Wysoka,
już uschnięta, trawa kołysała się na
porywistym wietrze, dając złudzenie wzburzonego morza. W oddali, za polaną,
było widać rysujące się na horyzoncie
domostwa prostych ludzi, nieświadomych tego, że otaczał ich inny świat. Świat,
w którym istniała magia, ta dobra i ta zła.
Słońce
skryło się za chmurami, a zimny wiatr niósł ze sobą chłód. Na dniach deszcz
zamieni się w biały puch sypiący się z nieba.
Sześć osób odzianych w czarne peleryny
przedzierało się przez obumarłą roślinność. Severus Snape kroczył na przedzie,
nie mając ochoty wdawać się w dyskusje z osobnikami, których przydzielił mu do
zadania Voldemort. Nie rozumiał, czemu miał wykonać tak absurdalne zadanie – każdy
ze śmierciożerców mógłby być tu i teraz na jego miejscu. Iść przed siebie szarą,
zadbaną ulicą po to, by pojmać nic nieznaczących mugoli.
Pozostała
piątka wiernych sługusów Czarnego Pana rzucała sobie ukradkowe spojrzenia.
Złote oczy należące do wilkołaka, który u wielu wzbudzał strach, łypały
łapczywie na kobietę idącą po jego prawej. Alecto Carrow wraz ze swym bratem
Amycusem szeptali między sobą. Myśl o
tym, że Alecto przelała już tak wiele krwi, napawała Greybacka jeszcze większym
apetytem. Pozostała dwójka, której twarze zasłaniały złote maski, podążała w
milczeniu na końcu pochodu. Snape i reszta nie znali ich imion, wiedzieli tylko
tyle, że byli nowi i że to ich pierwsza misja.
Minąwszy paręnaście jednakowo wyglądających
domów, Severus zatrzymał się przed kolejnym, niczym nieróżniącym się od
pozostałych.
–
To tu – powiedział stanowczym, pozbawionym emocji głosem.
Poplecznicy
Voldemorta rozejrzeli się po okolicy. Fenrir przechylił głowę niczym zwierzę,
przyglądając się białej tabliczce z wymalowanymi czarnymi napisami
zdradzającymi nazwę ulicy.
–
Privet Drive – wychrypiał gardłowym głosem, spoglądając na przywódcę.
–
Tak, Greyback. Privet Drive. Nie odpowiada ci coś? – spytał Snape, lustrując
kreaturę wzrokiem.
Bestia
pokręciła głową, nie zgłaszając żadnego sprzeciwu.
Zadowolony,
o ile przy tych warunkach pogodowych i towarzystwie, w jakim się Snape
znajdował, można mówić o zadowoleniu, ruszył do drzwi spod numeru czwartego.
Nie wysilając się, uniósł chudą, ziemistą dłoń i zapukał. Po niecałej minucie
otworzył im czarnowłosy mężczyzna, u którego znać było już pasma siwych włosów.
Jego niebieskie oczy przebiegły czujnym wzrokiem po całej szóstce, zatrzymując
się w końcu na twarzy Severusa.
–
Tak? – spytał, a paciorkowate oczka rozszerzyły się ze zdumienia, gdy zdał
sobie sprawę, z jakiego pokroju ludźmi miał do czynienia.
Jego
sflaczała broda zaczęła się trząść w rytm szczękających z przerażenia zębów. Co
jak co, ale on nienawidził czarodziejów najbardziej na świcie.
–
Pójdziesz z nami – odparł spokojnie Severus, ustępując miejsca wilkołakowi,
który z gardłowym warczeniem wysunął się przed szereg, wyciągając szpony w
kierunku Vernona.
–
Skarbie? Kto przyszedł? – Z wnętrza domu dobiegł ich piskliwy, kobiecy głos.
–
Kochanie, zostań w środku, to czarodzieje, oni…
Huk
upadającego ciała rozległ się w cichej okolicy.
–
Jesteś poważny? – syknął Greyback w stronę Carrowa dzierżącego różdżkę.
Amycus
tylko spojrzał z politowaniem na wilkołaka i wykrzywił wargi w uśmiechu.
–
Oszołomiony nie będzie zadawać głupich pytań, prawda? – powiedziała Alecto,
starając się bronić skórę brata.
–
Vernon? Nie stój tak w drzwiach, wpuść gości…
Petunia
wyjrzała zza futryny drzwi prowadzących z salonu.
Widząc
nieprzytomnego męża pisnęła, upuszczając trzymaną w ręku filiżankę na podłogę.
Krucha porcelana rozleciała się na kawałki, a kawa zaczęła wsiąkać w
bladoróżowy dywan leżący w holu.
–
Mamo? – otyły, nieładny chłopak zaczął schodzić po schodach, chcąc sprawdzić,
co wytrąciło rodzicielkę z równowagi.
–
Dudley, uciekaj! – wykrzyczała w stronę syna w momencie, gdy odziane w czerń
postacie przekroczyły próg domu.
Młodzieniec
ile sił w nogach zaczął biec na piętro, wilkołak instynktownie ruszył za
ofiarą.
–
Tylko go nie pocharataj! – krzyknęła za oszalałym Fenrirem Alecto, celując
różdżką w przerażoną kobietę. – Miało nie być dzieciaka – wysyczała w kierunku
Severusa.
–
Zdażają się potknięcia – odparł beznamiętnie.
–
Co… jak… czego chcecie… nic nie mamy… jego tu nie ma…. – jąkała się wystraszona
Petunia, patrząc błagalnym wzrokiem na intruzów.
Snape
podszedł do niej z wyrazem znudzenia na twarzy, patrząc jej prosto w oczy.
–
Nie przyszliśmy po Pottera, głupia kobieto – odparł, po czym ruszył na piętro.
–
Petrificus Totalus – wyszeptała Alecto,
patrząc z błyskiem w oku, jak bezwładne ciało mugolki osunęło się na podłogę.
_____
–
Zostawisz nas? – spytał Blaise Notta leżącego w łóżku z nosem w książce.
Teodor
pozbierał swoje rzeczy, widząc minę przyjaciela oraz towarzyszącą mu Ginny. Minął
parę w drzwiach, jeszcze rzucając za
nimi ukradkowe spojrzenia.
Wielce
nieszczęśliwy, że musiał przerwać czytanie jakże ciekawej lektury, skierował
kroki do pokoju wspólnego. Z miną męczennika przysiadł się do Pottera.
Ten
tylko spojrzał na niego, unosząc czarne brwi, jakby czekał, aż Nott zacznie
mówić.
–
Nic nie wiem, Potter – powiedział Teodor, po czym zaczął rozglądać się po
pomieszczeniu. – A gdzie nasz książę?
– spytał Nott, zauważając nieobecność Malfoya.
–
Ma obchód, raczej Pansy ma, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć, więc musiał ją
zastąpić.
W
pustej sypialni chłopców stał Blaise, uważnie obserwując każdy ruch
Weasleyówny. Dziewczyna chodziła po całym pomieszczeniu, lustrując wzrokiem
każdy najmniejszy zakamarek. Jej uwagę przykuło łóżko, na którym leżała Mapa
Huncwotów wraz z różdżką Harry’ego.
–
Widzę, że Harry na dobre się wprowadził – powiedziała Ginny, odwracając się
twarzą do Zabiniego.
Jej
piwne oczy zaczęły się dokładnie mu przyglądać. Zabini stał wyprostowany.
–
Może usiądziesz? – zaproponował po chwili ciszy, wskazując dłonią na fotel
stojący w kącie.
Ginny
tylko pokręciła głową.
–
Postoję – odpowiedziała cicho.
–
Więc… Zdradzisz mi cel swojej wizyty? – dopytywał Blaise; nie wiedząc, jak się
zachować, przysiadł na swoim łóżku.
Ginny
wypuściła ze świstem powietrze.
–
Nurtuje mnie to, że się obudziłam w twoim łóżku. Pomyślałam, że może czegoś się
dowiedziałeś i trochę mnie uspokoisz – powiedziała w końcu, patrząc uważnie na Zabiniego,
któremu nawet brew nie drgnęła, podczas gdy Ginny starała się wydusić w miarę
składne zdanie.
Jednak
po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
–
Do niczego miedzy nami nie doszło, Ginny. Nie masz się o co martwić.
–
Od kiedy to mówisz do mnie po imieniu? – spytała, unosząc brew, lekko zbita z
tropu; dłonie schowała do kieszeni bluzy.
Nie
odpowiadając, wstał, dając znak, że to koniec rozmowy.
Ginny
wyminęła go, lekko szturchając ramieniem; otworzyła drzwi i już miała kierować
się do wyjścia, gdy usłyszała Blaise’a wołającego ją po imieniu. Odwróciła się gwałtownie, patrząc
w głąb korytarza.
–
Co? – spytała, łapiąc się pod boki. Jej postawa wyrażała wrogość, bo z jedynej
strony została wyproszona, z drugiej…
–
Spotkaj się ze mną w weekend w Hogsmeade.
