środa, 13 maja 2015

ROZDZIAŁ 52.

            Hermiona Granger siedziała na wilgotnej ziemi, mnąc w dłoni zielone źdźbło trawy. Patrzyła przed siebie smutnym spojrzeniem brązowych oczu. Jej melancholijny wyraz twarzy przywodził na myśl stare malowidła kobiet.
            W oddali, nad taflą jeziora leciało stado ptaków, a ich zniekształcone przez wodę odbicia zdawały się być mitycznymi stworzeniami. Ciężkie chmury co rusz przysłaniały słońce grzejące skórę.
            Zerwał się porywisty wiatr. Brutalnie i bez ostrzeżenia porwał z palców Hermiony liść trawy, targając przy tym włosy uwiązane z tyłu głowy w koński ogon.
            – Szukałem cię. – Usłyszała znajomy głos za plecami.
            – Wcale się nie chowałam, Fred – odparła, nawet nie odwracając głowy.

            Fred Weasley przysiadł obok niej, patrząc w tym samym kierunku.
            – Podziwiasz widoki?
            – Nie tylko – odpowiedziała, nie kryjąc smutku.
            – Stało się coś? Chciałabyś mi coś powiedzieć? – dopytywał Fred, szczerze zmartwiony samopoczuciem dziewczyny.
            – Tak i nie… a raczej, nie wiem, czy mogę ci powiedzieć – odparła, myśląc o zatajonej śmierci Syriusza i Lupina.
            – Harry?
            – Pośrednio – rzuciła wymijająco, spoglądając z ukosa na Freda. – Wierzysz w Zakon Feniksa? Ufasz mu? –  spytała po chwili.
            – Czemu miałbym nie ufać, skoro chce jak najlepiej, prawda? Fakt, czasem mnie też nachodzą wątpliwości, a jeszcze częściej myślę o tym, by wyjechać jak najdalej, gdy zacznie się otwarta walka – mówiąc to, spojrzał jej głęboko w oczy. – Chciałbym byś wyjechała ze mną, gdy nadejdzie odpowiednia chwila. Nie musimy walczyć. Możemy… moglibyśmy…
            – Przestań – przerwała mu. – Ucieczka to nie rozwiązanie. Zostawiłbyś rodziców, siostrę, braci i przyjaciół?
            – Nie chcę tego, ale zrozum, dziewczyno, że ja cię kocham i widzę, że nie zawahasz się stanąć do walki. Miałbym ci na to pozwolić? Kazałabyś mi patrzeć jak umierasz? Naprawdę sądzisz, że gdybym został, gdybyśmy zostali, potrafiłbym cię obronić? Nie jestem Potterem, czy Malfoyem, daleko mi też do innych czarodziejów. Jestem tylko Fredem Weasleyem, który pragnie zapewnić ci bezpieczeństwo.
            Hermiona patrzyła na niego, czując nieprzyjemną gulę w gardle. Nie chciała, by się dla niej poświęcał.
Wiedziała, że dobrowolnie stanięcie przed Voldemortem było błędem. Czuła, że wtedy postąpiła wbrew sobie. Zaufała instynktowi, który pragnął ją zachować przy życiu, ale czy mogła pozwolić na to, by instynkt za nią decydował, by z powodu naturalnych pobudek pogrzebała swoje idee?
            – Skoro wiesz, że będę walczyć, to po co o tym rozmawiamy? – spytała, odwracając wzrok. – Nie będę cię błagać byś zostawał. Jeśli pragniesz ratować bliskich, to przemów im do rozsądku i, gdy zrobi się gorąco, opuście kraj. A co się tyczy mnie, Fred… śmierć jest nieunikniona. Prędzej, czy później czeka każdego z nas – dodała zdławionym głosem.
            Nie chciała z nim o tym rozmawiać. Był to temat, którego unikała, niczym ognia.
            – A nie możesz tego zrobić dla mnie? – spytał w taki sposób, jakby sam do końca nie był pewny, czy chciał znać odpowiedź.
            Hermiona wstała z ziemi, otrzepując spódnicę. Spojrzała na Freda i uśmiechnęła się cierpko, czując, że właśnie go raniła.
            Pokręciła głową, nie mówiąc nawet słowa.
            Na twarz Freda wpełzł grymas, będący po części uśmiechem, po części oznaką rozczarowania. Prychnął pod nosem i, w przypływie emocji, cisnął leżącym nieopodal kamieniem przed siebie, po czym wstał, nieprzerwanie patrząc Hermionie w oczy. Otworzył usta, jakby miał zamiar coś jeszcze powiedzieć. Jakby chciał nadal ją prosić o zmianę decyzji, lecz widząc jej wyraz twarzy oraz determinację o oczach, dał za wygraną. Odszedł bez słowa, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.
            Hermiona stała skołowana, obserwując oddalającą się sylwetkę Freda, która zdawała się być taka krucha na tle potężnego zamku. Objęła się ramionami.
            Nie myślała już o Fredzie i jego prośbach. Myślała o Voldemorcie, o torturującym ją Snape’ie, o Malfoyu, który groził jej w Pokoju Życzeń. Myślała o tych wszystkich złych rzeczach, mających miejsce w ostatnim czasie. Doniesieniach o morderstwach mugolaków, widmie wiszącej wojny i Harrym Potterze, który stanie po drugiej stronie.
            Hermiona otarła twarz, czując na niej łzy bezsilności i smutku, gdy przypomniała sobie Syriusza oraz Lupina. Dwóch wspaniałych ludzi, których już nie będzie dane jej zobaczyć. W duchu wierzyła, że umarli walcząc. Walcząc do samego końca, wierząc, że to, co robili, było słuszne.
            Zacisnęła pięści w przypływie nagłej motywacji i hardym krokiem, ruszyła do zamku, a w głowie kotłowała jej się tylko jedna myśl, którą powtarzała sobie, niczym mantrę:
            Będę walczyć!
_____

            Harry Potter przekopywał kufer, w poszukiwaniu czegoś wygodniejszego do założenia, niż mundurek szkolny. Był tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważył, iż Teodor Nott, odkąd tylko wrócili z zajęć do dormitorium, jak usiadł na swoim łóżku, tak siedział do tej pory.
            Siedział pochylony, a przedramienia miał oparte o kolana.
            Harry w końcu spojrzał na niego, nie kryjąc zdumienia.
            – Hej, Nott, wszystko ok? – spytał.
            Ten tylko wydał z siebie bliżej nieokreślony pomruk, który mógłby być potwierdzeniem, jak równie i zaprzeczeniem.
            Potter ściągnął z siebie koszulę i wciągnął na siebie bladoniebieski t-shirt.
            – Nott! – zawołał, szczerze zaniepokojony zachowaniem kolegi. Nott nigdy nie należał do rozrywkowych uczniów, ale nigdy nie był tak przygnębiony.
            – Co? – spytał Teodor, podnosząc wzrok na stojącego Pottera.
            Harry przyjrzał się mu uważnie, ze skupieniem.
            Jestem takim idiotą! Idiotą i hipokrytą!
            Harry odskoczył, jak oparzony, słysząc słowa Teodora. Teodor uniósł brwi, jakby nie wiedział, co Potter wyrabiał.
            A temu co?
            Harry zdumiał się jeszcze bardziej, gdy do niego dotarło, ze Teodor wcale nie otworzył ust.
            M-mówiłeś coś? – spytał niepewnie Harry.
            Nott prychnął zirytowany.
            – Żarty sobie ze mnie robisz, Potter? Daj mi spokój – powiedziawszy to, wstał i wyszedł z sypialni, nawet nie racząc go spojrzeniem.
            Harry zdziwiony poprawił okulary, które zsunęły mu się z nosa. Przeczesując zmierzwione i tak włosy, wyszedł za Nottem, jednak zamiast go śledzić, poszedł do pokoju prefekta.
            Draco Malfoy właśnie wychodził od siebie, gdy nagle poczuł przeszywający ból nosa. Klnąc szpetnie złapał się za niego oburącz, gdy do jego uszu doszedł drugi, dobrze mu znany głos, również uskarżający się na ból.
            Łzawiącymi oczami Draco dostrzegł lamentującego Pottera. Mimowolnie się zaśmiał, mimo że czuł już smak i zapach krwi.
            – Robisz piorunujące wrażenie, skarbie – sarknął Malfoy.
            Harry prychnął i zerknął na dłoń, którą przytkał do twarzy. Miał na niej krew. Po tym spojrzał na Dracona, krwawiącego równie jak on.
            – Ta miłość nas zabije – powiedział Potter.
            Oboje zanieśli się śmiechem, po czym zgodnie stwierdzili, że ze złamanymi nosami muszą odwiedzić skrzydło szpitalne.
            Pani Pomfrey wprawnie i szybko zatamowała krwawienie z nosów obu nastolatków. Gdy oboje siedzieli na łóżkach, czekając na swoje porcje eliksiru wiggenowego, Harry nie mógł już wytrzymać i nachylił się do Malfoya z zamiarem opowiedzenia tego, co wydarzyło się w dormitorium. Ten jednak źle odczytał zamiary chłopaka ochoczo wpijając się Potterowi w usta, złączając ich na chwilę w słodkim, aczkolwiek bolesnym pocałunku.
            Draco skończył całować Harry’ego z głośnym cmoknięciem, jak temu zaczynało już brakować tchu.
            – Wow – wyszeptał Harry z głupkowatym uśmiechem na twarzy. – Nie to zamierzałem, ale było miło – przyznał.
Draco zadowolony z siebie rozsiadł się wygodniej na łóżku. Harry z zaskoczeniem stwierdził, że bordowy krwiak malujący się pomiędzy oczami Malfoya dodał mu łobuzerskiego uroku.
– Na co się gapisz, Potter? – spytał Draco.
– Na nic – odparł, a po tym dodał już poważniejszym tonem:
– Dzisiaj stało się coś dziwnego.
– Dziwnego?
– Tak – Harry zniżył głos do szeptu – mam wrażenie, że ma to związek z eliksirem założycieli.
Malfoy uniósł jasne brwi w wyrazie zainteresowania.
– Byłem z Nottem w dormitorium i zauważyłem, że był jakiś przybity, więc mu się przyjrzałem…
– I? – ponaglił go Draco.
– Chyba usłyszałem jego myśli – przyznał Harry.
– Co takiego? Przecież ty jesteś kiepski z leglimencji.
– Wiem, kiepski to mało powiedziane – przyznał Harry. – Draco, ja słyszałem głośno i wyraźnie głos Teodora, a on nawet nie poruszył ustami – powiedział poważnym tonem, jednak zaraz urwał, bo podeszła do nich poczciwa Pomfrey, trzymając przed sobą srebrną tace z dwoma szklaneczkami jasnozielonego eliksiru.
– Proszę bardzo, chłopcy. Po jednym dla każdego i do dna – rozkazała, podkładając każdemu tacę.
Obaj z obrzydzeniem wypili lekarstwo.
Pomfery przyglądała im się przez chwilę, a gdy zauważyła zmniejszające się krwiaki, uśmiechnęła się serdecznie.
– Dobrze – powiedziała. – Zmykajcie. Na przyszłość uważajcie. Trochę rozwagi nikomu nie zaszkodziło – pouczyła ich dobrodusznie.
– Tak jest – powiedzieli chóralnie, po czym podziękowawszy udali się na spacer.

Nie chcąc zostać podsłuchanymi, przez korytarze szkoły, szli w milczeniu. Zbiegli po ruchomych schodach na sam parter, po czym wyszli na dziedziniec, gęsto wypełniony uczniami Hogwartu. Spojrzawszy po sobie i, wymieniwszy znaczące spojrzenia, poszli dalej ku błoniom. Gdy tylko wyszli poza mury szkoły, a ich oczy widziały więcej zieleni niż Hogwartczyków, podjęli urwaną rozmowę.
– Jesteś pewny, że to nie była twoja wyobraźnia? – spytał Draco, idąc tyłem, tak, by móc patrzeć Potterowi w twarz.
– Tak. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło i powiem ci szczerze, że nieźle mną wstrząsnęło. To było bardziej szokujące niż zdewastowanie połowy twojego pokoju samym ruchem rąk – przyznał Harry, nie kryjąc zaniepokojenia w głosie.
– Boisz się, że nie będziesz w stanie nad sobą panować? – spytał Draco, wyczuwając nastrój chłopaka. – Może Severus, by… – urwał, widząc morderczy wzrok Pottera, na samo wspomnienie Snape’a. – Więc trzeba będzie znaleźć inny sposób – dodał pokojowo.
– Jaki, Draco? Oświeć mnie, bo nie mam pojęcia, co robić? Z dnia na dzień czuję się silniejszy niż dotąd. Sam zauważyłeś, że na zajęciach idzie mi lepiej, a za niedługo chyba będę lepszy od Hermiony, co wcale mi się nie podoba. Jej ambicja czasem mnie przeraża – powiedział żartobliwym tonem, chcąc się rozluźnić.
– To ćwicz sam. Potter, musisz się wziąć w garść – odparł Draco poważniej niż zamierzał, co nie spodobało się Harry’emu.
– Wiem, że idzie wojna, ale Voldemortowi jeszcze zejdzie nim zbierze armię – odpowiedział buńczucznie.
Draco obrócił się, idąc przed siebie, wzdychając przeciągle.
– Draco?
Malfoy zignorował Pottera, dalej idąc bez słowa. Zastanawiał się, jak powiedzieć Harry’emu o zadaniu, które zlecił Voldemort. O szalonym zadaniu zgładzeniu jednego z potężniejszych czarodziei tego świata. Czarodzieja, którego bał się sam Voldemort, a którego miało pokonać dwóch szesnastolatków. Plan ten brzmiał tak samo absurdalnie, co śmiesznie.
– Draco! – Harry krzyknął, przystając w miejscu.
Malfoy zatrzymał się, chowając dłonie do kieszeni spodni.
– Dostaliśmy nowe zadanie, Harry – powiedział.
Harry spiął się, słysząc swoje imię padające z ust Dracona. On nigdy nie zwracał się do niego po imieniu. Istniał tylko jeden wyjątek, którym była sytuacja zagrażająca jego życiu.
– Jakie?
– Domyśl się, Potter. Dlaczego Voldemort dał tobie eliksir, a nie swemu synowi, skoro to dla niego go przygotował.
– Co ty mówisz? – zdziwił się Harry.
Draco obrócił się.
– Rozmawiałem z Bellatrix, tuż przed twoim dołączeniem. Voldemort jest dla niej wszystkim, urodziła mu dziecko, bo wiedziała, jak bardzo pragnął dziedzica. Kogoś, komu będzie mógł zostawić swoją spuściznę. Świat, który sam wykreował – mówił Draco. – Nie twierdzę, że on jej nie szanuje, bo tak nie jest. Była – i nadal jest – jego najwierniejszą poddaną, a on respektuje takie rzeczy. Jednak szczerze wątpię, by jej usłuchał gdyby mu się sprzeciwiła. Voldemort jest potężny i taki też będzie jego syn, jednak on pragnął, by Todd był jeszcze potężniejszy. By nikt w przyszłości nawet nie pomyślał o zdetronizowaniu go. Dlatego wpadł na pomysł podania swemu synowi krwi założycieli.
– Przecież Todd to niemowlę. Nim magia się w nim rozwinie minie wiele lat, musi dojrzeć, zdobyć wiedzę, doświadczenie – wymienił Harry, podchodząc do Dracona.
– Owszem, a kto jeszcze ma w sobie cząstkę Voldemorta? Małą namiastkę mocy Salazara Slytherina? Kto jest idealnym naczyniem na tak wielkie pokłady magii? – spytał retorycznie Dracon, patrząc w zielone oczy Pottera. – Nim Todd dorośnie, Voldemort chce zdobyć władzę, aby to się stało potrzeba śmierci wielu potężnych ludzi, stojących mu na drodze.
– On chce bym…? – Harry zamyślił się . – Mam stanąć w szranki z Dumbledorem? Czemu sam nie wziął tej cholernej mikstury? Byłby potężniejszy niż ktokolwiek, czemu ja?
– On jest już stary, Potter. Mimo że nie wygląda.
– Nie dam rady – zaprotestował Harry.
– Dasz – powiedział Draco, podchodząc do niego i biorąc go za ręce. – Dasz, a ja ci w tym pomogę, choćbym miał zginąć – dodał, patrząc mu głęboko w oczy. – Pomogę ci. I jeśli szczęści nam dopisze oboje wyjdziemy z tego bez szwanku, ale wpierw musisz nauczyć się kontrolować. W innym wypadku sam dla siebie będziesz zagrożeniem.
– Zgoda – powiedział hardo Harry, kiwając głową. – Zróbmy to.
Malfoy uśmiechnął się i pocałował go czule.
– Od jutra zaczniesz ćwiczyć, mamy czas do wakacji – powiedział, gdy już się oderwał od miękkich ust Pottera. – Przejdziemy do historii  – wyszeptał podekscytowany.
– Nie – zaprzeczył Harry, kręcąc głową. – Staniemy się nią.

8 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeeeej nowy. Super. Nie mogę się doczekać następnego :)

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Nowy rozdział! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! Już prawie straciłam nadzieję, a tu taka niespodzianka! Biję przed tobą pokłony, rozdział wyszedł wspaniale. Bardzo spodobała mi się scena z Hermioną, to jej zdeterminowanie do walki za to, co uważa za słuszne (osobiście uważam, że to lekka głupota, ale bardzo pasuje do Granger). Świetna scena ze zderzeniem Draco i Harry'ego. I ten pocałunek w Skrzydle Szpitalnym! Był taki słodki. Uuu, moc Harry'ego staje się coraz większa, zapowiada się interesująco. Ciekawa jestem, jakie kroki chłopaki podejmą względem Dumbledore'a. To bardzo potężny czarodziej i nie będzie łatwo go pokonać. Bardzo spodobała mi się wypowiedzi Malfoy'a dotycząca relacji Toma i Belli, zgadzam się z nim w stu procentach. Swoją drogą, ciekawi mnie, co słychać u Todda, Bellatrix i Voldemorta. Mam nadzeję, że zamieścisz jakąś scenę z nimi w następnym rozdziale.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Zaczytana

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam ^^
    Zanim zapomnę: kiedy Harry i Draco wychodzą ze szpitala, tam jest literówka, napisałaś dokładnie to: "nie chcąc nie chcą". Z góry mówię, że nie naskakuję tylko informuję ^^
    Rozdział świetny i szczerze nie mogę się doczekać tych ćwiczeń Harry'ego i tego co wymyślą, żeby go zabić (dyrektora, nie Harry'ego xD). Ale że on niczego się nie domyśla? Jakoś ciężko w to uwierzyć.
    No i ciekawe po jakiej stronie stanie Hermiona o.O
    Wysyłam worki weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam,
    bardzo się cieszę z nowego rozdziału.. Harry usłyszał myśli Theodora, w końcu Draco powiedział mu o zadaniu jakie dał im Voldemort...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam wszystko ^^ niesamowita historia. Twój talent pochłonął mnie i rozwbudził ciekawość :) nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Na pewno zostanę stałą czytelniczką. Jesteś genialna ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem i tutaj, nadrabiam, daję znać życia. Po prostu w końcu musiałam wziąć się w garść i zacząć nadrabiać wszystko, co przez te dwa miesiące się uzbierało.
    Podoba mi się nastawienie Hermiony, chociaż jako postać za bardzo za nią nie przepadam. Nie wiem, co byłabym w stanie zrobić na jej miejscu. Ludzie zmieniają swoje nastawienie i decyzje, kiedy przychodzi czas na to, by stanąć twarzą w twarz ze złem, które czyha na każdym kroku. Wydaje mi się, że któraś ze stron zdradzi, choć nie jestem pewna dokładnie kto. Aczkolwiek mam pewne podejrzenia. Fred chce dobrze, ale myśli tylko o tym, by uchronić Granger, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Znając jej charakter i uparcie, w życiu by się nie zgodziła na ten plan, co też uczyniła. Walczyć, chce walczyć. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy, bo już nie mogę się doczekać, aż ta wojna zacznie się wreszcie dać. To już blisko, czuję to w kościach. Nott... co takiego zaprząta mu myśli, że nie jest w stanie na niczym się skupić, hm? Zbytnio mnie nie zaskoczyłaś tym, że Harry zupełnie przypadkowo usłyszał myśli Ślizgona, chociaż rozbawiłaś mnie tym. Zdziwienie Pottera musiało być niewiele mniejsze od smutku tego drugiego. A do tego jeszcze potem zderzył się z Draco, na skutek czego obaj złamali sobie nosy. Aż sobie wyobraziłam zapach ten krwi i w sumie przeszły mnie dreszcze. Z tą substancją nie mam zbyt wielu dobrych wspomnień. Jakby nie patrzeć każdy jest tutaj pionkiem posłusznie czekającym na rozkazy gracza, które niedługo zostaną wypowiedziane.
    Nadrobiłam, to teraz lecą do kolejnego rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń

Prorok Codzienny