Od
dnia, w którym Harry zmienił przydział, minęło już trochę czasu. Coraz szybciej
zbliżała się Gwiazdka. Do świąt został ponad miesiąc, jednak uczniowie już
zaczynali czuć klimat nadchodzących świąt. Nauczyciele nie podzielali
entuzjazmu podopiecznych, zawalając ich górami prac domowych.
W
wieży Gryffindoru panowała cisza. Pokój wspólny ogrzewał płomień z kominka,
rozszerzając przytłumiony, pomarańczowy blask. Czerwone kanapy nie gościły
nikogo dzisiejszej nocy.
Ronald
Weasley siedział na parapecie w swoim dormitorium, tak jak dawniej robił to
Harry Potter. Obejmował podkulone nogi szczupłymi ramionami. Niebieska piżama
zasłaniała blade łydki, a czerwony top szeroką pierś. Zaciśnięte usta wykrzywiły
się w grymasie, a głowa huczała mu od natłoku myśli. Jedna goniła drugą, by za
chwilę obie zniknęły w czeluściach umysłu, zapomniane i zastąpione przez kolejne,
równie szalone i absurdalne. Ron nie chciał tego po sobie poznać, ale zależało
mu na Harrym, bo czyż nie przyjaźnili się od tylu lat? To on był tym, który
wprowadził go w tajemniczy świat czarodziei skryty za murami Hogwartu, to on,
wiedząc, że Harry nie miał żadnej rodziny, która by go kochała i szanowała,
zapraszał go do siebie, by mógł radośnie spędzać wakacje i święta.
Rona
bolała myśl, że jego najlepszy przyjaciel zdradził swój dom. Niebieskie oczy
zerknęły na puste łóżko przy oknie. Harry już niejednokrotnie nocował poza dormitorium,
ale teraz Weasley miał tą nieprzyjemną świadomość, że tym razem nie wróci.
Przeciągłe
westchnienie odbiło się echem w ciemności. Ron zszedł z chłodnego parapetu i
skierował kroki do drzwi, rzucając ostatnie spojrzenie na łóżko przyjaciela.
W
przeciwległych sypialniach, gdzie dziewczęta oddały się w objęcia Morfeusza, spała
ona – podobno najmądrzejsza czarownica od czasów samej Roveny Ravanclaw.
Hermiona rzucała się na łóżku – od paru dni męczyły ją koszmary.
Była
ścigana przez Voldemorta. Gdy już nie miała dokąd uciec, przyparta do muru, ten
zamiast ją zabić, wyciągał do niej chudą dłoń, patrząc na Hermionę z uśmiechem
bez chęci mordu w oczach.
Zerwała
się z łóżka, patrząc w ciemność, ciężko oddychając. Biała koszulka, przykleiła
się jej do ciała, mokra od zimnego potu. W piersi kołatało wystraszone serce.
–
Co się ze mną dzieje? – wyszeptała w ciemność, z nikłą nadzieją, że usłyszy
odpowiedz na pytanie, nurtujące ją już od wielu, wielu dni.
Koszmary,
w których sam Lord Voldemort ją ścigał, zaczęły się zaraz po odejściu
Harry’ego. Hermiona czuła w tym jakichś związek, ale z drugiej strony, co jedno
miało do drugiego? Może podświadomie cierpiała, czuła, iż została oszukana
przez kogoś dla niej ważnego, mimo że sama nie chciała się przed sobą przyznać?
Szczupłe
stopy dotknęły puchatego dywanu. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystkie jej
współlokatorki smacznie spały, nic ani nikt nie zakłócał ich snu. Delikatnie,
prawie że na palcach, Hermiona podeszła do swojego kufra, stojącego i kurzącego
się w nogach jej łóżka. Niechętnie zdjęła magiczne tomiszcza z pokrywy. Szybko
wydobyła z odmętów ciemności szlafrok. Zgrabnym ruchem ręki zarzuciła na siebie
seledynowy, ciepły, polarowy materiał, otulając trzęsące się ciało. Z
drewnianej komódki wzięła gumkę do włosów, po czym niedbale związała je z tylu
głowy w luźny kok. Kątem oka zerknęła w duże lustro wiszące na ścianie przy
drzwiach z dormitorium. Jej twarz oświetlona łuną księżycowego światła,
wpadającego przez witrażowe okno, była twarzą kogoś zmęczonego i wystraszonego.
Nawet w ciemnościach potrafiła dostrzec opuchnięte oczy, a na policzkach smugi
po łzach, które niekontrolowane płynęły po podczas snu. Nacisnęła na klamkę,
odwracając wzrok od obicia w zwierciadle.
–
Hermiona? – Usłyszała swoje imię.
Zaraz
przy schodach prowadzących do pokoju wspólnego stał Ron, wlepiający w nią oczy.
–
Cześć, Ron – powiedziała cicho, zamykając za sobą drzwi. – Też nie potrafisz
spać? – spytała niemal szeptem, bojąc się wydać jakiś głośniejszy dźwięk, w
obawie, że mogła zbudzić innych.
Wzrok
utkwiła w twarzy Rona, ten delikatnie pokiwał głową i zaczął schodzić po schodach.
Mogła się tego spodziewać. Nie rozmawiali ze sobą, a właśnie teraz potrzebowała
przyjaciela. Westchnęła.
–
Ron, zaczekaj.
_____
Hermiona
siedziała w bibliotece z nosem wbitym w książkę. Jej drobne palce zaciskały się
na pięknym, gęsim piórze. Granger, pomimo koszmarów sennych, całą energię, jaka
jej zostawała, starała się spożytkować na nauce.
Skupiona
i skoncentrowana na zadaniu z zielarstwa, podskoczyła wystraszona, gdy w oddali
usłyszała potężny i głośny grzmot. Po chwili o szklaną taflę szyby zaczęły uderzać
pierwsze krople deszczu. Hermiona wzdrygnęła się, patrząc w dal. Czarne chmury
złowieszczo zasłaniały błękit nieba. Obłoki ułożyły się w kształt czaszki, z
której wypełznął szpetny wąż.
Hermiona
wstała od stołu tak gwałtownie, że krzesło z hukiem upadło na podłogę,
zakłócając ciszę. Wystraszona podeszła do okna. Jej ciepły oddech zmieniał się
w parę na zimnym szkle. Gdy zamrugała, Mroczny Znak zniknął, jakby rozpłynął
się w powietrzu.
–
Ja chyba wariuję – powiedziała do siebie szeptem, łapiąc się przy okazji za
pulsujące skronie.
–
Wariujesz? A z jakiego powodu? – Granger podskoczyła na dźwięk głosu
dochodzącego zza jej pleców.
–
Fred, nie skradaj się tak! – zganiła śmiejącego się od ucha do ucha Weasleya.
Fred
stał zadowolony z siebie. Luźna, szara bluza zastąpiła sweterek z szkolnych szat,
a wytarte jeansy czarne spodnie. Weasley schylił się, podnosząc krzesło.
Czujnym spojrzeniem przyglądał się Hermionie, w której się zakochał. Ostatnimi
czasy stała się drażliwa i wystraszona. Zawsze rozpromieniona twarz teraz była
wykrzywiona w grymasie niezadowolenia, czekoladowe oczy nie olśniewały radosnym
blaskiem. W tamtej chwili były rozbiegane, rozgadały się na prawo i lewo, jakby
szukały niebezpieczeństwa, które mogło jej zagrażać.
Fred
przysiadł na stoliku, krzyżując ręce na piersi.
–
Jest już dawno po zajęciach – odezwał się cicho, patrząc na zerkającą w okno
Hermionę – a ty nadal w szkolnych szatach?
Granger
odwróciła głowę od szyby.
–
Od razu po zajęciach przyszłam do biblioteki. Muszę się uczyć – powiedziała
poważnie.
–
Tak, ale prócz nauki masz też życie osobiste. Nawet nie wiem, co jest między
nami. Miedzy tobą a mną – sprecyzował, wskazując ręką to na siebie, to na Granger.
Ta
tylko oparła się o kamienny parapet, wypuszczając ze świstem powietrze.
–
Fred, ja… ja sama nie wiem kim dla mnie jesteś. Lubię cię, naprawdę. Ale to nie
miłość – powiedziała, spuszczając głowę.
Była
to prawda, nie kochała go. Nikogo nie kochała. Nawet Draco został pogrzebany na
dnie jej serca, lecz miała do niego sentyment.
A Fred? Fred okazał się kimś wyjątkowym w jej życiu, stał za nią murem, broniąc
jej. Rozśmieszał, kiedy się smuciła, pocieszał, gdy tego potrzebowała.
–
Wiem. – Jej myśli przerwał dźwięk jego głosu. – Nic na siłę, prawda? –
Uśmiechnął się. – Jeden pocałunek nic nie znaczy. A teraz powiedz mi, czemu tak
okropnie wyglądasz? Źle sypiasz?
Hermiona
podeszła do stolika i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Czuła, że nie da
rady już nic napisać w eseju dla profesor Sprout, więc z ociąganiem schowała
przybory do szkolnej torby. Leniwie skierowała zmęczoną twarz na Freda, który
był tu dla niej, choć nie musiał. Poczuła dziwne ukłucie w sercu, widząc, z
jaką miłością na nią patrzył. Bolało ją to, że jak na razie nie mogła
odwzajemnić tego uczucia. Bała się, że go kiedyś zrani, a tego nie chciała.
–
Mam koszmary.
–
Chyba jak każdy – skwitował Fred, nim zdążyła dokończyć.
–
Nie takie zwykłe koszmary. Śni mi się on – ściszyła głos do szeptu – Voldemort.
Fred
patrzył na nią z niedowierzaniem. Momentalnie zbladł, nie wiedząc, co
powiedzieć.
–
W tych snach – kontynuowała – on mnie goni, śmiejąc się szyderczo. – Opuściła
głowę, zasłaniając twarz włosami. – Uciekam w jakimś labiryncie, wszędzie
panuje mrok. Gdziekolwiek bym nie poszła, on i tak mnie znajduje… W końcu
trafiam na ślepy zaułek, przyparta do muru czekam, lecz on mnie nie zabija,
Fred. Wyciąga rękę z uśmiechem, a w tych jego pustych oczach nie widać
jakiejkolwiek oznaki niechęci czy nienawiści.
Weasley
siedział z posępną miną, wlepiając wzrok w podłogę. Słowa Hermiony wyrwały na
nim niemałe ważnienie, bał się o nią. Takie sny nie były czymś dobrym w świecie
czarodziejów, gdyż często oznaczały albo dar jasnowidzenia, albo próbę
penetracji czyjegoś umysłu Wiedział to każdy.
–
Od kiedy ci się to śni? – spytał, nie racząc jej spojrzeniem.
–
Odkąd Harry opuścił Gryffindor, ale to nie ma znaczenia. – Znów patrzyła w okno.
– Najgorsze jest to, że zaczynam mieć przewidzenia. Nazwij mnie wariatką lub
szaloną, ale na Merlina, przysięgam, że tam w oddali widziałam Mroczny Znak.
Ciepłe
dłonie objęły ją w pasie, przyciskając do twardego torsu. Na wąskiej szyi
poczuła ciepły, kojący oddech. Przymknęła oczy, pozwalając Fredowi, by trzymał
ją w objęciach.
–
Nie jesteś szalona, Hermiono – wyszeptał jej tuż do ucha.
–
Boję się – odpowiedziała również szeptem.
–
Jak my wszyscy.
_____
Harry
Potter na dobre zadomowił się w lochach, wśród uczniów, uchodzących w Hogwarcie
za najbardziej aroganckich i cynicznych. To właśnie tu poczuł swobodę bycia
sobą. Kimś, kto w głębi duszy nie był grzecznych chłopcem, latającym na posyłki
Dumbledore’a. W nieprzyjemnych dla wielu lochach, gdzie w powietrzu unosił się
zapach wilgoci, Harry znalazł swoje miejsce. Dzielił pokój z Blaise’em, Nottem oraz
Goyle’em.
Harry
siedział na łóżku, wpatrzony w zaproszenie wypisane ładną kaligraficzną
czcionką. Gruby, twardy kawałek tekturki, po którego krawędziach wesoło unosiły
się kolorowe baloniki, informował o uroczystym poczęstunku w Klubie Ślimaka.
Profesor Slughorn był tak oczarowany sztuką warzenia eliksirów przez Pottera,
że postanowił go zaprosić do siebie na kolację.
Zielone
oczy wpatrywały się w anons, a na twarzy zamiast uśmiechu jawił się grymas
niezadowolenia. Pomimo iż nie chciał, musiał dalej grać swoją rolę. Westchnął.
Drzwi
do pokoju otworzyły się – w progu stał Blaise. W jego ciemnych dłoniach
widniała koperta. Harry od razu ją rozpoznał, w identycznej dostał swój liścik.
Uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej
nie będę sam musiał iść na to żałosne przyjęcie, czy co to tam Slughorne urządzi–
pomyślał Potter.
Zabini
spojrzał na Harry’ego.
–
Jak tam, Potter? – spytał, podchodząc do swojego łóżka, niedbale odrzucił
nieotwartą kopertę na pościel, a sam usiadł na wprost Harry’ego. – Pierwsze dni
w Slytherinie, lew spadł do poziomu węża.
–
Tak, kto by pomyślał, że tak nisko upadnę, prawda? – zawtórował mu.
Drzwi
otworzyły się po raz kolejny. Nott wraz z Malfoyem wkroczyli do dormitorium, po
czym bez ogródek rozwalili się na łóżku Harry’ego.
–
Nie poprzestawiało wam się coś w główkach? – spytał Potter, unosząc brew.
Malfoy
spojrzał na lubego z wyrazem ironii w oczach, kącik jego idealnych ust uniósł
się lekko.
–
To ty tu jesteś nowy, skarbie – rzekł, dając mu pieszczotliwego kuksańca w
ramię. – Musisz dostosować, a nie my. – Uśmiechnął się.
Teodor
siedział w nogach łóżka, obserwując przyjaciół.
Za
murami zamku robiło się coraz ciemniej i zimniej. Deszcz wciąż padał, naznaczając
okolicę licznymi kałużami, które w nocy pokrywały się lodem. W Hogsmeade
czarodzieje i czarownice pośpiesznie czmychali pomiędzy domami a sklepami,
starając się schronić przed deszczem. Ponure kruki siedziały na gałęziach drzew
niewzruszone, nawet gdy po ich czarnych niczym smoła piórach spływała woda.
Gdzieniegdzie żałośnie zamiauczał bezpański kot, skarżąc się na podłą pogodę.
Mile
od Hogwartu, pięć ubranych w czerń postaci, jak te niewzruszone kruki, stało
pośród pustkowia, otoczone jedynie bujną trawą porastającą łąkę. Ich twarze
zasłonięte były przez złote maski. Nie odzywali się. Po chwili ze smugi dymu
zstąpił kolejny śmierciożerca. Nie bojąc się deszczu, zdjął z głowy mokry
kaptur, odsłaniając swe oblicze. Z haczykowatego nosa spadały przejrzyste
krople, czarne oczy obserwowały pustą i nudną okolicę.
–
Ruszajmy – powiedział mocnym, zdecydowanym, głębokim głosem.
Piątka
pozostałych podążyła za Severusem Snape’em, nie mając nawet pojęcia, gdzie i po
kogo szli.
____
Pokój
wspólny Slytherinu świecił pustkami. Pierwszoroczni już dawno poszli położyć
się spać. Część Ślizgonów była w Wielkiej Sali na późnej kolacji, a jeszcze
inni siedzieli w zaciszu własnych dormitoriów. Ci, którzy nie mieli niczego do
roboty, koczowali w salonie.
Niedaleko
korytarzami szła dziewczyna. Włosy podskakiwały w rytmie jej kroków. Skryta w
kieszeni dłoń mocniej zacisnęła się na kawałku pergaminu, który wyprosiła od
jednego chłopaka z jej rocznika: hasło do Slytherinu. Nie sądziła, że
kiedykolwiek pójdzie właśnie tam z własnej woli. Na dodatek dwukrotnie. Zrobiła
już to raz, podczas nieszczęsnej imprezy, przez którą jej myśli krążyły wokół
jednego Ślizgona. Stanęła przed kamienną
ścianą. Ciszę korytarza przeciął głos dziewczyny, nieśmiało wymawiającej Amor Enim Colubri.
Ginny
weszła do ciemnego holu. Pamiętała go doskonale. Zaraz po prawej stronie znajdował
się pokój Draco Malfoya, zaś po lewej Pansy Parkinson. Dalej, analogicznie do
pokoi prefektów, ciągnęły się sypialnie chłopców oraz dziewcząt. Tu było
inaczej niż w Gryffindorze, dostępu do pokoi dziewczyn nie chroniły żadne
zaklęcia. Panowała swoboda, która zapewne w niektórych przypadkach prowadziła
do sytuacji wymykających się spod kontroli się spod kontroli.
Nagle,
nie wiadomo skąd, przed Weasleyówną wyrósł Blaise. Był od niej dużo wyższy,
więc zadarła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
–
Potter! – krzyknął Zabini tak, by każdy w Slytherinie mógł go usłyszeć.
Harry
wyjrzał z salonu, wychylając głowę za oparcie kanapy.
–
Co? – krzyknął równie głośno w głąb holu.
–
Masz gościa – odpowiedział już ciszej Zabini, wpatrzony w twarz Ginny.
–
Tak właściwie to przeszłam do ciebie, Blaise… możemy porozmawiać?
Cudoo , naprawdę dobra robota :) jestem ciekawa dalszych rozgrywek , być moze Blaise poczuje coś do rudeej <3 czekam na nn
OdpowiedzUsuńTa historia jest niesamowita :) Świetny rozdział i jeszcze w takim miejscu zakończony... Chciałam się dowiedzieć, dlaczego ruda poszła do slytherinu a tu koniec xd :p już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńNo nie.. dlaczego w takim momencie koniec?????
OdpowiedzUsuńCo będzie z Hermioną? Tylko proszę nie zabijaj jej...to całkiem fajnie wykreowana postać;)
Właśnie, rozmowa rudej z Blaisem może być interesująca....
Widzę, że zdecydowałaś się wprowadzić klub ślimaka, przyznam szczerze zastanawiałam sie czy to zrobisz;)
Fredzio i Hermiona...nie miłość?! Szkoda...może później jak Herma przeżyje.....;D
(Zastanawia mnie czy wprowadzisz postać Cormaca Mclaggena..Fredzio napewno byłby zazdrosny;> Ale to już pozostawiam tobie..)
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Jak śmierciożercy rozstrzygną sprawę z Granger? Hmm...;)
Pisz jak najszybciej! Weny:)
Jak dla mnie rozdział bez fanfar, dobrze się czytało, ale taki nudnawy.. Zakończenie wzbudziło we mnie jakieś większe emocje. Czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńŚmierciożercy idą po Hermione prawda? Proszę nie zabijaj jej! Mam nadzieje że miłość Hermiony do Freda w końcu sie pojawi! Trochę mało o Harrym i Draco w tym rozdziale ale mimo to rozdział jak zwykle wspaniały ! Chce już następny ! Kocham tego bloga! Ginny i Blaise? Ciekawie sie zapowiada. Pozdrawiam Dżulia ! :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z zamałabydotknąćnieba... Taki trochę nudny ten rozdział, ale czekam na więcej!;D
OdpowiedzUsuńJa wiem moi kochani, że WY to uwielbiacie akcję, ale niestety teraz fabuła będzie się kręcić bardziej wokół Hermiony i może to trochę przynudzać, ale postaram się w następnym rozdziale dać jakieś żywsze wątki :D
OdpowiedzUsuńkiedy nastempny rozdzial???
OdpowiedzUsuńJest już w przygotowaniu, także niebawem się powinien pojawić. Poza tym informacja o kolejnych notkach jest podana po lewej stronie w rubryce "Tablica ogłoszeń" :]
UsuńCoś mi się wydaję, takie mam wrażenie, że Ginny jest w ciąży o.o Genialny rozdział! Jak ma być więcej o Hermionie to dobrze, podoba mi się akcja, która kręci się wokół niej. Nie mogę też się doczekać jej pierwszego spotkania z Voldemortem. Będzie ciekawie. A Harry już się zadomowił na dobre :D I niestety albo i stety będzie musiał przecierpieć spotkanie Klubu Ślimaka :D Pewnie tam też zdarzy się coś ciekawego :D
OdpowiedzUsuńDużo weny życzę! I pisz rozdział bo umieramy tutaj z niecierpliwości co dalej :D
Buziaki!
To akurat zdradzę, że u mnie w opowiadaniu nie będzie dram związanych z ciążami i tym podobnymi sprawami :)A co do następnego rozdziału, to szczerze mówiąc wątpię by się ukazał 20stego, bo się strasznie pochorowałam, ale dołożę wszelkich starań by ukończyć tekst do niedzieli :)
UsuńKurde, kurde, kurde, kurde. Odświeżyłam i mi usunęło cały komentarz, który tu pisałam. Wybacz.
OdpowiedzUsuń~Anastazja
Jestem już na półmetku, a przynajmniej tak mi się zdaje.
OdpowiedzUsuńJak ona tak mogła?! W niedobry sposób dała mu do zrozumienia, że jest nim kompletnie nie zainteresowana. Cóż, przynajmniej Wesley przyjął to jak na niego przystało. Zrobi coś w tej sprawie? Na pewno. Nie podda się, prawda? Nie, nie sądzę to twardy zawodnik. Teraz jest mi szkoda Rona i ogólnie wszystkich Gryfonów, bo stracili wartościową osobę. Nie będzie już jak dawniej, będą musieli się przyzwyczaić. Jak większość pisarzy lubisz przerywać w najmniej odpowiednich momentach, jednak ja mam to szczęście, że mam wszystko wyłożone na tacy i się powoli będzie wyjaśniać cała akcja.
Witam,
OdpowiedzUsuńrewelacyjny, po kogo Snape z resztą śmierciożerców wyruszył?, Harry bardzo szybko się zaaklimatyzował i o wiele lepiej się czuje niż w gryfindorze...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie