Czarne
chmury spowiły błękitne niebo. Promienie słońca, oświetlające blade popękane
chodniki, zniknęły, ustępując miejsca ciemności. Mieszkańcy bezimiennego
miasteczka z niepewnością i lękiem patrzyli w niebo, zadając sobie pytanie, czy
to aby na pewno nie był zły omen.
Podły
mężczyzna, zamieszkujący ogromną posiadłość, ostatnio stał się bardziej
aktywny. Drzwi jego domostwa ciągle się otwierały i znikały za nimi czarne,
zakapturzone postacie. Postacie bez twarzy – skrywały oblicza za maskami
przedstawiającymi maszkary. Nie raz te tajemnicze osoby wnosiły ze sobą do
posiadłości szamocących się ludzi, którzy już później z niej nie wychodzili.
Wystraszeni mieszkańcy nie pytali czarnych przybyszy kim są ani kim był ich pan.
Pozwalali na to tak długo, dopóki sami mieli spokój i szpetny mężczyzna im nie
wygrażał.
Długa
uliczka, oświetlona latarniami, okryła się czarnym dymem – z niego wyłonił się
wysoki mężczyzna. Węglowe oczy, skryte za złotą maską, obserwowały ponurą
okolicę. Snape spojrzał za siebie, jakby chciał się upewnić, że nikt go nie obserwował.
Nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd. Za błędy czekała bolesna kara.
Severus
wyprostował się i ruszył pewnym krokiem ku budowli górującej nad tym przykrym
miejscem. Wolał nie myśleć, co Voldemort zrobi mieszkańcom, gdy tylko przestaną
być potrzebni jako przykrywka.
Po
minucie szybkiego marszu dotarł do żwirowej dróżki ozdobionej z obu stron ostrokrzewem.
Czerwone owoce rośliny zaczynały marnieć pod wpływem coraz niższych temperatur.
Nie patrząc za siebie, wędrował ku górze, do bramy ni to cmentarnej, ni to
ogrodowej. Za nią czekał na niego jego pan. Jedyny mężczyzna, którego szczerze
się bał. Snape nie zrozumiał, jak czarownica Bellatrix mogła kochać tak podłego
człowieka.
Snape
zaśmiał się pod nosem. Jeśli chodziło o podłość, to tylko Bellatrix była w
stanie dorównać swojemu psychopatycznemu mężowi. Za nią w kolejce już mógł
ustawiać się Draco – chłopak pod czujnym nadzorem tej przerażającej dwójki bez
mrugnięcia okiem zacznie zadawać najbardziej wymyślne tortury, o ile już tego
nie czynił.
Snape’a
z zamyślenia wyrwał zgrzyt metalowej, rdzewiejącej już bramy, której
poszczególne szczeble były powyginane we wszystkie strony świata. Delikatnie,
by nie wywołać okropnej kakofonii dźwięków, zamknął za sobą wrota. Zlęknionym
wzrokiem spojrzał na posiadłość. Cały budynek był szary, włączając dach.
Jedynie drzwi – prowadzące do wnętrza upiornej fortecy Voldemorta – oraz
okiennice stanowiły akcent kolorystyczny w tym koktajlu szarości. Brązowe wrota
uchyliły się nieznacznie. Z nieoświetlonego wnętrza na Severusa spojrzały złowrogie
ślepia.
Już
na niego czekał. Przed nim nie można było się ukryć. Każdy, kto nosił znak, został
przeklęty klątwą niemożliwości ucieczki przed szaleńcem.
Śmierciożerca
przyspieszył kroku, gdyż Czarny Pan nie lubił czekać.
Tom
Riddle wyszedł z cienia, prezentując szpetne oblicze w całej okazałości.
Spłaszczony nos, teraz pomarszczony w dziwnym grymasie, oraz spiczaste zęby
wystające z uschniętych wąskich warg, dawały obraz szkaradności i odrazy. Blade,
szponiaste dłonie miał złożone przed torsem niczym do pacierza, którego zapewne
nigdy nie odmawiał. Jego strój był wyrafinowany. Grafitowe spodnie ozdobione
skórzanym paskiem z klamrą w kształcie węża połykającego własny ogon, oraz
granatowa koszula wpuszczona za pasek prezentowały się wręcz dziwacznie na
potężnym czarnoksiężniku.
–
Severusie – wysyczał Veldemort niby z radością w głosie, lekko kiwając głową na znak przywitania.
Snape
ściągnął maskę, po czym pokłonił się nisko, tak że mógł zobaczyć idealną
strukturę butów swojego pana.
–
Panie – powiedział beznamiętnie, prostując się.
Voldemort
zrobił miejsce w drzwiach i gestem ręki zaprosił podwładnego do środka.
–
Proszę, Severusie, wejdź. Jakbyś był łaskaw, rozgość się w salonie. Muszę
dopilnować jednej sprawy.
–
Oczywiście – odparł nader uprzejmie.
Nie
był pewny, czy ta skromna prośba, która wyszła z ust szaleńca, nie była czasem
wyrafinowanym rozkazem. Severus pokonał przedpokój, mijając po drodze stare świeczniki
oraz makabryczne obrazy. Wnętrze domu nie pasowało do tego, co budynek
prezentował sobą na zewnątrz.
Podłogi
wykonano z najznakomitszego gatunku kamienia oraz drewna. Na ścianach królowała
biel, jedynym wyjątkiem był oczywiście gabinet Riddle’a. W salonie, gdzie pośrodku
stał fortepian, pod którego nogami leżał dobrej jakości bordowy dywan, panował
półmrok. Pomieszczenie oświetlał rozpalony kominek z poustawianymi fotografiami
przedstawiającymi poszczególne osoby rodu Blacków. Severus zauważył trzy nowe
ramki. W metalowej, przepięknie zdobionej, dostrzegł fotografię ślubną Lucjusza
i Narcyzy. Byli na niej tacy młodzi, piękni oraz zakochani. Druga fotografia w
drewnianej jasnej ramie przedstawiała małego Dracona w objęciach matki, nad
którą pochylała się zadowolona z siostrzeńca Bellatrix, trzecia zaś zdumiała i
zwaliła z nóg Severusa. W srebrnej prostokątnej ramce widniało zdjęcie dwójki
młodzieńców w strojach do quidditcha. W zielonym uniformie dumnie prezentował
się Draco, obejmując ramieniem kapitana drużyny Gryffindoru, Pottera. Wyglądali
na zwykłych beztroskich nastolatków, nie na takich, co zaledwie dwa dni temu
dopuścili się morderstwa. W imię czego?
–
Proszę, usiądź. – Severusa przeszedł nieprzyjemny dreszcz, gdy usłyszał znajomy
kobiecy głos.
Dopiero
spostrzegł, że na sofie z beżowym obiciem siedziała Bellatrix, popijając jakiś
napój z porcelanowej filiżanki. Ta kobieta była dla niego chyba największą
zagadką świata. Potrafiła być miła oraz potulna, a za chwilę zamienić się w
psychopatkę rzucającą klątwy na prawo i lewo. Jej przenikliwe spojrzenie
utkwiło w czarnych oczach nauczyciela. Rozpuszczone, puszyste, kręcone włosy
swobodnie opadały na jej nabrzmiałe, pełne piersi. Fioletowa suknia podkreślała
koloryt jasnej cery. Zazwyczaj krwistoczerwone usta dzisiaj miała pociągnięte
purpurową pomadką. Wzrok Snape’a spoczął na coraz bardziej krągłym brzuchu
brzemiennej. Już listopad, za dwa miesiące miała rodzić.
–
Witaj, Bello – przywitał się, niechętnie kłaniając głowę, po czym przysiadł na
fotelu obok kanapy.
Na
owalnym stoliku stała zastawa herbaciana.
–
Może napijesz się herbaty? – spytała.
–
Nie, dziękuję – odmówił.
Dłonią
sięgnął za płaszcz, na stole postawił sporą buteleczkę wypełnioną po sam brzeg
czerwoną mazią. Na ten widok Bellatrix zajarzyły się oczy. Uśmiechnęła się
szeroko i odwróciła twarz w stronę wyjścia.
–
Tom! Tom, pozwól do nas!
Severus,
słysząc wypowiadanie przez wiedźmę imię, skrzywił się. On nigdy nie odważyłby
się tak nazwać Voldemorta. Jednak ten zdawał się akceptować porzucone imię
tylko, gdy padało ono z ust kogoś, kto był mu bliski.
–
Już idę. – Do uszu obojga doszedł stłumiony głos, dochodzący gdzieś z wnętrza
domu.
Po
chwili do stolika dosiadł się Voldemort, najwidoczniej w dobrym humorze. Z jego
twarzy nie schodził grymas, który zapewne miał być uśmiechem. Szczupłymi dłońmi
postawił na stoliku dwa kielichy i napełnił je białym winem. Ujął w rękę jeden
z nich i podał Severusowi, ten ujął go delikatnie i upił łyk, kosztując trunku.
–
Widzę że przyniosłeś to, o co cię prosiłem – powiedział Voldemort, spoglądając
na krew. – A czy masz też tę drugą?
–
Oczywiście. – Severus niepewnie wyjął z kieszonki mały flakon. – Proszę.
–
Doskonałe – wysyczał Czarny Pan, ujmując fioleczkę w dłoń. – Tak, brakuje
jeszcze tylko jednego. – Uśmiechnął się. – Ale już nie długo.
–
Właściwie – zaczęła Bellatrix, zwracając się do Severusa – jak udało ci się
zdobić krew potomka Ravenclaw?
–
To nie było trudne. Jak wiesz, mam dostęp do gabinetu Dumbledore’a. Znajdują
się tam wszystkie zapiski dotyczące założycieli Hogwartu. Poszperałem,
porównałem z drzewami genologicznymi poszczególnych rodów czarodziejskich i w
taki sposób dotarłem do celu. Owszem było to mozolne i czasochłonne, jednak,
jak widać, opłaciło się.
–
Doskonale – powtórzył Voldemort. – Moi pozostali ludzie szukają potomków Gryffindora,
są już na tropie. – Potarł z podekscytowania dłonie i spojrzał na ukochaną.
–
Jeśli to wszystko… – zaczął niepewnie Snape.
–
A co, tak ci się spieszy? – spytała jadowicie Bellatrix. – Myślałam, że
zostaniesz trochę dłużej.
–
Z chęcią – skłamał – lecz, jak wiesz, jestem nauczycielem i mam pewne
obowiązki. – Bellatrix na to ostatnie zdanie zaniosła się szyderczym śmiechem.
–
Obowiązki? – Spojrzała z politowaniem na Snape’a. – Z tego, co wiem, to zajęcia
w szkole są odwołane.
–
Skąd…?
–
Draco – powiedziała krótko.
_____
W
Hogwarcie panowała dziwna atmosfera. Zajęcia zostały odwołane, jednak wielu
uczniów nie czuło z tego powodu ulgi czy satysfakcji. Tylko niektórzy Ślizgoni chodzili
po szkole z uśmiechami na twarzach, jak gdyby nic się nie stało. Niektórzy ze Slytherinu,
za pomocą Harry’ego Pottera i jego niezawodnej mapy Huncwotów, wymykali się do
Hogsmeade, a inni woleli spędzić czas w pokoju wspólnym. Zaś ci, co należeli do
drużyny quidditcha trenowali, korzystając z pustego boiska.
Właśnie
tego dnia, gdy pogoda w miarę dopisywała, w powietrzu latała cała drużyna
Slyherinu. Ich zmagania obserwowało paru gapiów, siedzących na trybunach, wśród
nich nie zabrakło również Harry’ego, który z największym skupieniem obserwował
Dracona, latającego w przestworzach niczym drapieżny ptak, starając się
doścignąć małą, zwinną, złotą kuleczkę, umykającą przed jego zgrabnymi dłońmi.
W duchu śmiał się ze starań Malfoya, bo choćby nie wiadomo jak się starał,
Harry był dużo lepszym szukającym niż on. Porywy zimnego wiatru szarpały
platynowe włosy, rozwiewając je we wszystkich możliwych kierunkach.
–
Cześć, Harry. – Potter, podskoczył jak oparzony, omal nie spadając z ławki. –
Przepraszam. – Usłyszał głos przyjaciółki.
Hermiona
stała opatulona w granatowy płaszcz, szyję miała obwiązaną szalikiem w barwach swojego
domu.
–
Cześć – przywitał się Harry, szczerze się uśmiechając. – Dawno się nie
widzieliśmy – powiedział zgodnie z prawdą.
Dziewczyna
spoważniała, jednak z jej twarzy nie schodził uśmieszek. Przysiadła obok
przyjaciela, łapiąc go pod ramię.
–
Jak się miewasz? – spytał grzecznie, patrząc na nią wyczekująco.
Hermiona
westchnęła, spoglądając w niebo.
–
Dobrze mu idzie – powiedziała, patrząc na Dracona, unikając tematu dotyczącego
jej osoby. Pomimo towarzystwa Freda, czasem łapała się na tym, że wciąż myślała
o niedostępnym dla niej chłopaku.
–
Tak – powiedział Harry, wędrując za wzorkiem Hermiony. – Daje z siebie
wszystko. Obiecał mi, że da nam popalić w nadchodzącym meczu.
–
Rywalizujecie tylko na boisku – odparła. – To dobrze. Czasem odrobina
rywalizacji jest zdrowa. – Uśmiechnęła się. – Harry… – Zatroskana spojrzała na
przyjaciela. – Kiedy zaczniesz częściej bywać w wieży? Bez ciebie jest tak
pusto…
–
Ale też cicho i bez kłótni – dopowiedział za nią. – Po co mam wracać? – spytał,
zerkając w niebo. – Ron ciągle by się czepiał, pewnie nie raz byśmy się pobili.
Nie. Tak jest mi dobrze – odparł. – Szczerze mówiąc, nawet zastanawiałem się,
czy nie zmienić przydziału – powiedział pospiesznie.
Hermiona
zszokowana wpatrywała się w Harry’ego, jakby nie mogła pojąć sensu jego słów.
–
Ty chyba nie mówisz poważnie? – spytała, nadal nie dowierzając w to, co
usłyszała. – Harry, jesteś Gryfonem, powinieneś być ze swoimi… A drużyna,
przyjaciele…
–
Hermiono. – Harry wstał. Granger zamarła. W zielonych oczach Harry’ego dostrzegła
coś, czego nie mogła określić, ale przez chwilę ogarnął ją strach, gdy na niego
patrzyła. – Nigdy nie byłem Gryfonem – mówiąc to, odwrócił się do niej plecami,
zmarznięte dłonie schował w kieszeniach zielonej kurtki z białymi pasami po
bokach.
–
Jak to? – spytała niepewnie.
–
Kiedy pięć lat temu opuszczaliśmy stację King’s Cross, by dotrzeć na pierwszy
rok w Hogwarcie, poznałem Rona. Zaczął mi opowiadać o szkole, o tym, jak tu
jest, o przydziale do poszczególnych domów. Naopowiadał również mi głupot o
Slytherinie, o tym jak rzekomo każdy, kto wywodził się z tego domu zasilał
szeregi Voldemorta.
–
Nie wymawiaj jego…
–
To nie jest jego imię! – Spojrzał na nią buńczucznie, lecz po chwili się
opanował. –Chodzi mi o to, że kiedy siedziałem na krześle w Wielkiej Sali, a na
moją głowę miałem wciśniętą Tiarę Przydziału, bałem się. Nie chciałem trafić do
Slytherinu, jednak ona chciała mnie tam przydzielić. Prosiłem ją, by
przydzieliła mnie do Gryffindoru, tak jak przede mną ciebie. – Spojrzał na nią
już cieplejszym wzrokiem. – Najśmieszniejsze jest to, że gdy Tiara krzyknęła Gryffindor, nie poczułem się jakoś
szczególnie. – Pochylił głowę, a czarne włosy opadły mu łobuzersko na czoło,
przysłaniając bliznę. – Pomyślałem wtedy, czy to w porządku, że nie będę tam, gdzie
powinienem być. – Wzruszył ramionami. – Nigdy nie byłem Gryfonem. Zawsze byłem
wężem, który niezauważony kąsał łapy lwa, nasączając jego organizm trucizną.
Hermiona
siedziała skulona na ławce, patrząc na przyjaciela, którego do tej pory uważała
za najlepszego Gryfona, jakiego mógł sobie wyśnić sam Godryk Gryffindor. Teraz,
gdy poznała historię, której nigdy nie
słyszała, sama nie wiedziała, kim był ten chłopak, który stał teraz przed nią,
z uniesioną głową, patrząc w pochmurne niebo.
Dopiero
teraz zauważyła, jakiego koloru Harry miał na sobie kurtkę. Tak dobrze mu w zieleni. Lecz jak inni
zareagują na tak wielką zmianę? – pomyślała.
–
Harry – wyszeptała, wstając z ławki. Oparła głowę o jego ramię. – Nieważne co
się stanie, wiedz, że ja zawsze będę cię wspierać. Cokolwiek miałoby się
wydarzyć – dopowiedziała po chwili przerwy.
–
Odważna obietnica, Hermiono – wyszeptał Harry. – Jeszcze chyba nie wiesz, na co
się piszesz, prawda? – spytał, obejmując Granger w pasie.
Stali
tak oboje, patrząc na wirujących w powietrznym tańcu Ślizgonów.
–
Wiem – odparła. – Skrywasz wiele tajemnic, ale czuję, że to, co robisz, nie
jest bez powodu.
Od dłuższego czasu zapominam o jednym nurtującym mnie pytaniu. Czy to bezimienne miasteczko to nie przypadkiem Little Hangleton? Z tego co pamiętam (oraz sprawdziłam specjalnie w książce) to tam stało Riddle's Manor przetłumaczone jako Dom Riddle'ów (hp i czara ognia).
OdpowiedzUsuńI kolejna rzecz, która mnie wręcz poraziła z miejsca. " Kosmyk BIAŁYCH włosów miała zaczesany za ucho." Białych? Bellatrix jest siwa czy u Ciebie blondynką? "Siedziała obok swojej siostry, nie podobna do niej niczym: Narcyza jasnowłosa, sztywno wyprostowana i beznamiętna, Bellatrix ciemnowłosa, z oczami do połowy przysłoniętymi ciężkimi powiekami" - cytat z 7 części.
Hermiona wydaje mi się taka nijaka. Bezbarwna.
A co do plusów to tak samo jak zawsze - świetne, genialne, obłędne i raszta podobnych synonimów. Prawdopodobnie już to pisałam, ale to nie szkodzi, napiszę jeszcze raz: BEST DRARRY EVER!
Pozdrawiam i przepraszam za naskoczenie z tymi włosami xd.
Po prostu co chodzi o Bellatrix, to wzorowałam sie na wielu fanartach, gdzie nasza kochana Śmierciożerczyni ma pasemko białych włosów :)jak np tu http://s4.zerochan.net/Bellatrix.Lestrange.full.1099717.jpg
UsuńPodoba mi się takie przedstawienie jej osoby, nadaje jej jakiegos takiego nieopisanego wyrazu :)A co sie tyczy miasteczka to trafiłam w 100% :D tyle, ze dom upiększyłam :P
Specjalnie nie wymieniałam nazwy, byłam ciekawa ile osób sobie skojarzy te fakty :P
A co sie tyczy Hermiony, to przyznaję się bez bicia, że ciężko mam ubarwić jej postać bo jak dla mnie jest bezpłciowa nawet w książce :P jedynie w filmie aktorka nadrabia, po prostu ciężko mi pisać o kimś kogo niecierpie :P ale to tylko takie moje prywatne odczucia.
UsuńRozumiem, ja nie przepadam z Ronem. A co do Hermiony, to mi nie chodzi o to jaka była w filmie, tylko o jej książkowy charakter. Muszę Ci powiedzieć, że nie wyobrażam sobie, by Hermiona z twojego bloga przywaliła w twarz Malfoy'owi. Jest taka "miekka" i bez wyrazu. Jak taka dorzucona na siłę postać do opowiadania, która nie odgrywa żadnej większej roli.
UsuńA co do Little Hangleton to podejrzewałam to od pierwszego nazwania miasteczka "bezimiennym" tylko zwyczajnie zapominałam się zapytać xd.
Co do włosów - wiem, że Helena aka Bellatrix na zdjeciach miała takie pasmo, ale tu moja wyobraźnia zadziałała i stworzyła obraz blondwłosej Lestrange, co było bynajmniej dziwne. Dlatego też w tym momencie sama się z siebie śmieję, bo czytałam to zdanie jakieś pięć razy, bo myślałam, że się przewidziałam xd
Powiem tak, styl pisania fajny, historia ciekawa, kreacja Draco mega. Ale że on z Harrym? niee;/
OdpowiedzUsuńSuper! I niech Harry zmieni przydział! O wiele lepiej będzie mu wśród Ślizgonów niż Gryfonów. Świetnie opisana sytuacja ze spotkania z Voldemortem. Mnóstwo barwnych opisów i epitetów, świetna robota a i przyjemnie się czytało. Jak dla mnie postać Hermiony wykreowana przez Ciebie jest lepsza niż w książce, taka bardziej uczuciowa i zmagajaca się z licznymi emocjami. Więc Voldemort otrzymał, to czego chciał. Jeszcze została tylko jedna kwestia... Oj, będzie ciekawie :D Świetny rozdział kochana :D
OdpowiedzUsuńPS: Ty masz jakieś motorki, czy coś? Bo piszesz rozdziały niczym jakaś maszyna :D
Buziaki ! :*
Wspaniały rozdział!!! Aż mnie skręca gdy rozmyślam kto może być potomkiem Gryfindora!
OdpowiedzUsuńHarry zmienia dom? Hm no nie wiem czy to dobry pomysł....no ale nie dowiem się jeśli to się nie stanie, prawda? ;)
Muszę ci przyznac, że masz prawdziwy talent! Kiedy twoja książka będzie w sprzedaży?! ;D
Bardzo szybko wstawiasz rozdziały- kocham Cię za to!:)
Kiedy przeczytam coś Fredziu i Hermionie? Tęsknię za tą parą;)
Podsumowując: WENY!!! ;D
PS: Najlepszy FF jaki czytałam!;) Drarry! <3
Cześć.;) Jestem z Niebieskim-piorem. Rozumiemy, że dodałaś link do ocenialni, lecz w regulaminie wyraźnie jest zaznaczone, że trzeba się upewnić, że kolejka wybranej oceniającej jest otwarta. Jeśli chcesz, zapraszam na gg, ustalimy co i jak. Nie byłoby zamieszania, lecz mamy mały problem z regulaminem. Czekam ;)
OdpowiedzUsuń[12574062]
PS: Jeśli nie masz gg, zostaw komentarz na mojej podstronie.
Pozdrawiam, Forfeit
*nie dziękuję* p.b. razem
OdpowiedzUsuń*Gryffondora* hahaha
*Harrego -.-
*domu węża* z dużej litery
*tiara przydziału* z dużej litery
Ha! A ja wiem kto jest dziecicem Gryffindora! Moja koleżanka już to przeczytała i mi powiedziała.
Znalazłam cię na HPnecie i widziałam twój post w "My w sieci" ;)
~Anastazja
Borze, co ja gadam...
OdpowiedzUsuń*nie dziękuje* p.b. przecinek
~Anastazja
Najpierw odpiszę Ci na komentarz na moim blogu, a potem zabiorę się za skomentowanie Twojej twórczości.
OdpowiedzUsuńŻadnego trójkąta nie będzie, tak tylko straszę ^^ Wiem jakie to jest trudne i boję się, że mogłabym nie sprostać takiemu wyzwaniu. Jednak życie nie polega tylko na zwycięstwach, gdyby coś mi nie wyszło mogłabym to przekształcić w coś innego. Także mogłabym, ale nie taki był mój zamysł i tak też się nie stanie.
Ładnie, uprzejmie mnie poprosiłaś to tak uczyniłam, mnie nie robi różnicy czy jest wyśrodkowany czy wyjustowany, ale jeśli tak Ci się lepiej czyta to od dzisiaj będę wstawiać wyjustowany tekst. Tak, na razie wychodzi mi dobrze. Lecz z czasem będzie pod górkę, będzie trudniej ubrać te wszystkie wizje w słowa i przelać najpierw na papier, a potem wklepać do komputera. Moją ulubioną postać również jest Nick. Jest takim bratem, którego chciałabym mieć, być może to właśnie tak dobrze go wykreowałam. Utożsamia się czasem ze mną, bo jako miała dziewczynka zawsze w zabawach byłam chłopcem. A jak nie chłopcem to zwierzęciem, sama nie wiem dlaczego wybierałam postacie męskie. Może bardziej podobały mi się ich charaktery, style ubierania? Tylko domysły mi pozostają.
Wybrałam taką tematykę...W sumie to nie wiem dlaczego. Myślałam nas tym, że będzie to zwykłe opowiadanie, o normalnych sprawach, bez żadnych prawdziwych osób. Jednak oni mi tu jakoś pasowali. Z drugiej strony jednak myślę, że gdybym pozmieniała imiona historia byłaby odbierana zupełnie inaczej. Nie jako ff zbzikowanej fanki, która przelewa swoje niespełnione marzenia do opowiadania, a jako dojrzała powieść. O problemach codzienności, o prawdziwej naturze ludzi. Sęk w tym, że już zaczęłam tak tą przygodę i uważam, że byłoby nie w porządku, gdybym nagle zmieniła tą koncepcję. Twinecstów nie lubię, ale są niektóre, co mnie wciągnęły. Chyba tylko dwa na mojej liście. Cieszę się, że zadałaś takie pytanie, a nie inne. Moje opowiadanie to nie będzie, jak to ujęłaś, "Big love". Tu nie ma tylko pozytywów, dobrych zakończeń. Już sam początek sugeruje, że ta historia nie może się skończyć dobrze. Być może moje ff, a może nie, będzie inne, od tych które wcześniej spotykałaś, dlatego że jestem osobą bardzo przywiązaną do pewnych reguł. Swoją drogą też mam do Ciebie pytanie, mianowicie: Jak myślisz w jakim wieku jestem? Pytanie dość oczywiste, ale jestem ciekawa jak jestem postrzegana przez Ciebie.
Temat jak najbardziej przydałoby się wdrążyć do jakiejś grupy i przedyskutować. Myślę, że wyszłyby z tego ciekawe wnioski.
I ty się mnie jeszcze pytasz? Pff, wampiry uwielbiam. Tak jak upadłe anioły, wilkołaki, elfy, enty, piksy, wróżki, smoki, ale myślę, że jednak moimi ulubionymi magicznymi stworzeniami są zmiennokształtni.
To tyle jeśli chodzi o komentarz na moim blogu. A nie jednak nie, jeśli miałabyś ochotę porozmawiać tak inaczej niż tylko w komentarzach to podaję Ci tutaj mojego maila (może nie jest to zbyt mądre, ale kto nie ryzykuje nie osiąga niczego w życiu)- domci@sowki.pl
Również dużo weny życzę i zabieram się za czytanie! :3
Tak się rozproszyłam, że nie wiem od czego zacząć, więc jeśli komentarz będzie mało składny to z góry przepraszam.
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam, że Lord będzie potrzebował krwi dziedzica z każdego domu, ma już trzy flakoniki. Jeśli się nie mylę to pozostaje już tylko jeden- Hufflepuff. Jestem ciekawa czy to będzie kolejne zadanie dla naszej dwójki. Właśnie, może mi umknęło, może jestem za głupia, ale to nieważne, co zrobił takiego Draco, że lekcje zostały odwołane? Nie mogło to być byle co, bo z takimi rzeczami to nauczyciele by sobie bez problemów poradzili. Coś leży na rzeczy. Tylko jeszcze nie wiem co, ale się dowiem. Widać, że Harry jest zakochany w Ślizgonie po uszy. Jestem uradowana, że im się tak układa, ale jestem pewna, że niedługo coś popsuje i nie będzie już tak kolorowo. Hermiona naprawdę nie wie na co się pisze, lecz skoro tak uważa to niech składa przysięgi jakie chce. Nic mi do tego, boję się, że jedna nie stanie na wysokości zadania i się podda.
Witam,
OdpowiedzUsuńrozdział ciekawy, ciekawe czy Harry zmieni teraz dom, przyznał sie Hermionie, żę wybłagał tarę aby przydzieliła go do gryfindoru, no i ciekawe kto jest dziedzicem Gryfindoru...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie