środa, 29 stycznia 2014

ROZDZIAŁ 45.


            Ron biegł ile sił miał w nogach. Po drodze szturchał i trącał innych uczniów, którzy stali mu na drodze.  Szata, którą miał na sobie, łopotała głośno, podeszwy butów odbijały się echem o posadzkę. Za nim pędził Draco. Na jego czole zaczął perlić się pot, Weasley był dużo od niego szybszy. Nie zastanawiając się, wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni. Gdy ściskał ją w dłoni myślał, co właściwie robił. Nagle usłyszał za sobą nawoływania Harry’ego:

– Draco! Stój!

Nie mając zamiaru odpowiedzieć, czy nawet się na chwilę obrócić, nie zwolnił kroku, cały czas, mając wzrok utkwiony w coraz bardziej oddalających się plecach rudowłosego Gryfona.


Ron skręcił w lewo, kierując się ku ruchomym schodom. Chłopak pomyślał, że to będzie doskonała taktyka do zgubienia pościgu. W głowie kłębiły mu się najróżniejsze myśli. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego Hermiona wyjawiła Draco i Harry’emu, że ich widział. Jeżeli jego przypuszczenia były trafne, to właśnie Potter z Malfoyem stali za śmiercią Zachariasza i tej niczemu winnej dziewczyny, jeśli Hermiona wiedziała o tym, to musiała sobie zdawać sprawę z tego, że jego – Ronalda Weasleya – może czekać podobny los, co dwójki pechowych Puchonów. Szczerze mówiąc, w tej chwili miał gdzieś, o co w tym wszystkim chodziło. Miał gdzieś, że Hermiona trzymała z Śmierciożercami, miał gdzieś, że Dumbledore zaszył się parę dni temu, Merlin wie gdzie, nie dając znaku życia, pozostawiając szkołę pod opieką Snape’a, miał gdzieś, że doszły go słuchy, jakoby trzech członków Zakonu Feniksa zapadło się pod ziemię, w tym Syriusz i Lupin, teraz miał to w nosie, bo dla niego, w tamtej chwili, liczyło się to, by uciec gdzie pieprz rośnie psychopatycznemu dupkowi spod herbu węża. Nie miał zamiaru skończyć z pustym wzrokiem wlepionym w sufit, chciał przeżyć.

Draco złapał się ręką za murek, by pomóc sobie w obraniu nowego kierunku. Wbiegł do hallu, gdzie pięły się ruchome schody, które niejednokrotnie płatały uczniom figle. On sam nie był wyjątkiem od reguły, ilekroć zakradał się do wieży Gryffindoru, lądował na zupełnie innym piętrze niż miał zamiar. Draco uśmiechnął się nieznacznie, by po chwili zacisnąć szczeki, gdy zauważył jak Ron pokonywał w podskokach kolejne stopnie. Już miał za nim ruszać, gdy schody zaczęły zmieniać położenie.

Rozpędzony Ron zachwiał się, omal nie wypadając za barierki. Ze strachem i determinacją spojrzał w dół, a wtedy jego oczy skrzyżowały się z tymi od Malfoya.

Młody arystokrata poczuł jak ktoś szarpie go za rękaw koszuli; zdenerwowany obejrzał się w bok. Uwieszony na jego ramieniu pochylał się Potter, dyszący niczym Express Hogwart.

– Gdzie on jest? – wydyszał Złoty Chłopiec, pomiędzy kolejnymi próbami złapania tchu.

– Schody kierują go na trzecie piętro, masz pojęcie, gdzie może się tam ukryć? – odpowiedział oschle Malfoy, a w tym czasie Ron rzucił się biegiem w ciemny korytarz, tak bardzo znajomy dla niego i Harry’ego.

Potter wyprostował się i zadarł głowę, by spojrzeć na schody.

– Mam pewien pomysł, chodźmy… – mówiąc to, szturchnął sugestywnie Dracona w kierunku schodów.

Jasnowłosy Śmierciożerca spojrzał na rozmówcę ze zdziwieniem.

– Wiec, teraz zabicie go to nie taki zły pomysł? – spytał z nieukrywaną ekscytacją.

– Na mózg ci padło, Malfoy? – zrugał młodzieńca Potter. – Kto mówił coś o zabijaniu? Chcę z nim porozmawiać.

Draco zaczął wchodzić po stopniach,  jednak nie spieszył się, tak jak przed chwilą.

– Porozmawiać? – prychnął, chowając różdżkę do kieszeni, co nie umknęło uwadze Harry’ego.

– Chciałeś to zrobić w biegu? – spytał urażony, pokazując kawałek drewienka skrytego pod materiałem spodni.

– O, tak! Rzuciłbym avadę przez cały korytarz przepełniony wrzeszczącymi  bachorami – zironizował. – I to ja jestem ten zły? Harry, czyżbyś znał tylko to jedno zaklęcie? Skup się: od czego jest taki zwyczajny Perificus Totalus? – Widząc, jak Potter ubolewał nad własną głupotą, kontynuował: – A wracając do twojej wcześniejszej sugestii, nie sadzę, by rozmowa z Wiewiórem coś dała. Przypominam ci, że wy już się nie przyjaźnicie.



Wtem, równie zdyszany jak jego poprzednicy, do hallu wpadł Fred. Zdenerwowany rozglądał się wokół, szukając wzorkiem brata, jednak zamiast niego dostrzegł dwójkę Ślizgonów wchodzących leniwym krokiem po schodach, którzy rzucili się w pogoń za Ronem.

Zaraz za Fredem przybiegł Nott.

– Ja bym na twoim miejscu się nie wtrącał, Weasley – powiedział Teodor, błądząc za wzrokiem starszego od niego chłopaka.

– Mam się nie wtrącać, a później pomagać w eskorcie mojego brata do skrzydła szpitalnego? – spytał z przekąsem, na co Nott tylko prychnął.

– Uwierz mi, są sprawy, w które ani ja, ani ty nie powinniśmy się wtrącać.

Fred rozluźnił się trochę i spojrzał na Ślizgona z nieukrywaną niechęcią.

– Zamiast tu biec, powinieneś być przy Hermionie, która cała roztrzęsiona siedzi w Wielkiej Sali. Bądź, co bądź, ona wywołała to zamieszanie, nieumyślnie – fakt, ale mimo wszystko. Idź do niej, a ja poszukam tych matołów.

– A co ty masz z tym wspólnego, Nott? – odezwał się Fred z bojowniczym tonem głosu.

– To, że z nas dwóch, tylko ja mam pojęcie, co się tu dzieje – powiedziawszy to, bez pożegnania, ruszył ku schodom.

Fred jednak nie dał za wygraną i czym prędzej dogonił oddalającego się Ślizgona, który gdy tylko spostrzegł, że naczelny rozrabiaka Hogwartu nie miał zamiaru odpuścić, głośno i brzydko zaklął pod nosem.

– Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałem, Weasley – warknął w kierunku zbliżającego się chłopaka.

– Ale mnie nie ostrzegłeś – powiedział zbity z tropu Fred.

– Więc cię ostrzegam, i pozwól, że dodam coś od siebie jako, że jestem obeznany w tej pochrzanionej historii. Po pierwsze, nie ingerujesz, co by się nie działo, masz nic nie robić. Po drugie, co zobaczysz i co usłyszysz zachowujesz dla siebie, jasne? W innym wypadku, może się okazać, że nie dożyjesz walentynek, i nie Fred, to nie jest groźba. Po trzecie, nie wszystko jest takie jakie się wydaje być, ok?

– Cokolwiek to znaczy, zgoda, chociaż i tak nic z tego nie rozumiem.

***



Draco szedł w  ciszy u boku Harry’ego, który trzymał przed siebie wyciągniętą różdżkę, oświetlającą drogę poprzez ciemne korytarze. Szli w ciszy, starając się wyłapać jakikolwiek dźwięk zdradzający obecność Rona. Po chwili do ich uszu doszedł nieprzyjemny dla uszu zgrzyt i szczęk zamka na końcu korytarza.

– Mam nadzieję, że nie będzie chciał powtarzać wędrówki z pierwszego roku. – Westchnął Harry, przyśpieszając kroku.

Gdy wraz z Draconem znalazł się przed tak dobrze znanymi mu drzwiami, przymknął oczy, starając się w głowie ułożyć jakiś plan. Nie wiedział, czy Ron będzie w środku, a jeśli będzie, to czy z miejsca nie potraktuje ich klątwą. Harry starał się myśleć racjonalnie, jednak sam w sobie toczył walkę. Jedna cześć podpowiadała mu, że najlepszym wyjściem, będzie uciszenie Gryfona, druga strona mówiła, by z nim porozmawiać, lub zwyczajnie zaczarować.

Harry spojrzał na Dracona, któremu z przejęcia na skroni pulsowała żyłka. Nie musiał nawet zgadywać, o czym ten myślał. Czuł, wiedział, że obmyślał na ile sposobów mogł uśmiercić Weasleya.

– Wchodzimy? – spytał Dracon, przygrywając ciszę.

– Tak. Przygotuj różdżkę, Ron może tylko wygląda na idiotę, ale uwierz mi, gdy trzeba potrafi zaskoczyć pomysłami.

– Jasne. Rozumiem, że nie mam go krzywdzić? – powiedział Malfoy, z nutą nadziei w glosie.

– Na ile to będzie możliwe. Pamiętaj, on wie, kim jesteśmy, i jest w Zakonie, który nigdy nie cackał się z czarodziejami naszego pokroju.

– Harry, pozwól, że ci o czymś przypomnę: my też jesteśmy w tym Zakonie, a teraz naciskaj tę cholerną klamkę, starszyny tu ziąb.

Potter kiwnął głową, i wypuszczając powietrze z płuc, delikatnie położył dłoń na zimnym kawału metalu. Nacinał, a ku jego zdumieniu zamek od razu puścił. Uchylił więc drzwi, zajrzał do środka, a gdy nie zauważył nic podejrzanego rozwarł je na oścież. Przed nim, w rogu najdalszej ściany stał Ron. W dłoni trzymał różdżkę skierowaną wprost w pierś Dracona, jakby instynktownie wiedział, który z tej dwójki był gorszym ziółkiem.

– Niech zgadnę – zaczął Ron, starając się ukryć drżenie głosu. – Skończę jak Smith?

Draco mimowolnie się roześmiał.

– Co cię bawi, Malfoy? – warknął Ron. – Od zawsze czułem, że z tobą jest coś nie tak. Jednak to ignorowałem, bo byliśmy kumplami, ale ty, Harry? – wymieniając imię przyjaciela spojrzał mu w oczy, na co ten tylko spiął mięsnie ramion. – Dlaczego? Dlaczego tak się zmieniłeś?

– Ron, jest wiele rzeczy o których nie masz pojęcia– zaczął Potter, jednak rudowłosy młodzieniec mu przerwał.

– Niby jakich? Doskonale wiem, ze jestem Śmierciożercą…



W ciemnym korytarzu pomiędzy dwoma kolumnami stał Fred i Teodor, którzy przysłuchiwali się całej rozmowie.

– Harry coś tam wspominał – szepnął Fred.

– Zamknij się i słuchaj. Jeśli twój brat będzie mądry i nie da się zabić, to usłyszysz wszystko – warknął Nott.



– …widziałem cię wtedy, Snape i Draco prowadzili cię do Zakazanego Lasu, a razem z wami był Blaise i Nott.  Nie mogłem w to uwierzyć…

– Ron, po pierwsze opuść różdżkę… – poprosił Harry, robiąc krok w kierunku Weasleya.

– Nie ma mowy, nie stanę się bezbronny, gdy z tobą jest ten morderca – powiedział ostro, patrząc wprost na Dracona, który już dawno opuścił różdżkę. – Czuję, że to on stoi za śmiercią Zachariasza, ty nie byłbyś w stanie tego zrobić.

– Tak, święty Potter, duma i chluba Gryffindoru, Złoty Chłopiec, Zbawiciel świata. Serio, Weasley? Nadal wierzysz w te bajki? Nadal myślisz, że wszystko jest proste jak w opowieści dla dziecka, że jest tylko dobra i zła strona, że są tylko czarne i białe charaktery? Obudź się – powiedział Draco, kręcąc przy tym głową. – Łatwo powiedzieć „morderca”, prawda? Ale czy sam, gdyby nastała wojna byś nie zbijał w obronie tych, którzy są ci bliscy? Zanim nazwiesz kogoś mordercą, czy zwykłym zimnym draniem, postarają się ujrzeć dany fakt z każdej perspektywy; nie zapominaj, że każdy medal ma dwie strony. Każdy. Czy to ja, Harry, ty, a nawet Dumbledore. Jeśli nie znasz całej prawdy, to nie zachowuj się jak rozhisteryzowana dziewczynka.

– Draco – powiedział Harry ostrzejszym tonem. – Nie prowokuj go, gdy mierzy do nas z różdżki, ok?

– Może masz racje, może Hermiona również, ale mimo wszystko, jak mam się zachowywać, gdy cały mój świat stanął na głowie? Co mam robić, co mam myśleć? Nie znam prawdy, o której mówicie, ale postawcie się w mojej sytuacji. – Ron zdenerwowany przeczesał wolną ręką włosy, a drugą, w której dzierżył różdżkę, opuścił, wzdychając przy tym przeciągle.

Draco i Harry spojrzeli po sobie zdezorientowani nagłą zmiana postawy chłopaka.

– Chcę zadać ci parę pytań, Harry – odezwał się Ron po chwili ciszy.

– Pytaj, jeśli będę w stajnie, to udzielę ci odpowiedzi.

– Od kiedy masz kontakty z Sam Wiesz Kim? – padło pierwsze pytanie, a Harry, mając dość stania w miejscu, zaczął krążyć po pomieszczaniu.

– Pamiętasz Turniej Trójmagiczny? Wtedy spotkałem go na cmentarzu, gdy zginął Cedric, wtedy z nim rozmawiałem. Jednak już wcześniej miałem podejrzenie, że Dumbledore karmił mnie kłamstwami.

Ron spojrzał zdezorientowany na Harry’ego. W pierwszej chwili nie wiedział, co powiedzieć, jak się zachować. Wiadomość , o tym, że jego przyjaciel od tak dawna miał styczność z najgroźniejszym czarnoksiężnikiem porządnie nim wstrząsnęła.

Draco w tym czasie splótł ręce na piersi, a jego twarz wyrażała potworne znudzenie. Miał nadzieję na jakąkolwiek potyczkę z Ronem, tak dla zasady, byleby mieć okazję utrzeć nosa temu wścibskiemu gnojkowi.

Ron zerknął na arystokratę. Zaczął się zastanawiać jaki on miał w tym udział.

– A ty, Malfoy?

Draco, słysząc swoje nazwisko, potrzasnął głową i zamrugał oczami. Skierował spojrzenie na rudowłosego chłopaka, nie bardzo wiedząc, o co ten pytał.

– Jaki ty w tym miałeś swój udziel? – sprecyzował pytanie Ron.

– Ja? To chyba raczej głupie pytanie, nie sadzisz? – odezwał się Dracon, podchodząc trochę bliżej Gryfona. – Dobrze wiesz, kim był mój ojciec. Doskonale zdajesz sobie sprawę w jakich przekonaniach mnie wychowywano, co za tym idzie, zawsze osławiony Voldemort był w moim życiu obecny. Jeśli zaś chodzi o Pottera, to otworzyłem mu oczy, ujawniając kłamstwo jakim mącił go stary Drops oraz Snape.

– Kłamstwo? – Zdziwił się Ron, spoglądając na Pottera.

– Ron, tego nie da się wyjaśnić w ciągu paru chwil – powiedział Harry. – Moje całe życie było kłamstwem, a jedyne, co mogę ci ujawnić to fakt, że moich rodziców nie zabił Voldemort.

– Uznajmy, ze wam wierzę. Co z reszta? Z Zakonem?

– Jeśli pytasz, o to czy jesteśmy wrogami, to w tej chwili nie. Jeszcze nie – odpowiedział Harry poważnie.

– Wojna jest nieunikniona, Weasley, ale jeszcze się nie rozpoczęła. Więc, to, co wiesz na nasz temat, zachowaj dla siebie, i w obliczu walki, możesz wykorzystać te informacje, jak ci się będzie podobało. Czy dla celów Zakonu Feniksa, czy dla swoich własnych. Jednak miej świadomość w kogo wymierzysz różdżkę – przemówił Draco, tonem oznajmującym, że to koniec dyskusji.

– A Hermiona? Ona po czyjej jest stronie? – spytał z przejęciem Ron.

– Powiedzmy, że jest neutralna – odpowiedział Harry. – Słuchaj Ron, nie chcę mieć w tobie wroga. Chciałbym, by każdy z moich przyjaciół, włącznie z tobą, gdy zacznie się walka, nie brał w niej udziału, bo to nie wasza wojna.

– Nie nasza? A czyja?

– Każdy z nich… Dumbledore i Voldemort mają własne cele, które chcą zrealizować. Ja chcę się zemścić na zabójcy moich rodziców oraz za wszystkie kłamstwa i oszczerstwa jakimi mnie karmiono, jak również za to, że nie jestem dla Dropsa nikim innym jak mięsem armatnim, mającym za zadanie wypełnić przepowiednię.

– Mówisz o tej…? – spytał niepewnie Ron.

– Tak, o tej przepowiedni, tej, w której umieram.





Fred zszokowany oparł się o ścianę.

– To jest nowość – powiedział, a Nott tylko prychnął.

– Powinieneś się cieszyć, że skończyło się tylko rozmową.

***







W bezimiennym miasteczku, w domu na wzgórzu, głęboko pod ziemią, w jednym z lochów siedziało dwóch mężczyzn. Syriusz Black krążył niespokojnie po celi, a towarzyszący mu Remus Lupin, nędzniał pod jedną ze ścian i obserwował przyjaciela.

– Nie mogę uwierzyć, że daliśmy się pojmać w tak głupi sposób – powiedział Black, przystając na chwilę.

– Tylko o tym myślisz, stary druhu? Ja bym na twoim miejscu bardziej przejął się tym, że jesteśmy jeńcami Voldemorta, co samo w sobie nie brzmi dobrze. Zważywszy na to, iż on nigdy nie bierze nikogo bez powodu, a w czym my mu możemy być potrzebni? Osobiście uważam, że w niczym – powiedział gorzko wilkołak.

Syriusz spojrzał na przyjaciela i potarł palcami czoło, zastanawiając się nad czymś głęboko.

Wtem w lochu dało się słyszeć echo czyś kroków. Remus zerwał się z podsadzki i podszedł do drzwi, chwytając w dłonie brudne żeliwne kraty małego okienka. Wytężył wzrok, starając się dostrzec cokolwiek w panującym wszędzie półmroku. Po chwili zza rogu dało się dostrzec łunę pomarańczowego światła płynącą z pochodni, którą trzymała dłoń należąca do samego Czarnego Pana.

– Panowie – odezwał się czarnoksiężnik nader uprzejmym głosem, podchodząc do celi i zerkając do niej wężowymi oczami. – Wybaczcie, że nie ugościłem was należycie, ale jak wiecie, moi poplecznicy, mogliby być niezadowoleni z tego, iż wrogowie pławią się w luksusach.

– Powiedz czego chcesz, albo zwyczajnie nas zabij. Doskonale wiemy, że nie jesteśmy ci do niczego potrzebni – warknął Remus, bez krzty strachu.

– Ty jesteś wilkołakiem, więc przydasz mi się, i to bardzo – westchnął Voldemort wyraźnie znudzony. – Zaś ty, Syriuszu, zabiłeś moich dwóch najlepszych ludzi, na dodatek ojców zbuntowanych i niesfornych nastolatków, którzy o ile się nie mylę, będą żądni zemsty.

– Draco jest w Zakonie Feniksa – powiedział Syriusz pewny słych słów. – To dobry, aczkolwiek zagubiony, chłopak. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego kim był jego ojciec, że był złym człowiekiem, dlatego do nas dołączył.

W całych lochach rozbrzmiał jadowity, szaleńczy śmiech Voldemorta. Czarnoksiężnik wydawał się być szczerze rozbawiony wypowiedzią prawego czarodzieja.

– Och, Syriuszu, jakże żałuję, że twój brat nie miał takiego poczucia humoru – powiedział, wzdychając nostalgicznie, przywołując wspomnienie młodszego z Blacków. – Jednak jesteś w błędzie – powiedział nagle, przybliżając się gwałtownie do krat. –  Draco Malfoy gra podwójne skrzypce, mieszka tu, w moim domu, wraz z moją jakże uroczą małżonką, a jego ciotką. Pamiętasz Bellę? Szalona kuzynka, która zawsze przyprawiała cię o zimne dreszcze.

            Animag cały się spiął na słowa wychodzące spomiędzy wąskich, szpetnych ust. Nie mógł uwierzyć w ani jedno jego słowo. To zawsze był manipulator i kłamca.

            – Ty tak mówisz – syknął zdenerwowany.

            – Jak długo masz zamiar nas tu trzymać? – spytał Remus, który w mig uwierzył w słowa czarnoksiężnika.

Jeszcze nie tak dawno bronił zaciekle Dracona i Harry’ego, gdy Syriusz i Moody spekulowali najgorsze, a teraz? Zaczynał wierzyć, że to jednak była prawda, podczas, gdy sam Syriusz starał się odeprzeć te myśl jak najdalej.

            – Wybaczcie, ale musze już was opuścić. Obowiązki mnie wzywają – powiedział Czarny Pan, i już miał się oddalić, gdy leniwie obrócił głowę, po czym uśmiechając się szyderczo, spytał zasiewając ziarno niepewności:

            – A jak się miewa Harry Potter, Syriuszu?




10 komentarzy:

  1. Świetne opowiadanie, bardzo mi sie podoba. W ciagu paru dni przeczytalam całe i bardzo wciagnela mnie twoja historia :) masz na prawdę fajny styl pisania ktory potrafi mocno zaciekawic i wciagnac do tego świata. Życzę ci duzo weny i z niecierpliwością wyczekuje następnego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. trochę ostatnio byłam ostrzejsza w swych komentarzach tutaj, jednak niektóre rozdziały zasługiwały na większą krytykę. Dziś natomiast złego niewiele mogę rzec o tym rozdziale. Bardzo długi rozdział w porównaniu z ostatnimi, ładnie i zgrabnie napisany. Przyczepić się mogę do paru literówek i widziałam także jakiś błąd ortograficzny, ale oprócz tego-było świetnie! Wydaje mi się, że wreszcie powracasz do tej starej, dobrej formy, którą miałaś przed paroma miesiącami. Zaskakująco szybko dodałaś kolejny rozdział, podejrzewam więc, że również częstsze pisanie ma u ciebie wpływ na styl.
    Nie miałam zbyt wielkich oczekiwaniach co do kolejnych rozdziałów, ale udowodniłaś, że stać się na bardzo wiele. Mam nadzieję, że teraz będzie już coraz lepiej ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. epicki rozdzial i dlugi *.*
    czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo świetnie że dodałaś nowy rozdział tak szybko <3 ^_^

    OdpowiedzUsuń
  5. boskie <3 nie mogę się doczekać kolejnych notek!
    weny! :) :*


    Magnolia

    OdpowiedzUsuń
  6. Czekam niecierpliwie, oby tak dalej :D Życzę natchnienia ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział ;) Bardzo ciekawa koncepcja, w dodatku dobrze zrealizowana i zwieńczona ciekawym stylem ;) Nie do końca orientuję się we wszystkich wątkach jeszcze, ale jak przeczytam do końca od początku, to będzie dużo lepiej ;) Nie ogarniam, czy Harry jest mroczny, czy nie, ale całkiem lubię Draco tutaj ;P Bardzo przyjemnie się czytało i dziękuję za miło spędzony wieczór ;)
    pozdrawiam
    C.I.

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietnie napisane! Nawet lepiej niz J. K. Rowling! Zycze powodzenia i dziekuje za milo spedzony czas. Pozdrawiam, A.W. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Na maila odpowiem jutro, za co bardzo Cię przepraszam. Wiem ile on na dla Ciebie znaczy.
    Ron został doinformowany w sprawie wszystkich rzeczy, których sam musiał się domyślać. Aż sama się zmachałam, gdy czytałam początek. Czasami Harry przeraża mnie swoją głupotą, mógłby się czasem zastanowić nad niektórymi słowami. Niemniej jednak doskonale przedstawił Ronowi wszystko, co ma z nim związek. Fred się nieźle zmieszał, jak widzę. Voldemort jest nad wyraz zgryźliwy. I to ostanie zdanie, które wypowiedział. Dresz przeszedł mi po plecach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Witam,
    wspaniały, i co postanowi Ron, na całe szczęście skończyło się rozmową, ku wielkiemu nie zadowoleniu Draco, co Voldemort planuje z Syriuszem i Remusem, zasiał ziarno niepewności...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prorok Codzienny