Ginny
uśmiechnęła się delikatnie, nie dając po sobie poznać, jak bardzo schlebiało
jej zaproszenie, więc tylko kiwnęła głową, wyduszając z siebie ciche „okej”. Po
chwili nie było już po niej śladu.
_____
Draco
Malfoy przemierzał szkolne korytarze, przeklinając pod nosem. Musiał objąć
dyżur za Pansy Parkinson, która po zajęciach zniknęła gdzieś w towarzystwie
dwóch przyjaciółek. Draco był wyrozumiały, ale nienawidził, gdy musiał za kogoś
odwalać robotę. Fakt, to tylko patrol, nic męczącego, jednak świadomość, że
powinien to robić ktoś inny, doprowadzała go do szału.
Na
piątym piętrze znajdowała się łazienka prefektów. Wygodna, luksusowa łaźnia,
oszałamiająca zdobieniami i starannymi wykończeniem. Znajdywała się tam ogromna
pozłacana wanna, z natrysków wylatywały strumienie wody, mieniące się kolorami
tęczy, a syrena, z witrażowego okna, uciekała przed unoszącymi się bańkami
mydlanymi.
Prócz
głównej łaźni znajdywały się tam jeszcze dwa pomieszczenia – po prawej część
męska, po lewej damska. Łazienki te wyposażono tak samo, symetrycznie do
siebie. W części dla dziewcząt przebywała obecnie tylko jedna osoba.
Zdolna
i mądra czarownica, która nie wiedziała niczego o swych przodkach. Jej
dziadkowie zmarli, gdy była jeszcze małą dziewczynką, nieświadomą magicznych
zdolności. Dziewczynka ta, teraz niemalże dorosła kobieta, nie miała pojęcia,
jak wyjątkową czarownicą się urodziła. Nie wiedziała, że czekoladowe oczy
patrzące na jej odbicie w lustrze należały do potomkini jednego z założycieli
szkoły – Godryka Gryffindora.
Godryk
Gryffindor był skromnym mężczyzną o dobrym sercu. Potrafił dostrzegać coś
niezwykłego w młodych pokoleniach czarodziejów – widział ich zapał, odwagę i
lojalność, która cechowała jego samego. Przez wiele lat swej młodości stronił
od związków. W końcu, już jako trzydziestoparoletni mężczyzna, poznał kobietę,
której imię brzmiało niczym melodia pięknej piosenki. Kobieta podejrzewała, kim
był jej ukochany, on sam nie ujawnił
swej mocy z obawy, że zostanie odtrącony. Minęło parę lat, a Godryk Gryffindor
został dumnym ojcem pięknej córki, która, ku jego zmartwieniu, nie przejawiała
żadnych niezwykłych zdolności. W ten sposób nazwisko Gryffindor przestało
istnieć, zastąpione kolejnymi, tych, co wżenili się w ród czarodzieja.
Hermiona
Granger była pierwszą z rodu Gryffindora, dziedziczącą magię. Nieświadoma krążącej
w jej żyłach krwi, żyła w przekonaniu, że urodziła się w zwykłej rodzinie, której
los splatał magicznego figla.
Hermiona
zsunęła z siebie szlafrok pachnący jaśminem i weszła pod prysznic, odkręcając kurki.
Ogarnęła ją fala przyjemnego ciepła. Czuła, jak spływająca po ciele woda, koiła
zmysły. Hermiona przymknęła oczy, relaksując się. Nagle jej ciałem wstrząsnął dreszcz
– zaniepokojona rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie zauważywszy nikogo,
westchnęła, odchylając głowę.
Moja.
Hermiona
obejrzała się za siebie, zakręcając wodę.
–
Jest tu ktoś? – spytała w przestrzeń.
Na
jej pytanie odpowiedziała cisza. Ponownie odkręciła wodę – tym razem zimną, by otrzeźwić zmysły.
Zgódź się.
–
To nie jest śmieszne! – Hermiona podniosła głos ze zdenerwowania.
Wyszła
spod prysznica, zarzucając na siebie szlafrok, który leżał na marmurowej
posadzce. Wyjrzała do głównej łaźni, starając się zlokalizować źródło
tajemniczych głosów.
Hermiono, będziesz moja. Potrzebuję
cię.
Granger
nerwowo przełknęła ślinę, jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy w końcu
zdała sobie sprawę, czyj głos słyszała. Zdenerwowana wróciła po swoje rzeczy. Już
miała się po nie schylić, a w jej głowie rozpętało się piekło.
Widziała
siebie całą zakrwawioną, ściskającą w dłoni rękę Freda, któremu po policzkach
spływały łzy, z jej rozchylonych ust wyciekała stróżka krwi, a oczy opuszczało
życie.
Chwyciła
się za głowę. Nie mogła znieść tej wizji, była dla niej zbyt okropna, zbyt
prawdziwa, zbyt bolesna. Wystraszona i rozdygotana oparła się o ściankę. Powoli,
wciąż trzymając się za pulsujące skronie, osunęła się na podsadzkę.
Potrzebuję cię.
Krew.
Potrzebuję twojej krwi.
Hermionie
głowę rozsadzał głos Czarnego Pana.
–
Wyjdź z mojej głowy – wyszeptała błagalnym głosem.
Usłyszała
szyderczy śmiech.
Daj mi to, czego
pragnę, a będziesz żyć.
–
Zostaw mnie w spokoju! – krzyknęła.
–
Na kogo krzyczysz? – Draco patrzył zdumiony na rozdygotaną Hermionę, skuloną pod
ścianą.
Oczy
miała przesiąknięte strachem. Pierwszy raz ją taką widział. Jej ciałem
wstrząsały dreszcze, a po policzkach płynęły łzy. Niewiele się namyślając,
Draco ściągnął z ramion granatową bluzę i czym prędzej okrył rozdygotana
przyjaciółkę. Gdy ta na niego spojrzała, coś ścisnęło go za serce.
–
Hermiono, co się stało? – spytał przejęty, nie wiedząc, jak mógłby jej pomóc.
Lekko
objął ją ramieniem, przysiadając obok niej na mokrej podłodze. Poczuł ulgę, gdy
napięte do szczytu wytrzymałości ciało dziewczyny w końcu się rozluźniło.
–
Weźmiesz mnie za wariatkę – wyszeptała cicho, nie patrząc na niego.
–
Może nie? – odparł Malfoy, wstając.
Bez
słowa podszedł do ubrań wiszących na wieszaku i podał je Hermionie, gdy je przyjęła,
wyszedł, pozwalając jej swobodnie się przebrać.
–
Możesz już wrócić – powiedziała niepewnie.
–
Co się stało? – spytał, nie kryjąc niepokoju.
–
Naprawdę nie mogę – odpowiedziała, po czym wybiegła z łazienki.
Natrafiłam kiedyś przypadkiem na tego bloga. Fajnie się go czyta i zawsze nie mogę doczekać się nowego rozdziału :).
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że świetny pomysł z nadaniem Hermionie magicznego pochodzenia. W sumie logiczne, że jakiś gen musiał być :)
OdpowiedzUsuńI ciekawe po co są Dursleyowie śmierciożercom. Cieszę się, że dodałaś rozdział. A i o wiele bardziej przypadł mi do gustu niż poprzedni, choć proszę nie łącz za łatwo Ginny i Zabiniego, żeby mdło nie było ;p
Mdło nie będzie, to mogę obiecać :)
Usuńekstra♥ale wyłapałam malutki błąd
OdpowiedzUsuń- To tu taj – powiedział swoim stanowczym, pozbawionym emocji głosem.
tutaj nie tu taj ;D choć pewnie to zwykła literówka. Nie myśl ze jestem czepialska po prostu wiem ze niektóre osoby bardzo czepiają się o takie bzdety...
swietnie piszesz♥
Literówka, nie zauważyłam. Dzięki za uwagę :]
Usuń-Niektóre osoby bardzo czepiają się o takie rzeczy? - spytała Anastazja seksownie zarzucając swoimi długimi, lśniącymi włosami. - Ktoś musi.
OdpowiedzUsuńBłędów przeszkadzających w czytaniu nie zauważyłam, a jak zauważyłam to mi się nie chciało poprawiać :P
Co robią śmierciożercy u Dursley'ów? O.o
~Anastazja
PS Chyba sobie założę konto...
Śmierciożercy o Dursley'ów? Po co? Dlaczego? W jakim celu? Hermiona potomkinią samego Godryka Gryffindora! Sama chciałabym mieć takie pochodzenia, no może lepiej gdyby to była Ślozgońska krew. Zawsze coś za coś. Ginny i Zabini? Spotkają się w Hogsmeade aż nie mogę się doczekać tego spotkania. Co się tam wydarzy? Jak się to dalej potoczy? Zobaczymy, zobaczymy. Draco jak zawsze w odpowiednim miejscu w odpowiedniej porze.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńwięc Snape z resztą wybrali się po wujostwo Harrego, czyżby młoda Wesleyowna była zainteresowana Zabinim, Hermiona ma wizje ciekawe kto zostanie wysłany po próbkę jej krwi
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie