ściskam i całuję
~Carolina Katie Weasley
P.S. Ty chcesz całkiem zeźlić Harry'ego? :)
Sam Lord Voldemort napisał list do Notta, ja ogromnie zaszczycona bym się czuła. Tylko wolałabym znaleźć w nim inną treść niż informacja o śmierci jednej z najbliższych mi osób. Tata mnie tu pogania, bo późno i mu przeszkadzam, a taką ochotę miałam Ci tu napisać rozbudowany komentarz. Cóż, czasami i tak bywa.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńsam Fred przyznał, że Ron jest idiotą, Theodror jest zakochany w Hermionie, i przyłącza się do Voldemorta, trochę żal mi Syriusza jestem ciekawa jak zareaguje na rozmowę z Harrym....
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie