wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział 28.


Wysoka,  już uschnięta, trawa kołysała się na porywistym wietrze, dając złudzenie wzburzonego morza. W oddali, za polaną, było  widać rysujące się na horyzoncie domostwa prostych ludzi, nieświadomych tego, że otaczał ich inny świat. Świat, w którym istniała magia, ta dobra i ta zła.
Słońce skryło się za chmurami, a zimny wiatr niósł ze sobą chłód. Na dniach deszcz zamieni się w biały puch sypiący się z nieba.
 Sześć osób odzianych w czarne peleryny przedzierało się przez obumarłą roślinność. Severus Snape kroczył na przedzie, nie mając ochoty wdawać się w dyskusje z osobnikami, których przydzielił mu do zadania Voldemort. Nie rozumiał, czemu miał wykonać tak absurdalne zadanie – każdy ze śmierciożerców mógłby być tu i teraz na jego miejscu. Iść przed siebie szarą, zadbaną ulicą po to, by pojmać nic nieznaczących mugoli.

Pozostała piątka wiernych sługusów Czarnego Pana rzucała sobie ukradkowe spojrzenia. Złote oczy należące do wilkołaka, który u wielu wzbudzał strach, łypały łapczywie na kobietę idącą po jego prawej. Alecto Carrow wraz ze swym bratem Amycusem  szeptali między sobą. Myśl o tym, że Alecto przelała już tak wiele krwi, napawała Greybacka jeszcze większym apetytem. Pozostała dwójka, której twarze zasłaniały złote maski, podążała w milczeniu na końcu pochodu. Snape i reszta nie znali ich imion, wiedzieli tylko tyle, że byli nowi i że to ich pierwsza misja.
 Minąwszy paręnaście jednakowo wyglądających domów, Severus zatrzymał się przed kolejnym, niczym nieróżniącym się od pozostałych.
– To tu – powiedział stanowczym, pozbawionym emocji głosem.
Poplecznicy Voldemorta rozejrzeli się po okolicy. Fenrir przechylił głowę niczym zwierzę, przyglądając się białej tabliczce z wymalowanymi czarnymi napisami zdradzającymi nazwę ulicy.
– Privet Drive – wychrypiał gardłowym głosem, spoglądając na przywódcę.
– Tak, Greyback. Privet Drive. Nie odpowiada ci coś? – spytał Snape, lustrując kreaturę wzrokiem.
Bestia pokręciła głową, nie zgłaszając żadnego sprzeciwu.
Zadowolony, o ile przy tych warunkach pogodowych i towarzystwie, w jakim się Snape znajdował, można mówić o zadowoleniu, ruszył do drzwi spod numeru czwartego. Nie wysilając się, uniósł chudą, ziemistą dłoń i zapukał. Po niecałej minucie otworzył im czarnowłosy mężczyzna, u którego znać było już pasma siwych włosów. Jego niebieskie oczy przebiegły czujnym wzrokiem po całej szóstce, zatrzymując się w końcu na twarzy Severusa.
– Tak? – spytał, a paciorkowate oczka rozszerzyły się ze zdumienia, gdy zdał sobie sprawę, z jakiego pokroju ludźmi miał do czynienia.
Jego sflaczała broda zaczęła się trząść w rytm szczękających z przerażenia zębów. Co jak co, ale on nienawidził czarodziejów najbardziej na świcie.
– Pójdziesz z nami – odparł spokojnie Severus, ustępując miejsca wilkołakowi, który z gardłowym warczeniem wysunął się przed szereg, wyciągając szpony w kierunku Vernona.
– Skarbie? Kto przyszedł? – Z wnętrza domu dobiegł ich piskliwy, kobiecy głos.
– Kochanie, zostań w środku, to czarodzieje, oni…
Huk upadającego ciała rozległ się w cichej okolicy.
– Jesteś poważny? – syknął Greyback w stronę Carrowa dzierżącego różdżkę.
Amycus tylko spojrzał z politowaniem na wilkołaka i wykrzywił wargi w uśmiechu.
– Oszołomiony nie będzie zadawać głupich pytań, prawda? – powiedziała Alecto, starając się bronić skórę brata.
– Vernon? Nie stój tak w drzwiach, wpuść gości…
Petunia wyjrzała zza futryny drzwi prowadzących z salonu.
Widząc nieprzytomnego męża pisnęła, upuszczając trzymaną w ręku filiżankę na podłogę. Krucha porcelana rozleciała się na kawałki, a kawa zaczęła wsiąkać w bladoróżowy dywan leżący w holu.
– Mamo? – otyły, nieładny chłopak zaczął schodzić po schodach, chcąc sprawdzić, co wytrąciło rodzicielkę z równowagi.
– Dudley, uciekaj! – wykrzyczała w stronę syna w momencie, gdy odziane w czerń postacie przekroczyły próg domu.
Młodzieniec ile sił w nogach zaczął biec na piętro, wilkołak instynktownie ruszył za ofiarą.
– Tylko go nie pocharataj! – krzyknęła za oszalałym Fenrirem Alecto, celując różdżką w przerażoną kobietę. – Miało nie być dzieciaka – wysyczała w kierunku Severusa.
– Zdażają się potknięcia – odparł beznamiętnie.
– Co… jak… czego chcecie… nic nie mamy… jego tu nie ma…. – jąkała się wystraszona Petunia, patrząc błagalnym wzrokiem na intruzów.
Snape podszedł do niej z wyrazem znudzenia na twarzy, patrząc jej prosto w oczy.
– Nie przyszliśmy po Pottera, głupia kobieto – odparł, po czym ruszył na piętro.
Petrificus Totalus – wyszeptała Alecto, patrząc z błyskiem w oku, jak bezwładne ciało mugolki osunęło się na podłogę.

_____
– Zostawisz nas? – spytał Blaise Notta leżącego w łóżku z nosem w książce.
Teodor pozbierał swoje rzeczy, widząc minę przyjaciela oraz towarzyszącą mu Ginny. Minął parę w drzwiach, jeszcze  rzucając za nimi ukradkowe spojrzenia.
Wielce nieszczęśliwy, że musiał przerwać czytanie jakże ciekawej lektury, skierował kroki do pokoju wspólnego. Z miną męczennika przysiadł się do Pottera.
Ten tylko spojrzał na niego, unosząc czarne brwi, jakby czekał, aż Nott zacznie mówić.
– Nic nie wiem, Potter – powiedział Teodor, po czym zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. – A gdzie nasz książę? – spytał Nott, zauważając nieobecność Malfoya.
– Ma obchód, raczej Pansy ma, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć, więc musiał ją zastąpić.

W pustej sypialni chłopców stał Blaise, uważnie obserwując każdy ruch Weasleyówny. Dziewczyna chodziła po całym pomieszczeniu, lustrując wzrokiem każdy najmniejszy zakamarek. Jej uwagę przykuło łóżko, na którym leżała Mapa Huncwotów wraz z różdżką Harry’ego.
– Widzę, że Harry na dobre się wprowadził – powiedziała Ginny, odwracając się twarzą do Zabiniego.
Jej piwne oczy zaczęły się dokładnie mu przyglądać. Zabini stał wyprostowany.
– Może usiądziesz? – zaproponował po chwili ciszy, wskazując dłonią na fotel stojący w  kącie.
Ginny tylko pokręciła głową.
– Postoję – odpowiedziała cicho.
– Więc… Zdradzisz mi cel swojej wizyty? – dopytywał Blaise; nie wiedząc, jak się zachować, przysiadł na swoim łóżku.
Ginny wypuściła ze świstem powietrze.
– Nurtuje mnie to, że się obudziłam w twoim łóżku. Pomyślałam, że może czegoś się dowiedziałeś i trochę mnie uspokoisz – powiedziała w końcu, patrząc uważnie na Zabiniego, któremu nawet brew nie drgnęła, podczas gdy Ginny starała się wydusić w miarę składne zdanie.
Jednak po chwili na jego twarzy pojawił się uśmiech.
– Do niczego miedzy nami nie doszło, Ginny. Nie masz się o co martwić.
– Od kiedy to mówisz do mnie po imieniu? – spytała, unosząc brew, lekko zbita z tropu; dłonie schowała do kieszeni bluzy.
Nie odpowiadając, wstał, dając znak, że to koniec rozmowy.
Ginny wyminęła go, lekko szturchając ramieniem; otworzyła drzwi i już miała kierować się do wyjścia, gdy usłyszała Blaise’a wołającego ją  po imieniu. Odwróciła się gwałtownie, patrząc w głąb korytarza.
– Co? – spytała, łapiąc się pod boki. Jej postawa wyrażała wrogość, bo z jedynej strony została wyproszona, z drugiej…
– Spotkaj się ze mną w weekend w Hogsmeade.
Ginny uśmiechnęła się delikatnie, nie dając po sobie poznać, jak bardzo schlebiało jej zaproszenie, więc tylko kiwnęła głową, wyduszając z siebie ciche „okej”. Po chwili nie było już po niej śladu.
­­_____
Draco Malfoy przemierzał szkolne korytarze, przeklinając pod nosem. Musiał objąć dyżur za Pansy Parkinson, która po zajęciach zniknęła gdzieś w towarzystwie dwóch przyjaciółek. Draco był wyrozumiały, ale nienawidził, gdy musiał za kogoś odwalać robotę. Fakt, to tylko patrol, nic męczącego, jednak świadomość, że powinien to robić ktoś inny, doprowadzała go do szału.
Na piątym piętrze znajdowała się łazienka prefektów. Wygodna, luksusowa łaźnia, oszałamiająca zdobieniami i starannymi wykończeniem. Znajdywała się tam ogromna pozłacana wanna, z natrysków wylatywały strumienie wody, mieniące się kolorami tęczy, a syrena, z witrażowego okna, uciekała przed unoszącymi się bańkami mydlanymi.
Prócz głównej łaźni znajdywały się tam jeszcze dwa pomieszczenia – po prawej część męska, po lewej damska. Łazienki te wyposażono tak samo, symetrycznie do siebie. W części dla dziewcząt przebywała obecnie tylko jedna osoba.
Zdolna i mądra czarownica, która nie wiedziała niczego o swych przodkach. Jej dziadkowie zmarli, gdy była jeszcze małą dziewczynką, nieświadomą magicznych zdolności. Dziewczynka ta, teraz niemalże dorosła kobieta, nie miała pojęcia, jak wyjątkową czarownicą się urodziła. Nie wiedziała, że czekoladowe oczy patrzące na jej odbicie w lustrze należały do potomkini jednego z założycieli szkoły – Godryka Gryffindora.
Godryk Gryffindor był skromnym mężczyzną o dobrym sercu. Potrafił dostrzegać coś niezwykłego w młodych pokoleniach czarodziejów – widział ich zapał, odwagę i lojalność, która cechowała jego samego. Przez wiele lat swej młodości stronił od związków. W końcu, już jako trzydziestoparoletni mężczyzna, poznał kobietę, której imię brzmiało niczym melodia pięknej piosenki. Kobieta podejrzewała, kim był jej ukochany,  on sam nie ujawnił swej mocy z obawy, że zostanie odtrącony. Minęło parę lat, a Godryk Gryffindor został dumnym ojcem pięknej córki, która, ku jego zmartwieniu, nie przejawiała żadnych niezwykłych zdolności. W ten sposób nazwisko Gryffindor przestało istnieć, zastąpione kolejnymi, tych, co wżenili się w ród czarodzieja.
Hermiona Granger była pierwszą z rodu Gryffindora, dziedziczącą magię. Nieświadoma krążącej w jej żyłach krwi, żyła w przekonaniu, że urodziła się w zwykłej rodzinie, której los splatał magicznego figla.
Hermiona zsunęła z siebie szlafrok pachnący jaśminem i weszła pod prysznic, odkręcając kurki. Ogarnęła ją fala przyjemnego ciepła. Czuła, jak spływająca po ciele woda, koiła zmysły. Hermiona przymknęła oczy, relaksując się. Nagle jej ciałem wstrząsnął dreszcz – zaniepokojona rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie zauważywszy nikogo, westchnęła, odchylając głowę.
Moja.
Hermiona obejrzała się za siebie, zakręcając wodę.
– Jest tu ktoś? – spytała w przestrzeń.
Na jej pytanie odpowiedziała cisza. Ponownie odkręciła wodę  – tym razem zimną, by otrzeźwić zmysły.
Zgódź się.
– To nie jest śmieszne! – Hermiona podniosła głos ze zdenerwowania.
Wyszła spod prysznica, zarzucając na siebie szlafrok, który leżał na marmurowej posadzce. Wyjrzała do głównej łaźni, starając się zlokalizować źródło tajemniczych głosów.
Hermiono, będziesz moja. Potrzebuję cię.
Granger nerwowo przełknęła ślinę, jej oczy rozszerzyły się ze zdumienia, gdy w końcu zdała sobie sprawę, czyj głos słyszała. Zdenerwowana wróciła po swoje rzeczy. Już miała się po nie schylić, a w jej głowie rozpętało się piekło.
Widziała siebie całą zakrwawioną, ściskającą w dłoni rękę Freda, któremu po policzkach spływały łzy, z jej rozchylonych ust wyciekała stróżka krwi, a oczy opuszczało życie.
Chwyciła się za głowę. Nie mogła znieść tej wizji, była dla niej zbyt okropna, zbyt prawdziwa, zbyt bolesna. Wystraszona i rozdygotana oparła się o ściankę. Powoli, wciąż trzymając się za pulsujące skronie, osunęła się na podsadzkę.
Potrzebuję cię.
Krew.
Potrzebuję twojej krwi.
Hermionie głowę rozsadzał głos Czarnego Pana.
– Wyjdź z mojej głowy – wyszeptała błagalnym głosem.
Usłyszała szyderczy śmiech.
Daj mi to, czego pragnę, a będziesz żyć.
– Zostaw mnie w spokoju! – krzyknęła.
– Na kogo krzyczysz? – Draco patrzył zdumiony na rozdygotaną Hermionę, skuloną pod ścianą.
Oczy miała przesiąknięte strachem. Pierwszy raz ją taką widział. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, a po policzkach płynęły łzy. Niewiele się namyślając, Draco ściągnął z ramion granatową bluzę i czym prędzej okrył rozdygotana przyjaciółkę. Gdy ta na niego spojrzała, coś ścisnęło go za serce.
– Hermiono, co się stało? – spytał przejęty, nie wiedząc, jak mógłby jej pomóc.
Lekko objął ją ramieniem, przysiadając obok niej na mokrej podłodze. Poczuł ulgę, gdy napięte do szczytu wytrzymałości ciało dziewczyny w końcu się rozluźniło.
– Weźmiesz mnie za wariatkę – wyszeptała cicho, nie patrząc na niego.
– Może nie? – odparł Malfoy, wstając.
Bez słowa podszedł do ubrań wiszących na wieszaku i podał je Hermionie, gdy je przyjęła, wyszedł, pozwalając jej swobodnie się przebrać.
– Możesz już wrócić – powiedziała niepewnie.
– Co się stało? – spytał, nie kryjąc niepokoju.
– Naprawdę nie mogę – odpowiedziała, po czym wybiegła z łazienki.

8 komentarzy:

  1. Natrafiłam kiedyś przypadkiem na tego bloga. Fajnie się go czyta i zawsze nie mogę doczekać się nowego rozdziału :).

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci, że świetny pomysł z nadaniem Hermionie magicznego pochodzenia. W sumie logiczne, że jakiś gen musiał być :)
    I ciekawe po co są Dursleyowie śmierciożercom. Cieszę się, że dodałaś rozdział. A i o wiele bardziej przypadł mi do gustu niż poprzedni, choć proszę nie łącz za łatwo Ginny i Zabiniego, żeby mdło nie było ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. ekstra♥ale wyłapałam malutki błąd
    - To tu taj – powiedział swoim stanowczym, pozbawionym emocji głosem.
    tutaj nie tu taj ;D choć pewnie to zwykła literówka. Nie myśl ze jestem czepialska po prostu wiem ze niektóre osoby bardzo czepiają się o takie bzdety...
    swietnie piszesz♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Literówka, nie zauważyłam. Dzięki za uwagę :]

      Usuń
  4. -Niektóre osoby bardzo czepiają się o takie rzeczy? - spytała Anastazja seksownie zarzucając swoimi długimi, lśniącymi włosami. - Ktoś musi.

    Błędów przeszkadzających w czytaniu nie zauważyłam, a jak zauważyłam to mi się nie chciało poprawiać :P

    Co robią śmierciożercy u Dursley'ów? O.o

    ~Anastazja


    PS Chyba sobie założę konto...

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmierciożercy o Dursley'ów? Po co? Dlaczego? W jakim celu? Hermiona potomkinią samego Godryka Gryffindora! Sama chciałabym mieć takie pochodzenia, no może lepiej gdyby to była Ślozgońska krew. Zawsze coś za coś. Ginny i Zabini? Spotkają się w Hogsmeade aż nie mogę się doczekać tego spotkania. Co się tam wydarzy? Jak się to dalej potoczy? Zobaczymy, zobaczymy. Draco jak zawsze w odpowiednim miejscu w odpowiedniej porze.

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    więc Snape z resztą wybrali się po wujostwo Harrego, czyżby młoda Wesleyowna była zainteresowana Zabinim, Hermiona ma wizje ciekawe kto zostanie wysłany po próbkę jej krwi
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prorok Codzienny