Wielka
Sala nie przypominała tej sprzed paru godzin – pod sufitem wisiały pochodnie, a
każda z nich płonęła ogniem w innym kolorze, zaś cała przestrzeń była skąpana we
wszystkich kolorach tęczy. Po podłodze leniwie snuła się mgła, nadając mrocznego
klimatu. Długie ławy poszczególnych domów zastąpiono małymi stolikami, które zostały
ozdobione obrusami ze sztucznych pajęczyn. Duchy Hogwartu latały tam i z
powrotem w rytm muzyki. Zabawę prowadził Lee Jordan, komentator meczów
Quidditcha – ubrany w stylowy smoking, czarna maska przysłaniała połowę twarzy,
z ust wystawały mu wampirze kły.
Spragnieni
rozrywki uczniowie oraz nauczyciele cieszyli się chwilą relaksu, tańcząc do melodii wygrywanej przez zaczarowane
instrumenty, z twarzy nie schodziły im wesołe uśmiechy. Wilkołaki bawiły się z
księżniczkami, wampiry z gargulcami, lordowie z trollami.
Zza
srebrnej maski na rozszalały tłum badawczo spoglądały ciekawskie stalowo-błękitne oczy,
zaś szmaragdowe, skryte za czerwienią, po kolei. obserwowały każdą tańczącą
parę
–
Widzisz go? – Do uszu Harry’ego dotarł zagłuszony przez muzykę głos Draco.
–
Nie, ale patrz tam – powiedział Potter, wskazując kierunek ręką.
W
miejscu, gdzie pokazał, wirowała istotnie dobrana para. Rudowłosy Frankenstein
wraz ze swoją ukochaną żoną z horroru.
–
A to ci dopiero – zaśmiał się Draco, szczerze zadowolony.
Jednak
plan Weasleya wypalił. Malfoyowi nie schodził uśmiech z twarzy, kiedy
obserwował szczęśliwą parę. Hermiona zaklęciem ukoloryzowała włosy na czarne z
białymi paskami po bokach, zapewne tona lakieru utrzymywała fryzurę w pionie.
Różowe policzki ukryła pod grubą warstwą bladozielonego pudru, orzechowe oczy
skrupulatnie podkreśliła czarnym makijażem, zaś usta, które pociągnęła czerwoną
szminką, aż kusiły, by je pocałować. Fioletowa suknia, w niektórych miejscach
naderwana, dopełniała całego stroju.
Sam
Fred nie wyglądał gorzej. Płomienna czupryna swobodnie opadała mu na czoło,
które zdobiły sztuczne szwy zroszone czerwoną mazią, imitującą krew. Z szyi
wystawały dwie potężne śruby. Twarz, tak samo jak Hermiony, miała bladozielony
odcień, natomiast oczy – fioletowo sine. Jednak jak na Frankensteina miał zbyt
schludny strój. Czarny garnitur, lekko nadszarpnięty, oraz splamiona dziwną zieloną cieczą koszula.
–
Widać, dobrze się bawią – powiedział Draco, spoglądając na partnera. – Może
zaszczycisz mnie jednym tańcem? – spytał, kokieteryjnie wystawiając rękę, w
grzecznym geście zapraszającym do zabawy.
–
Draco – skarcił go Harry. – Musimy znaleźć tego Smitha, na zabawę… Hej!
Przebiegły
jak rodowity Ślizgon, nie dał dokończyć zdania ukochanemu i od razu, bez
ogródek, chwycił Harry’ego za rękę, porywając go na środek parkietu. Harry
mimowolnie się uśmiechnął, co nie uszło uwadze Malfoya.
Jeden taniec nam nie zaszkodzi
– pomyślał rozbawiony Potter.
Na
początku Harry'emu szło mozolnie – nie potrafił wczuć się w rytm. Draco jednak się
nie poddawał. Gdy tylko piosenka, do której wyrwał Pottera, dobiegła końca,
ustępując miejsca wolniejszemu kawałkowi, przyciągnął go prosto w ramiona,
obejmując jedną ręką w pasie, a w drugą łapiąc lewą dłoń.
–
Nie wygłupiaj się – powiedział zażenowany Potter, opuszczając wzrok na podłogę.
Poczuł chłodną dłoń na brodzie, nakazującą mu spojrzeć do góry.
Wzrok
Malfoya go powalił. Nigdy nie widział w jego oczach takiej pasji i oddania,
pożądania i namiętności, czułości i miłości. Nie wiedział, czy to dlatego, że Draco
zatracił się w muzyce, czy dlatego, że byli tu razem, wśród tych wszystkich
par, tańcząc ze sobą. Nie miał już więcej czasu na myślenie. Ciepłe, blade usta
dotknęły jego warg.
Zatracił
się.
Przy
jednym ze stolików siedziała dwójka chłopaków z Gryffindoru. Ronald ubrany w
zwykły, nie rzucający się w oczy, grafitowy smoking oraz w szarą maskę
przysłaniającą oczy, krytykował wszystko wokół. Począwszy od dekoracji, a na
tańczących parach skończywszy.
–
No spójrz tylko, Seamus – żachnął się Ron, wskazując ręką stolik, przy którym
siedzieli. – Pajęczyny. A ja nienawidzę wszystkiego, co ma związek z pająkami.
To chyba logiczne, że mogę mieć traumę po akcji z akromantulą na drugim roku,
prawda?
–
A ja twierdzę, że za dużo narzekasz, Ron – odpowiedział z uśmiechem Finnigan.
Jego
kreacją okazał się zwykły uniform szkolny – nie byłoby to dziwne, gdyby nie
fakt, że to szata Ravenclawu, na dodatek żeńska.
–
Lekcje zostały odwołane, jest dobra muzyka, czego jeszcze chcesz?
–
Po prostu mam parszywy humor – odparł Ron. Po chwili spojrzał na przyjaciela,
nie kryjąc zdumienia. – Seamus? – spytał przeciągle. – Powiesz mi skąd, na
Merlina, masz szaty Ravenclawu?
–
A tam… – Finnigan machnął ręką. – Kiedyś, wysadzając w powietrze moją pracę
domową, przypaliłem jednego Krukona, który cały czas uganiał się za jedną
blondyneczką, no i ona po tym wszystkim powiedziała, że ma u mnie dług
wdzięczności. I voilà.
Ron
tylko pokręcił z niedowierzania głową, patrząc na kolegę. Nie chcąc sobie
więcej zaprzątać głowy przygodami Seamusa, zaczął obserwować tańczące pary. Na
chwilę jego wzrok zatrzymał się na Hermionie – żonie Frankensteina. Westchnął.
Pokłócili się i nie rozmawiali ze sobą już od dłuższego czasu. Tak naprawdę, to
on z nią nie rozmawiał.
Weasley
musiał przyznać, że jego przyjaciółka prezentowała się zjawiskowo, jeszcze
lepiej niż na Balu Bożonarodzeniowym z okazji Turnieju Trójmagicznego. Kiedy
Ron zobaczył, jak ręka jego brata wylądowała w pasie przyjaciółki, poczuł
dziwne ukłucie w środku.
Pokręcił
głową i skierował wzrok w innym kierunku.
–
Chyba się zaraz porzygam – powiedział, imitując odgłos puszczania pawia.
– Przemyciłeś alkohol? – spytał podekscytowany
Seamus.
–
Nie, idioto. Spójrz tam… O, widzisz? – Ron tylko wskazał ręką kierunek, w jakim
miał patrzeć jego przyjaciel.
–
Twój brat i Hermiona, a kawałek dalej Draco i Harry – powiedział beznamiętnie
Seamus, spoglądając z powrotem na Weasleya. – No i? – Wzruszył ramionami. – Powinieneś być zadowolony.
–
Że co takiego? – Ron podniósł ton głosu, nie wierząc w to, co właśnie usłyszał.
–
No tak, powinieneś się cieszyć, jak twoi przyjaciele… Tak, Ron, nie
przejęzyczyłem się. Przy-ja-cie-le. – Seamus spojrzał wymownie na Weasleya. –
Hermiona i Harry są szczęśliwi, więc i ty się tym ciesz.
–
Harry i ja już nie jesteśmy przyjaciółmi – powiedziawszy to, opuścił salę, przy
wejściu wpadając na rosłego blondyna. – Patrz, jak łazisz, Smith!
_____
–
Draco, spójrz. – Harry oderwał się od Malfoya, kiwając brodą w kierunku
wejścia.
W
drzwiach do Wielkiej Sali stał Smith, ubrany w niebieski kostium. Brązowe oczy
skrywał za maską wysadzaną małymi szafirowymi kamieniami. Jego partnerka:
ładna, drobna, czarnowłosa dziewczyna z dużymi szarymi oczami, prezentowała się
jak wymioty jednorożca. Przeogromna, różowa, puchata suknia ozdobiona
niebieskim brokatem wyglądała, jakby miała zaraz odfrunąć. We włosy miała
wszczepiony złoty diadem.
–
Cholerna księżniczka z koszmaru i jej niedługo martwy książę – zacmokał Draco,
patrząc w stronę nowo przybyłych.
Ciepły
wzrok, którym jeszcze chwilę temu obdarzał Harry’ego, zmienił się diametralnie.
Teraz z jego oczu bił chłód, co mogłoby zmrozić krew w żyłach niemal każdemu, kto
stanąłby na drodze bezwzględnemu Draconowi.
–
Rób swoje – powiedział Harry, po czym szybkim krokiem opuścił Wielką Salę.
Draco
wyjął z kieszeni spodni różdżkę i schował ją do rękawa. Powoli zaczął się
kierować do upatrzonej pary.
–
Och, Zachariaszu, tak się cieszę, że mnie zaprosiłeś – szczebiotała odziana w
róż dziewczyna.
–
Idę po coś do picia, poczekaj tu na mnie.
Niczego
nieświadomy prefekt Puchonów oddalił się do najbliższego stolika, gdzie stała
waza z ponczem.
Draco,
zwietrzając okazję, zaszedł partnerkę Smitha od tyłu. Przycisnął końcówkę
różdżki do jej pleców.
–
Imperio – wyszeptał, a dziewczyna,
obróciwszy się, spojrzała pustym wzrokiem na Malfoya. – Sprowadź Zachariasza Smitha do łazienki Jęczącej Marty
najszybciej, jak to możliwe. Użyj swoich atutów – dodał znacząco.
–
Oczywiście – przytaknęła i pobiegła za swoim partnerem.
Malfoy
stał, uśmiechając się parszywie, po czym, w ślad za Harrym, także opuścił Wielką
Salę.
Harry Potter czekał już w łazience Jęczącej Marty,
w której zawsze było pusto za sprawą mieszkającego w niej ducha. Nikt nie
chciał się narażać na jęki i płacze Marty, która zginęła w toalecie i każdemu
przy nadarzającej się sposobności musiała się żalić – tym razem duch błąkał się
po Wielkiej Sali i zaczepiał uczniów.
Po
chwili do Pottera dołączył Malfoy.
–
I jak poszło? – spytał Harry.
–
Bułka z masłem – powiedział szyderczo Draco. – Teraz wystarczy poczekać.
–
Po co mnie tu ciągniesz? – dopytywał się Zachariasz zaproszonej na bal dziewczyny.
–
Zachariaszu, miejmy chwilę dla siebie – odparła, otwierając drzwi.
Na
pierwszy rzut oka pomieszczenie wydawało się puste.
–
Mówiłam ci, że pewnie nie zastaniemy tej płaczącej dziwaczki. – Puchonka zaśmiała
się pusto.
Smith
spojrzał badawczo na partnerkę.
Był
zdziwiony, że ta nagle zaproponowała mu, ba, wręcz wymusiła, by udał się z nią
w „ustronne miejsce”. Nawet mu to schlebiało.
–
Brawo! – Do uszu Zachariasza doszedł parszywy głos Malfoya, klaszczącego
teatralnie w dłonie.
–
A wy co tu robicie? – spytał zażenowany Smith, patrząc na Harry’ego opartego o
ścianę, niedbale bawiącego się różdżką, oraz na Malfoya, który stał dumnie wyprostowany,
świdrując ich wzrokiem.
–
Czekamy na przedstawienie – odparł cicho Potter, posyłając zaciekawione spojrzenie
Zachariaszowi.
–
Och, byłbym zapomniał – zacmokał Draco. – Moja droga, zechciałabyś zamknąć za
sobą drzwi? – Malfoy zwrócił się przesłodzonym głosem do zaczarowanej
dziewczyny.
–
Oczywiście – zaszczebiotała i wyjęła różdżkę, celując nią w drzwi. – Colloportus – padło z jej ust i w
pomieszczeniu echem odbił się zgrzyt zamka.
–
Już nie będziesz nam potrzebna. Avada
Kedavra! – Draco wykrzyczał klątwę śmierci.
Odziana
w róż Puchonka padła na ziemię jak kłoda, wlepiając szare oczy w sufit, a z jej wątłej dłoni wypadła śliczna,
brzozowa różdżka, tocząc się po posadzce wprost pod nogi Zachariasza. Oniemiały
Smith stał, nie mogąc z siebie wydusić ani jednego słowa. Właśnie na jego
oczach zabito dziewczynę.
–
Co? Jak? Dlaczego? – jąkał się, zaciskając dłonie w pięść.
–
Zadajesz za dużo pytań – odpowiedział Harry, podchodząc bliżej celując różdżką
w bezbronnego prefekta. – Jest to irytujące – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Draco
w tym czasie wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki szklaną buteleczkę z
drewnianym korkiem.
–
Po co to wam?
–
W sumie, gdy z tobą skończymy, i tak nie wydusisz z siebie ani słowa, bo…. –
zaczął Malfoy.
–
Będziesz martwy – dokończył chłodno Potter.
–
Od czego by tu zacząć. A tak! – Malfoy klepnął się w czoło. – Widzisz, ja i Potter
jesteśmy dobrymi przyjaciółmi samego…
–
Voldemorta? – dokończył Zachariasz z nieukrywanym strachem w głosie.
Jego
klatka piersiowa unosiła się i opadała w szalonym rytmie, łapiąc każdy cenny
oddech.
–
No proszę, proszę. Widać nie wszyscy Puchoni mają niski iloraz inteligencji –
powiedział szyderczo Draco, po czym oparł się o umywalkę. – Ale tak, Smith, masz
rację.
–
Dumbledore… on się o wszystkim dowie! – krzyknął Smith, znajdując w sobie iskrę
odwagi.
–
Gdybyś temu staremu prykowi napisał to na pergaminie i podał pod nos, nie
zauważyłby. Dumbledore wierzy w to, w co chce wierzyć. Ma swoją ideę mnie,
Chłopca, Który Rzekomo Przeżył, osieroconego przez Czarnego Pana, co jest
cholerną bujdą! – wykrzyczał Harry, tracąc nad sobą panowanie. – Ale to cię nie
powinno obchodzić – dodał spokojniej. – Petrificus
Totalus! – krzyknął zaklęcie, celując w Zachariasza, ten jednak był szybszy
i uchylił się w mgnieniu oka, sięgając po różdżkę zmarłej dziewczyny.
–
Drętwota! – wykrzyczał Zachariasz do
Harry’ego, który również w porę zrobił unik.
Zaklęcie
kierowało się wprost na Dracona, ten tylko ze stoickim spokojem machnął ręką,
tworząc wokół siebie błękitną osłonę, używając magii niewerbalnej.
–
To na nic, Smith, nas jest dwóch – wycedził Malfoy. – A ty sam, na dodatek z
nie swoją różdżką.
–
Nie poddam się bez walki – wydyszał wściekły Smith. – Nie wiem, czego ode mnie
chcecie, ale nie oddam wam tego! Defodio!
Ze
ściany z prawej strony odleciały pojedyncze kawałki gruzu, które runęły przy
Harrym. Potter najwyraźniej miał już tego dosyć, bo tylko wycelował różdżką i
krzywiąc się, wyszeptał Crucio.
Zachariasz
padł na ziemię, wijąc się w konwulsjach
bólu. Z jego nosa i uszu zaczęła wypływać strużkami krew, gdyż Potter nie miał
zamiaru przerwać zaklęcia. Ręce zaczęły się wyginać w różne strony, sprawiając
chłopakowi olbrzymi ból. Czuł się, jakby w jego ciało wbijało się tysiące,
miliony malutkich igieł, naruszających jego organy wewnętrze. W ustach czuł
metaliczny smak krwi. Ostatnie, co zobaczył, to błysk zielonego światła.
_____
Panie.
Mamy
to, o co prosiłeś. Czekamy na kolejne wytyczne.
H.P.
spisał się świetnie.
Pozdrów
B.
D.M.
Szpetne
oblicze Voldemorta wykrzywiło się w uśmiechu. Jego oczy zajarzyły się
niebezpiecznie w ciemności spowijającej gabinet. Z ust wydobył się głośny
śmiech. Nad bezimiennym miasteczkiem zaczęły się zbierać złowrogie, czarne
chmury, zwiastujące koleją śmierć.
Genialne! Świetnie stworzona akcja, z resztą jak zwykle. Krucze nie komentowałam już jakiś czas /sprawdziany, kartkowki ect./ i nie powiedziałam ci, że te obrazki są bardzo dobry pomysłem. Tak wiem, że ty to prawdopodobnie wiesz, ale i tak musiałam to napisać xd. Draco całuje Harrego do środku Wielkiej Sali i nikt nie patrzył? Znaczy oprócz Seamusa i tej strachliwej ofermy - Rona. Może czegoś nie pamiętam i wszyscy już wiedzą? A tam na końcu akcji z tym Puchonem - wyobraziłam sobie Harrego z taką znudzoną miną rzucającego crucio xd. A i oczywiście scena z Voldkiem dokładnie napisana. Ach ten śmiech!
OdpowiedzUsuńCudo, czekam na następny.
Pozdrawiam i życzę weny z dużą ilością wolnego czasu.
Ps: Nox wreszcie dorobiła się konta. I znowu pisze o sobie w trzeciej osobie
Ps2: Wybaczyć błędy piszę z telefoniku
Spoko, spoko :) No w koncu masz konto :) Az lepiej sie na to patrzy niz na 'anonim" xD ciesze się, że sie podoba no i licze na to, że w końcu odetchniesz od tych kartkóweczek itp rzeczy związanych ze szkołą :) Pozdrawiam i dziekuje, że jesteś, i że czytasz :*
OdpowiedzUsuńWiesz tak trochę nie odpocznę, bo w tym tygodniu mam każdego dnia kartkowkę, a jestem chora i przeciągnie mi się to do następnego, masakra :/
UsuńEkstraa *.* Kocham tego blogaa!!! chociaż rzadko komentuje-postaram się już robić to regularnie- czytam każdy post <333 jesteś świetną pisarka!
OdpowiedzUsuńNiesamowite... trudno mi cokolwiek wydusić. Harry taki inny, dziewczyna zabita i Smith. Ale się działo. Nawet nie wiem, co napisać mam. To było doskonałe. Pędzę czytać kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuń*Draco wyjąc powili
OdpowiedzUsuń*wybrańca* z dużej litery
Wow, świetnie ci wyszła ta śmierć Smitha, genialne przejście do listu i Voldemorta.
~Anastazja
PS Też uważam, że na konta patrzy się lepiej niż na anonimy. Ja nawet mam konto. Ale, hehe, zapomniałam hasła ^^
Rozdział super. Ale mam pytanko. Z czego jest ten gif z ludźmi w kostiumach Halloweenowych?
OdpowiedzUsuń~Black
Bo to bal halloweenowy :P a z Pottera nic nie umiałam wyszukac
UsuńKurde, teraz zauwazyłam, że pytasz "z czego", a ja przeczytałam "dlaczego" :P No iwc gif jest z tej piosenki:
Usuńhttp://www.youtube.com/watch?v=DcB-9ZZCfGQ
Kurcze! Świetne, zaczęłam od wczoraj czytać twojego bloga i kocham go normalnie <3 Drarry? Najlepsze co może być <3 I Fremione również :3
OdpowiedzUsuńPrzypuszczałam, że Harry użyje Septumsempra, a nie Cruciatusa, ale ten też tutaj pasuje. W ogóle cała akcja była przedstawiona idealnie. Wyobrażałam to sobie inaczej, bardziej...brutalnie? Tak, to chyba to słowo. Ale no nieważne. Dziewczyna zabita i dobrze, jeszcze chaosu mogłaby narobić. A Ron mnie wkurza, zachowuje się jak stary piernik, któremu nic nie odpowiada. Albo zmieni swoje postępowanie albo się z nim porządnie rozprawię. Hermiona, Fred iskrzy miedzy nimi, widać to gołym okiem. Niech ich relacja rozwija się w dobrym kierunku.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńchłopcom udało się wykonać swoje zadanie, podoba mi się bardzo tki Harry, ale czy teraz nie będą mieli kłopotów, jak zostaną odnalezione dwa martwe ciała...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie