środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 27.

Od dnia, w którym Harry zmienił przydział, minęło już trochę czasu. Coraz szybciej zbliżała się Gwiazdka. Do świąt został ponad miesiąc, jednak uczniowie już zaczynali czuć klimat nadchodzących świąt. Nauczyciele nie podzielali entuzjazmu podopiecznych, zawalając ich górami prac domowych.
W wieży Gryffindoru panowała cisza. Pokój wspólny ogrzewał płomień z kominka, rozszerzając przytłumiony, pomarańczowy blask. Czerwone kanapy nie gościły nikogo dzisiejszej nocy.
Ronald Weasley siedział na parapecie w swoim dormitorium, tak jak dawniej robił to Harry Potter. Obejmował podkulone nogi szczupłymi ramionami. Niebieska piżama zasłaniała blade łydki, a czerwony top szeroką pierś. Zaciśnięte usta wykrzywiły się w grymasie, a głowa huczała mu od natłoku myśli. Jedna goniła drugą, by za chwilę obie zniknęły w czeluściach umysłu, zapomniane i zastąpione przez kolejne, równie szalone i absurdalne. Ron nie chciał tego po sobie poznać, ale zależało mu na Harrym, bo czyż nie przyjaźnili się od tylu lat? To on był tym, który wprowadził go w tajemniczy świat czarodziei skryty za murami Hogwartu, to on, wiedząc, że Harry nie miał żadnej rodziny, która by go kochała i szanowała, zapraszał go do siebie, by mógł radośnie spędzać wakacje i święta.

Rona bolała myśl, że jego najlepszy przyjaciel zdradził swój dom. Niebieskie oczy zerknęły na puste łóżko przy oknie. Harry  już niejednokrotnie nocował poza dormitorium, ale teraz Weasley miał tą nieprzyjemną świadomość, że tym razem nie wróci.
Przeciągłe westchnienie odbiło się echem w ciemności. Ron zszedł z chłodnego parapetu i skierował kroki do drzwi, rzucając ostatnie spojrzenie na łóżko przyjaciela.


W przeciwległych sypialniach, gdzie dziewczęta oddały się w objęcia Morfeusza, spała ona – podobno najmądrzejsza czarownica od czasów samej Roveny Ravanclaw. Hermiona rzucała się na łóżku – od paru dni męczyły ją koszmary.
Była ścigana przez Voldemorta. Gdy już nie miała dokąd uciec, przyparta do muru, ten zamiast ją zabić, wyciągał do niej chudą dłoń, patrząc na Hermionę z uśmiechem bez chęci mordu w oczach.
Zerwała się z łóżka, patrząc w ciemność, ciężko oddychając. Biała koszulka, przykleiła się jej do ciała, mokra od zimnego potu. W piersi kołatało wystraszone serce.
– Co się ze mną dzieje? – wyszeptała w ciemność, z nikłą nadzieją, że usłyszy odpowiedz na pytanie, nurtujące ją już od wielu, wielu dni.
Koszmary, w których sam Lord Voldemort ją ścigał, zaczęły się zaraz po odejściu Harry’ego. Hermiona czuła w tym jakichś związek, ale z drugiej strony, co jedno miało do drugiego? Może podświadomie cierpiała, czuła, iż została oszukana przez kogoś dla niej ważnego, mimo że sama nie chciała się przed sobą przyznać?
Szczupłe stopy dotknęły puchatego dywanu. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystkie jej współlokatorki smacznie spały, nic ani nikt nie zakłócał ich snu. Delikatnie, prawie że na palcach, Hermiona podeszła do swojego kufra, stojącego i kurzącego się w nogach jej łóżka. Niechętnie zdjęła magiczne tomiszcza z pokrywy. Szybko wydobyła z odmętów ciemności szlafrok. Zgrabnym ruchem ręki zarzuciła na siebie seledynowy, ciepły, polarowy materiał, otulając trzęsące się ciało. Z drewnianej komódki wzięła gumkę do włosów, po czym niedbale związała je z tylu głowy w luźny kok. Kątem oka zerknęła w duże lustro wiszące na ścianie przy drzwiach z dormitorium. Jej twarz oświetlona łuną księżycowego światła, wpadającego przez witrażowe okno, była twarzą kogoś zmęczonego i wystraszonego. Nawet w ciemnościach potrafiła dostrzec opuchnięte oczy, a na policzkach smugi po łzach, które niekontrolowane płynęły po podczas snu. Nacisnęła na klamkę, odwracając wzrok od obicia w zwierciadle.
– Hermiona? – Usłyszała swoje imię.
Zaraz przy schodach prowadzących do pokoju wspólnego stał Ron, wlepiający w nią oczy.
– Cześć, Ron – powiedziała cicho, zamykając za sobą drzwi. – Też nie potrafisz spać? – spytała niemal szeptem, bojąc się wydać jakiś głośniejszy dźwięk, w obawie, że mogła zbudzić innych.
Wzrok utkwiła w twarzy Rona, ten delikatnie pokiwał głową i zaczął schodzić po schodach. Mogła się tego spodziewać. Nie rozmawiali ze sobą, a właśnie teraz potrzebowała przyjaciela. Westchnęła.
– Ron, zaczekaj.

_____
Hermiona siedziała w bibliotece z nosem wbitym w książkę. Jej drobne palce zaciskały się na pięknym, gęsim piórze. Granger, pomimo koszmarów sennych, całą energię, jaka jej zostawała, starała się spożytkować na nauce.
Skupiona i skoncentrowana na zadaniu z zielarstwa, podskoczyła wystraszona, gdy w oddali usłyszała potężny i głośny grzmot. Po chwili o szklaną taflę szyby zaczęły uderzać pierwsze krople deszczu. Hermiona wzdrygnęła się, patrząc w dal. Czarne chmury złowieszczo zasłaniały błękit nieba. Obłoki ułożyły się w kształt czaszki, z której wypełznął szpetny wąż.
Hermiona wstała od stołu tak gwałtownie, że krzesło z hukiem upadło na podłogę, zakłócając ciszę. Wystraszona podeszła do okna. Jej ciepły oddech zmieniał się w parę na zimnym szkle. Gdy zamrugała, Mroczny Znak zniknął, jakby rozpłynął się w powietrzu.
– Ja chyba wariuję – powiedziała do siebie szeptem, łapiąc się przy okazji za pulsujące skronie.
– Wariujesz? A z jakiego powodu? – Granger podskoczyła na dźwięk głosu dochodzącego zza jej pleców.
– Fred, nie skradaj się tak! – zganiła śmiejącego się od ucha do ucha Weasleya.
Fred stał zadowolony z siebie. Luźna, szara bluza zastąpiła sweterek z szkolnych szat, a wytarte jeansy czarne spodnie. Weasley schylił się, podnosząc krzesło. Czujnym spojrzeniem przyglądał się Hermionie, w której się zakochał. Ostatnimi czasy stała się drażliwa i wystraszona. Zawsze rozpromieniona twarz teraz była wykrzywiona w grymasie niezadowolenia, czekoladowe oczy nie olśniewały radosnym blaskiem. W tamtej chwili były rozbiegane, rozgadały się na prawo i lewo, jakby szukały niebezpieczeństwa, które mogło jej zagrażać.
Fred przysiadł na stoliku, krzyżując ręce na piersi.
– Jest już dawno po zajęciach – odezwał się cicho, patrząc na zerkającą w okno Hermionę – a ty nadal w szkolnych szatach?
Granger odwróciła głowę od szyby.
– Od razu po zajęciach przyszłam do biblioteki. Muszę się uczyć – powiedziała poważnie.
– Tak, ale prócz nauki masz też życie osobiste. Nawet nie wiem, co jest między nami. Miedzy tobą a mną – sprecyzował, wskazując ręką to na siebie, to na Granger.
Ta tylko oparła się o kamienny parapet, wypuszczając ze świstem powietrze.
– Fred, ja… ja sama nie wiem kim dla mnie jesteś. Lubię cię, naprawdę. Ale to nie miłość – powiedziała, spuszczając głowę.
Była to prawda, nie kochała go. Nikogo nie kochała. Nawet Draco został pogrzebany na dnie jej serca, lecz miała  do niego sentyment. A Fred? Fred okazał się kimś wyjątkowym w jej życiu, stał za nią murem, broniąc jej. Rozśmieszał, kiedy się smuciła, pocieszał, gdy tego potrzebowała.
– Wiem. – Jej myśli przerwał dźwięk jego głosu. – Nic na siłę, prawda? – Uśmiechnął się. – Jeden pocałunek nic nie znaczy. A teraz powiedz mi, czemu tak okropnie wyglądasz? Źle sypiasz?
Hermiona podeszła do stolika i usiadła z powrotem na swoim miejscu. Czuła, że nie da rady już nic napisać w eseju dla profesor Sprout, więc z ociąganiem schowała przybory do szkolnej torby. Leniwie skierowała zmęczoną twarz na Freda, który był tu dla niej, choć nie musiał. Poczuła dziwne ukłucie w sercu, widząc, z jaką miłością na nią patrzył. Bolało ją to, że jak na razie nie mogła odwzajemnić tego uczucia. Bała się, że go kiedyś zrani, a tego nie chciała.
– Mam koszmary.
– Chyba jak każdy – skwitował Fred, nim zdążyła dokończyć.
– Nie takie zwykłe koszmary. Śni mi się on – ściszyła głos do szeptu – Voldemort.
Fred patrzył na nią z niedowierzaniem. Momentalnie zbladł, nie wiedząc, co powiedzieć.
– W tych snach – kontynuowała – on mnie goni, śmiejąc się szyderczo. – Opuściła głowę, zasłaniając twarz włosami. – Uciekam w jakimś labiryncie, wszędzie panuje mrok. Gdziekolwiek bym nie poszła, on i tak mnie znajduje… W końcu trafiam na ślepy zaułek, przyparta do muru czekam, lecz on mnie nie zabija, Fred. Wyciąga rękę z uśmiechem, a w tych jego pustych oczach nie widać jakiejkolwiek oznaki niechęci czy nienawiści.
Weasley siedział z posępną miną, wlepiając wzrok w podłogę. Słowa Hermiony wyrwały na nim niemałe ważnienie, bał się o nią. Takie sny nie były czymś dobrym w świecie czarodziejów, gdyż często oznaczały albo dar jasnowidzenia, albo próbę penetracji czyjegoś umysłu Wiedział to każdy.
– Od kiedy ci się to śni? – spytał, nie racząc jej spojrzeniem.
– Odkąd Harry opuścił Gryffindor, ale to nie ma znaczenia. – Znów patrzyła w okno. – Najgorsze jest to, że zaczynam mieć przewidzenia. Nazwij mnie wariatką lub szaloną, ale na Merlina, przysięgam, że tam w oddali widziałam Mroczny Znak.
Ciepłe dłonie objęły ją w pasie, przyciskając do twardego torsu. Na wąskiej szyi poczuła ciepły, kojący oddech. Przymknęła oczy, pozwalając Fredowi, by trzymał ją w objęciach.
– Nie jesteś szalona, Hermiono – wyszeptał jej tuż do ucha.
– Boję się – odpowiedziała również szeptem.
– Jak my wszyscy.

_____
Harry Potter na dobre zadomowił się w lochach, wśród uczniów, uchodzących w Hogwarcie za najbardziej aroganckich i cynicznych. To właśnie tu poczuł swobodę bycia sobą. Kimś, kto w głębi duszy nie był grzecznych chłopcem, latającym na posyłki Dumbledore’a. W nieprzyjemnych dla wielu lochach, gdzie w powietrzu unosił się zapach wilgoci, Harry znalazł swoje miejsce. Dzielił pokój z Blaise’em, Nottem oraz Goyle’em.
Harry siedział na łóżku, wpatrzony w zaproszenie wypisane ładną kaligraficzną czcionką. Gruby, twardy kawałek tekturki, po którego krawędziach wesoło unosiły się kolorowe baloniki, informował o uroczystym poczęstunku w Klubie Ślimaka. Profesor Slughorn był tak oczarowany sztuką warzenia eliksirów przez Pottera, że postanowił go zaprosić do siebie na kolację.
Zielone oczy wpatrywały się w anons, a na twarzy zamiast uśmiechu jawił się grymas niezadowolenia. Pomimo iż nie chciał, musiał dalej grać swoją rolę. Westchnął.
Drzwi do pokoju otworzyły się – w progu stał Blaise. W jego ciemnych dłoniach widniała koperta. Harry od razu ją rozpoznał, w identycznej dostał swój liścik. Uśmiechnął się pod nosem. Przynajmniej nie będę sam musiał iść na to żałosne przyjęcie, czy co to tam Slughorne urządzi– pomyślał Potter.
Zabini spojrzał na Harry’ego.
– Jak tam, Potter? – spytał, podchodząc do swojego łóżka, niedbale odrzucił nieotwartą kopertę na pościel, a sam usiadł na wprost Harry’ego. – Pierwsze dni w Slytherinie, lew spadł do poziomu węża.
– Tak, kto by pomyślał, że tak nisko upadnę, prawda? – zawtórował mu.
Drzwi otworzyły się po raz kolejny. Nott wraz z Malfoyem wkroczyli do dormitorium, po czym bez ogródek rozwalili się na łóżku Harry’ego.
– Nie poprzestawiało wam się coś w główkach? – spytał Potter, unosząc brew.
Malfoy spojrzał na lubego z wyrazem ironii w oczach, kącik jego idealnych ust uniósł się lekko.
– To ty tu jesteś nowy, skarbie – rzekł, dając mu pieszczotliwego kuksańca w ramię. – Musisz dostosować, a nie my. – Uśmiechnął się.
Teodor siedział w nogach łóżka, obserwując przyjaciół.
Za murami zamku robiło się coraz ciemniej i zimniej. Deszcz wciąż padał, naznaczając okolicę licznymi kałużami, które w nocy pokrywały się lodem. W Hogsmeade czarodzieje i czarownice pośpiesznie czmychali pomiędzy domami a sklepami, starając się schronić przed deszczem. Ponure kruki siedziały na gałęziach drzew niewzruszone, nawet gdy po ich czarnych niczym smoła piórach spływała woda. Gdzieniegdzie żałośnie zamiauczał bezpański kot, skarżąc się na podłą pogodę.
Mile od Hogwartu, pięć ubranych w czerń postaci, jak te niewzruszone kruki, stało pośród pustkowia, otoczone jedynie bujną trawą porastającą łąkę. Ich twarze zasłonięte były przez złote maski. Nie odzywali się. Po chwili ze smugi dymu zstąpił kolejny śmierciożerca. Nie bojąc się deszczu, zdjął z głowy mokry kaptur, odsłaniając swe oblicze. Z haczykowatego nosa spadały przejrzyste krople, czarne oczy obserwowały pustą i nudną okolicę.
– Ruszajmy – powiedział mocnym, zdecydowanym, głębokim głosem.
Piątka pozostałych podążyła za Severusem Snape’em, nie mając nawet pojęcia, gdzie i po kogo szli.
____
Pokój wspólny Slytherinu świecił pustkami. Pierwszoroczni już dawno poszli położyć się spać. Część Ślizgonów była w Wielkiej Sali na późnej kolacji, a jeszcze inni siedzieli w zaciszu własnych dormitoriów. Ci, którzy nie mieli niczego do roboty, koczowali w salonie.
Niedaleko korytarzami szła dziewczyna. Włosy podskakiwały w rytmie jej kroków. Skryta w kieszeni dłoń mocniej zacisnęła się na kawałku pergaminu, który wyprosiła od jednego chłopaka z jej rocznika: hasło do Slytherinu. Nie sądziła, że kiedykolwiek pójdzie właśnie tam z własnej woli. Na dodatek dwukrotnie. Zrobiła już to raz, podczas nieszczęsnej imprezy, przez którą jej myśli krążyły wokół jednego Ślizgona.  Stanęła przed kamienną ścianą. Ciszę korytarza przeciął głos dziewczyny, nieśmiało wymawiającej Amor Enim Colubri.
Ginny weszła do ciemnego holu. Pamiętała go doskonale. Zaraz po prawej stronie znajdował się pokój Draco Malfoya, zaś po lewej Pansy Parkinson. Dalej, analogicznie do pokoi prefektów, ciągnęły się sypialnie chłopców oraz dziewcząt. Tu było inaczej niż w Gryffindorze, dostępu do pokoi dziewczyn nie chroniły żadne zaklęcia. Panowała swoboda, która zapewne w niektórych przypadkach prowadziła do sytuacji wymykających się spod kontroli się spod kontroli.
Nagle, nie wiadomo skąd, przed Weasleyówną wyrósł Blaise. Był od niej dużo wyższy, więc zadarła głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
– Potter! – krzyknął Zabini tak, by każdy w Slytherinie mógł go usłyszeć.
Harry wyjrzał z salonu, wychylając głowę za oparcie kanapy.
– Co? – krzyknął równie głośno w głąb holu.
– Masz gościa – odpowiedział już ciszej Zabini, wpatrzony w twarz Ginny.
– Tak właściwie to przeszłam do ciebie, Blaise… możemy porozmawiać?

14 komentarzy:

  1. Cudoo , naprawdę dobra robota :) jestem ciekawa dalszych rozgrywek , być moze Blaise poczuje coś do rudeej <3 czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta historia jest niesamowita :) Świetny rozdział i jeszcze w takim miejscu zakończony... Chciałam się dowiedzieć, dlaczego ruda poszła do slytherinu a tu koniec xd :p już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie.. dlaczego w takim momencie koniec?????
    Co będzie z Hermioną? Tylko proszę nie zabijaj jej...to całkiem fajnie wykreowana postać;)
    Właśnie, rozmowa rudej z Blaisem może być interesująca....
    Widzę, że zdecydowałaś się wprowadzić klub ślimaka, przyznam szczerze zastanawiałam sie czy to zrobisz;)
    Fredzio i Hermiona...nie miłość?! Szkoda...może później jak Herma przeżyje.....;D
    (Zastanawia mnie czy wprowadzisz postać Cormaca Mclaggena..Fredzio napewno byłby zazdrosny;> Ale to już pozostawiam tobie..)
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! Jak śmierciożercy rozstrzygną sprawę z Granger? Hmm...;)
    Pisz jak najszybciej! Weny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie rozdział bez fanfar, dobrze się czytało, ale taki nudnawy.. Zakończenie wzbudziło we mnie jakieś większe emocje. Czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Śmierciożercy idą po Hermione prawda? Proszę nie zabijaj jej! Mam nadzieje że miłość Hermiony do Freda w końcu sie pojawi! Trochę mało o Harrym i Draco w tym rozdziale ale mimo to rozdział jak zwykle wspaniały ! Chce już następny ! Kocham tego bloga! Ginny i Blaise? Ciekawie sie zapowiada. Pozdrawiam Dżulia ! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z zamałabydotknąćnieba... Taki trochę nudny ten rozdział, ale czekam na więcej!;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja wiem moi kochani, że WY to uwielbiacie akcję, ale niestety teraz fabuła będzie się kręcić bardziej wokół Hermiony i może to trochę przynudzać, ale postaram się w następnym rozdziale dać jakieś żywsze wątki :D

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy nastempny rozdzial???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest już w przygotowaniu, także niebawem się powinien pojawić. Poza tym informacja o kolejnych notkach jest podana po lewej stronie w rubryce "Tablica ogłoszeń" :]

      Usuń
  9. Coś mi się wydaję, takie mam wrażenie, że Ginny jest w ciąży o.o Genialny rozdział! Jak ma być więcej o Hermionie to dobrze, podoba mi się akcja, która kręci się wokół niej. Nie mogę też się doczekać jej pierwszego spotkania z Voldemortem. Będzie ciekawie. A Harry już się zadomowił na dobre :D I niestety albo i stety będzie musiał przecierpieć spotkanie Klubu Ślimaka :D Pewnie tam też zdarzy się coś ciekawego :D
    Dużo weny życzę! I pisz rozdział bo umieramy tutaj z niecierpliwości co dalej :D
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To akurat zdradzę, że u mnie w opowiadaniu nie będzie dram związanych z ciążami i tym podobnymi sprawami :)A co do następnego rozdziału, to szczerze mówiąc wątpię by się ukazał 20stego, bo się strasznie pochorowałam, ale dołożę wszelkich starań by ukończyć tekst do niedzieli :)

      Usuń
  10. Kurde, kurde, kurde, kurde. Odświeżyłam i mi usunęło cały komentarz, który tu pisałam. Wybacz.

    ~Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  11. Jestem już na półmetku, a przynajmniej tak mi się zdaje.
    Jak ona tak mogła?! W niedobry sposób dała mu do zrozumienia, że jest nim kompletnie nie zainteresowana. Cóż, przynajmniej Wesley przyjął to jak na niego przystało. Zrobi coś w tej sprawie? Na pewno. Nie podda się, prawda? Nie, nie sądzę to twardy zawodnik. Teraz jest mi szkoda Rona i ogólnie wszystkich Gryfonów, bo stracili wartościową osobę. Nie będzie już jak dawniej, będą musieli się przyzwyczaić. Jak większość pisarzy lubisz przerywać w najmniej odpowiednich momentach, jednak ja mam to szczęście, że mam wszystko wyłożone na tacy i się powoli będzie wyjaśniać cała akcja.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    rewelacyjny, po kogo Snape z resztą śmierciożerców wyruszył?, Harry bardzo szybko się zaaklimatyzował i o wiele lepiej się czuje niż w gryfindorze...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń

Prorok Codzienny