Jesień
na dobre zawitała do Hogwartu. Na szkolne błonia uczniowie wychodzili tylko i
wyłącznie wtedy, kiedy mieli zajęcia z Hagridem. W szkolnych korytarzach od
czasu do czasu hulał zimny wiatr, przedostający się przez nieszczelne okna.
Pewnego
październikowego dnia, nie całe trzy tygodnie przed Nocą Duchów, Harry Potter
otrzymał dwa listy. Właśnie siedział w Wielkiej Sali przy stole uczniów ze
Slytherinu. Harry nie chciał się
przyznawać przed Ślizgonami, ale parę dni temu miał ostrą wymianę zdań z Ronem.
Od tamtej pory nie odzywali się do siebie. By nie doprowadzić do dalszych
sporów, Harry postanowił jadać posiłki w towarzystwie Ślizgonów, przy których, tak
na marginesie –nie musiał się z niczym kryć. Mógł być szczery aż do bólu. Draco
był bardzo zadowolony z obrotu spraw. Tak naprawdę, w głębi swojej aroganckiej
duszy śmiał się z powodu kłótni, jaką spowodował Weasley. Pamiętał to doskonale.
Otóż
najmniej rozgarnięty członek klanu Weasleyów zaczął wypominać Harry’emu, że ten
nie chciał się z nim podzielić Felixem przed eliminacjami do drużyny quidditcha.
Oczywiste było, że jeden spór pociągnie za sobą drugi. Kolejna kłótnia miała
miejsce tego samego dnia na popołudniowych eliksirach, gdzie Ron bardzo, ale bardzo,
chciał skorzystać z podręcznika Harry’ego.
Draco
doskonale wiedział, czemu Potter tak skrycie obchodził się ze starą księgą. Sam
musiał przyznać, że owa książka im obojgu niezmiernie pomagała na zajęciach.
Dopiski na marginesach niejakiego Księcia Półkrwi okazywały się strzałem w
dziesiątkę. Stary pryk Slughorn z lekcji na lekcję przykładał mniejszą uwagę dwójce genialnych uczniów.
Chłopcy byli z tego powodu niezmiernie szczęśliwi. Za obijanie się na lekcji
dostawali dobre oceny – każdy normalny uczeń na ich miejscu skakałby z radości.
Ron nie potrafił tego ścierpieć. Nakrzyczał na Pottera, rzucając w niego godne
pożałowania wyzwiska. Niektóre dzieciaki z pierwszych roczników miały bardziej
niewyparzone języki, a już szczególnie te należące do Slytherinu.
–
Harry – zapiszczała Parkinson, siedząca naprzeciwko Pottera. – Od kogo te listy, hmm? Chyba nie od jakichś
wielbicielek? – Zatrzepotała rzęsami, starając się skokietować i tak już
zajętego chłopaka.
Potter
tylko przewrócił oczyma, starając się delikatnie otworzyć pierwszą z kopert. Draco,
siedzący obok, bez zażenowania objął Harry’ego w pasie, opierając przy tym głowę
na ramieniu. Błękitne oczy skierowały uwagę na zapisany pergamin. Draco i Harry
zmarszczyli brwi.
Witaj,
Harry.
Niezmiernie
mnie ucieszył list od Ciebie. Wybacz, że odpisuję dopiero teraz. Uwierz mi, gdy
tylko dostałem od list, zabrałem się za przeszukiwanie tych starych tomiszczy.
Wiem, że piszę po czasie. Mam tylko cichą nadzieję, że stary profesor Binns
pozwoli Ci oddać pracę po terminie. Naprawdę mi przykro. Ale do rzeczy.
Otóż
dowiedziałem się bardzo wielu ciekawych informacji, a mianowicie: ostatnią
zanotowaną potomkinią rodu Helgi Hufflepuff, przynajmniej w mojej księdze, jest
niejaka Chefsiba Smith. O ile mnie pamięć nie myli, była ona matką jednego z
uczniów Hogwartu. Miała syna, który poślubił czarownicę o blond włosach.
Urodził im się syn. Jest na tym samym roku, co ty.
Mam
nadzieję, że moje informacje były w jakikolwiek sposób pomocne. Jeśli jednak Binns
nie pozwoli Ci zaliczyć zadania domowego, to trudno, nadrobisz to inaczej, a ta
wiedza może przyda Ci się w inny sposób.
Pytałeś
się co u mnie. Cóż, jestem zdrów, żyję, mam się dobrze. Sprawy Zakonu mnie
pochłaniają doszczętnie, zabierając mi każdą wolną chwilę.
Nie
wiem, czy słyszałeś, ostatnimi czasy zginęło wielu mugoli i to w różnych
częściach kraju. Uważaj na siebie, Harry. Trzymaj przyjaciół blisko siebie. A
szczególnie Dracona. Pomimo tego, jaki był jego ojciec, to temu chłopakowi
naprawdę na Tobie zależy. Pozdrów go ode mnie i przeproś. Sam wiesz, że nie
miałem wyboru.
Pozdrawiam,
Syriusz.
Chłopcy
oderwali wzrok od listu i spojrzeli na siebie. Na twarzach obydwóch zagościł
bardzo nieprzyjemny uśmiech, a w oczach błysnęła odrobina szaleństwa. Harry
zerknął za siebie na stół Puchonów. Po chwili go dostrzegł. Brązowooki blondyn
z dość przystojną twarzą, flirtował z dziewczyną siedzącą po prawej stronie. Jego
czarny sweter zdobiła wypolerowana odznaka prefekta.
–
Kto by pomyślał? – wyszeptał Draco do ucha Pottera.
–
Teraz tylko potrzebny nam plan. – Uśmiechnął się Harry.
–
Zachowujecie się dziwnie – powiedział Zabini, patrząc z rozbawieniem na dwójkę
gołąbeczków.
–
Daj spokój, w końcu są ze sobą i nie odstawiają żadnego cyrku – zganił kolegę
Nott.
–
Blaise jest po prostu zazdrosny, że to nie jego tyłek grzeje moje łóżko. –
Roześmiał się Draco, patrząc na Zabiniego.
Ten
tylko zgromił Malfoya wzrokiem, kręcąc głową. Pansy patrzyła to na jednego to
na drugiego widocznie, nie rozumiejąc ani słowa z tej pokręconej rozmowy.
Harry
schował drugi, jeszcze nieotwarty list do kieszeni jasnych jeansów. Rozwinięty
pergamin wcisnął do drugiej, już miał wstawać od stołu, kiedy do Dracona
poleciała jego czarna sowa. Zdzwiony uniósł brwi, patrząc na Pottera, szukając
u niego jakiejkolwiek podpowiedzi, kto może do niego pisać. Harry tylko
wzruszył ramionami, siadając z powrotem na swoim miejscu.
Malfoy
odwiązał karteczkę od drobnej nóżki sowy. Myślał, że pisał do niego Czarny Pan.
Od śmierci rodziców rzadko dostawał listy od kogoś innego. Niebieskie oczy przesuwały
się, śledząc niestaranne pismo. Jasne brwi uniosły się jeszcze wyżej, nie mogąc
już ukryć zdumienia.
–
Kto to? – spytał Harry.
–
Nie uwierzysz, ale napisał do mnie Fred – odparł, podając liścik Potterowi.
Zszokowany
Harry wziął z rąk przyjaciela wiadomość i sam zaczął czytać.
Hej,
nieznośnie przemądrzała Fretko!
Mam
nadzieję, że nie masz na dzisiaj planów. Chciałbym z Tobą porozmawiać. Ostatnio
się mijamy i nie było zbytnio okazji. Będę czekał w bibliotece o 14:00 po
Twoich ostatnich zajęciach.
F.W
Potter
wzruszył ramionami.
–
Idź, może rzeczywiście chce tylko pogadać. Pewnie znowu z George’em coś
wymyślili i chcą, byś to posprzedawał w Slytherinie.
–
Może. – Malfoy wyruszył ramionami.
–
Ja lecę na zielarstwo. Widzimy się na eliksirach. – Harry uśmiechnął się.
Draco
posłał mu ciepłe spojrzenie. Harry pospiesznie oddalił się w kierunku drzwi.
Musiał jeszcze pójść do swojego dormitorium. Zapomniał różdżki, a co najważniejsze
musiał zarzucić na siebie szatę Gryffindoru.
–
Harry, poczekaj! – Usłyszał za sobą znajomy głos.
Lekko
podirytowany tym, że się znowu spóźni na zajęcia, odwrócił się. Ku niemu
zmierzała Ginny.
–
Ginny, spieszę się – powiedział, rozkładając ręce w geście zrezygnowania.
–
Ja też – powiedziała radośnie.
Harry
zauważył, że również nie miała szaty. Nie zastanawiając się dłużej, oboje
ruszyli przed siebie wprost do wieży.
W
pokoju wspólnym Harry przystanął, patrząc na siostrę Rona.
–
Wzięłabyś moje rzeczy? Konkretnie szatę i różdżkę – zapytał nieśmiało ze wzrokiem
niewiniątka. – Chciałbym przeczytać list. – Teatralnie pomachał jej przed
oczami nieotwartą jeszcze kopertą.
–
No tak – odpowiedziała. – Widziałam, jak podleciały do ciebie dwie sowy na
śniadaniu. Kto napisał?
–
Syriusz, a ten drugi to jeszcze nie wiem – odparł zgodnie z prawdą.
–
Dobra. To poczekaj tu… – dodała z uśmiechem, po czym poszła na piętro.
Harry
odetchnął zadowolony. Korzystając z chwili prywatności, usiadł na kanapie na
wprost kominka. Spojrzał na kopertę, na której ładnym pismem było wypisane jego
imię i nazwisko. Nie czekając, rozerwał cienki papier i wyjął ze środka krótką
notkę.
Liczę,
że przyjemnie spędzasz ten rok w Hogwarcie, Harry. Chciałbym z Tobą pomówić.
Proszę, wstaw się jutro do mojego gabinetu o godzinie 19:00. Życzę miłego dnia.
Albus
Dumbledore.
P.S.
Uwielbiam czekoladowe żaby.
Harry
zgniótł papier w dłoni, po czym wrzucił do kominka. To samo uczynił z listem,
który dostał od Syriusza. Wstał z sofy w chwili, jak usłyszał przyjaciółkę
zbiegającą po schodach. Roześmiana, rzuciła w stronę Harry’ego jego różdżkę
oraz szatę. W miarę dobrych humorach opuścili wieżę, kierując się na swoje
zajęcia.
_____
Harry
nie potrafił się skupić na lekcji. Cały czas był rozkojarzony. Wszystkie trzy
wiadomości nie dawały mu spokoju. W głowie kołatał mu się prefekt Hufflepuffu.
Czy aby na pewno to potomek jednej z legendarnych założycieli Hogwartu? Jaką mieli
z Draconem pewność? Oprócz nazwiska nie posiadali nic. Będą musieli
zaryzykować. W końcu kto nie ryzykował, ten nie żył.
Pani
Sprout właśnie tłumaczyła uczniom zastosowanie dyptamu. Harry’ego Pottera mało obchodziło,
że owa roślina jest potężnym środkiem leczniczym. Nie interesowało go to, że
wszystkie eliksiry uzdrawiające były sporządzane na bazie z jej wywaru. Miał
gdzieś, że chwast ten okrywały duże różowe kwiatki i owoce w kształcie torebek.
Harry stał na samym końcu szklarni, starając się na głos nie wypowiadać swojego
nie zadowolenia.
Neville
był jak zawsze w swoim żywiole. Reszta uczniów tak samo stała wpatrzona w
nauczycielkę jak w obrazek. Harry
westchnął, krzyżując ręce na piersi. W prawej dłoni trzymał różdżkę, jeszcze
przed chwilą się bawił. Jego wzrok na moment spoczął na Ronie. Potter zmarszczył
nos, uśmiechając się cynicznie. Sam już nie wiedział, czy mógł Rona nazwać
przyjacielem. Szczerze mówiąc, na chwilę obecną chciał mu zrobić krzywdę. Pokręcił
głową.
O czym ja myślę? Skarcił
się w myślach. Albo jestem szalony, albo
nie wiem co, skoro na najnudniejszej lekcji zielarstwa myślę o zabiciu swojego
przyjaciela… poprawka, byłego przyjaciela. Opanuj się, Potter. Wdech, wydech...
Nagle
jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem Hermiony, która uśmiechnęła się do
niego szczerze. Po chwili jednak spuściła wzrok, spoglądając z powrotem na
doniczkę, do której właśnie nasypywała ziemi. Martwiła się. Harry i Ron ze sobą
nie rozmawiali. W drzwiach mijali się bez słowa. Słyszała nawet pogłoski, że
Potter przestał nocować w dormitorium, bo jak to raz określił:
„Wolę
spać poza własnym łóżkiem niż obok tego rudego kretyna. Bo gdy tylko rudzielec zamyka
oczy, mam ochotę udusić go własną poduszką.”
Dziewczyna
zmieniła wyraz twarzy.. Nie lubiła, kiedy ktokolwiek w jej otoczeniu się z kimś
kłócił lub, co gorsza, pałał do kogoś nienawiścią. Ale co ona mogła począć? Nie
chciała się mieszać. Już nie raz była między przysłowiowym młotem a kowadłem,
gdy rozchodziło się o tych dwoje, ale tym razem czuła, że poszło o coś więcej
niż tylko głupi eliksir. Mogła mieć nadzieję, że się wszystko ułoży i będzie
jak dawniej. Przecież wielkimi krokami zbliżały się święta. Mieli je spędzić
wszyscy razem w siedzibie Zakonu Feniksa. Dziewczyna nie była świadoma, w jak
wielkim błędzie była.
Harry
znowu zaczął intensywnie myśleć. Smutny wyraz twarzy Hermiony na chwilę odegnał
mroczne myśli, trawiąc jego umysł. Zastanawiał się nad tym, czego Fred mógł
chcieć od Malfoya. Owszem, we wcześniejszych latach Draco cenił sobie
towarzystwo bliźniaków, nawet bardzo. Harry nie raz myślał, że w ich towarzystwie ze
stonowanego, poważnego arystokraty Malfoy, zmieni się w nierozgarniętego,
żyjącego chwilą kawalarza. Na samo wspomnienie uśmiechał się szeroko.
Draco.
Nie potrafił się doczekać, by znowu na niego spojrzeć. Widywali się codziennie.
Spędzali ze sobą każdą wolną chwilę. Jak nie ćwiczyli zaklęć, pojedynkowali się między sobą. Wszystko robili wspólnie.
Ostatnio nawet Harry po kryjomu zaczął nocować w Slytherinie. Jako prefekt,
Malfoy posiadał własny pokój, więc tak naprawdę obecność Pottera nikomu nie
sprawiała problemu.
Cholera, a może o tym chce
porozmawiać stary Drops? – pomyślał szybko Harry.
Według niego było to możliwe. On sam nie znał regulaminu szkoły i nie wiedział,
czy nocowanie poza swoim dormitorium było zakazane, czy nie. Jakoś nigdy nie pałał
miłościom zasad oraz ich przestrzegania.
–
To wszystko na dzisiaj, moi drodzy. – Pottera z zamyślenia wyrwał pogodny głos profesorki.
Harry
rozchmurzył się i jako pierwszy opuścił szklarnię. Nawet nie zdawał sobie
sprawy, jak nienawistnym spojrzeniem odprowadził go Weasley. Jednak Harry’emu
było wszystko jedno. Czekały go teraz eliksiry ze Slytherinem.
Ooo, jak słodko na koniec. Pozwala tekst „wolę spać poza własnym łóżkiem niżeli obok tego rudego kretyna. Bo gdy tylko rudzieć zamyka oczy mam ochotę udusić go własną poduszką”. Genialne. Co chce od Harrego Drops? A co Fred od Draco? O mionce będą gadać? Jak „zdobędą” krew tego Smith'a? Co knuje Czarny Pan? Harry w końcu jest śmierciożercą? Jeśli tak, to nikt jeszcze nie zauważył jego znaku? Tak, wiem. Na te i inne pytania odpowiedź znajdę w następnych rozdziałach. Kurcze... Jakby tak spojrzeć to dzisiaj mi wyszedł koment przypuszczający. Aaa no tak. Jeszcze co rozdziałowe pytanie: co z Hermiona&Fred?
OdpowiedzUsuńBuziaki, uścisk, dużo weny
~ S. Nox
Rozdział fajny i emocjonalny, podobał mi się jak zwykle:D Albus coś kręci i ewidentnie czegoś chce od Pottera. Genialnie z tym potomkiem, jak juz wcześniej mówiłam. Liczę, że ten plan zdobycia krwi będzie ciekawy:D A czego chce Fred? Pewnie coś w związku z Hermioną, ale nie wiem do końca bo pewnie i tak nas zaskoczysz:D
OdpowiedzUsuńŻyczę weny w pisaniu, moja droga!
Buźka!
*nie całe* przymiotnik, razem
OdpowiedzUsuńBorze, czytam, że Harry siedzi przy stole Domu Węża i się zastanawiam co mnie dziś uderzyło (w końcu cegły od czasu, do czasu spadają mi na głowę) aż nagle sobie przypominam, że przecież Harry i Draco są ze sobą. Nie mogę robić przerw w czytaniu, bo zapominam fabułę {zapisuje sobie coś na ręce} Poza tym musisz wiedzieć, że zatruwam życie też innym bloggerkom i czasem mi się miesza... Wybacz.
*Weasleyów* brakuje apostrofu
*Harremu* wiem, że to są już stare posty, ale miej litość
*pierwsza* p.b. pierwszą
Khy, khy (kaszelek Umbridge) Czyżby Pansy podrywała Harry'ego?
*zbarczyli brwi*? Że what?
Pilnuj aby w listach zwroty grzecznościowe pisać wielką literą
*wzruszył ramiona(mi)
*tym , że* przecinki zawsze dołączamy do poprzedniego wyrazu
*Nevillem* również brakuje apostrofu
*- Proszę(,) wstaw się jutro* raczej "staw się jutro"
*maił* nie pierwszy, nie ostatni, co?
*Neliville*? Jakiś nowy?
*zmarłszy
Cuś duzi błędziorków w tym rodzialiku, cnie? Widziałam jeszcze źle postawione przecinki lub ich brak, ale nie chciało mi się poprawiać.
Mam jeszcze takie jedno pytanko: Jesteś zarejestrowana na harry-potter.net.pl? Ja tam spędzam większość czasu, który chciałabym poświęcić na czepianie się. Mówię ci, to świetna strona, wspaniali ludzie, miła atmosfera. Masz tam konto? Koniecznie wyjaw mi swój nick. A nuż się znamy?
~Ta co zawsze, najbardziej czepliwa z czepialskich - Anastazja
Znam ta stronę, mój nick to Rictumsempra91, ale rzadko tam bywam, bo generalnie się tam nudzę. Już zabieram się za poprawianie błędów :) co ja bym bez Ciebie zrobiła? :D
UsuńA może została byś moja Betą?
Śniło mi się dziś, że jesteś Angie Davis. Hahaha i wgl taki głupi sen, nie będę go tu opowiadać.
UsuńWolałabym wypisywać twoje błędy w komentarzach ;) Bo ja się uwielbiam czepiać a tak to przy okazji mogę skomentować rodział.
I byłoby mi bardzo miło gdybyś w ostatnim rozdziale tego bloga kiedy będziesz się żegnać i dziękować wszystkim czytelnikom bla, bla, bla wspomniała o anonimowej Anastazji, która zawsze wypominała ci błędy :P
~Anastazja
PS Mam nadzieję, że dziś dam radę doczytać do końca
Wiem, że ten rozdział jest już trochę stary,a le dopiero ostatnio natknęłam się na Twojego bloga i muszę przyznać, ze jest świetny :) Tylko w oko rzuciły mi się takie dwa momenty "ów książka" i "ów roślina" nie powinno być "owa książka" i "owa roślina"?
OdpowiedzUsuńCzytając list od Syriusza nie umiałam powstrzymać się, by przeczytać go jego głosem. Tak bardzo lubię tę postać, a tak bardzo już zaczynam nienawidzić Pottera za to jak go wykorzystuje. Liczę na to, że to do niego wróci. Co chce Fred od Dracona? Spotkanie w ważnej sprawie, zapewne, ale jakiej? Szybko namierzyli dziedzica, problem będzie z jego złapaniem. Szczerze powiem, że mnie również zaczyna martwić spór pomiędzy tą dwójką, może jakoś się pogodzą. Z czasem.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńSyriusz im pomógł trochę w tym zadaniu, zastanawia mnie Ron mam wrażenie, że tu chodzi o coś innego...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie