Hermiona Granger siedziała na wilgotnej ziemi, mnąc w
dłoni zielone źdźbło trawy. Patrzyła przed siebie smutnym spojrzeniem brązowych
oczu. Jej melancholijny wyraz twarzy przywodził na myśl stare malowidła kobiet.
W oddali, nad taflą jeziora leciało stado ptaków, a ich
zniekształcone przez wodę odbicia zdawały się być mitycznymi stworzeniami.
Ciężkie chmury co rusz przysłaniały słońce grzejące skórę.
Zerwał się porywisty wiatr. Brutalnie i bez ostrzeżenia
porwał z palców Hermiony liść trawy, targając przy tym włosy uwiązane z tyłu
głowy w koński ogon.
– Szukałem cię. – Usłyszała znajomy głos za plecami.
– Wcale się nie chowałam, Fred – odparła, nawet nie
odwracając głowy.
Fred Weasley przysiadł obok niej, patrząc w tym samym
kierunku.
– Podziwiasz widoki?
– Nie tylko – odpowiedziała, nie kryjąc smutku.
– Stało się coś? Chciałabyś mi coś powiedzieć? –
dopytywał Fred, szczerze zmartwiony samopoczuciem dziewczyny.
– Tak i nie… a raczej, nie wiem, czy mogę ci powiedzieć –
odparła, myśląc o zatajonej śmierci Syriusza i Lupina.
– Harry?
– Pośrednio – rzuciła wymijająco, spoglądając z ukosa na
Freda. – Wierzysz w Zakon Feniksa? Ufasz mu? –
spytała po chwili.
– Czemu miałbym nie ufać, skoro chce jak najlepiej,
prawda? Fakt, czasem mnie też nachodzą wątpliwości, a jeszcze częściej myślę o
tym, by wyjechać jak najdalej, gdy zacznie się otwarta walka – mówiąc to,
spojrzał jej głęboko w oczy. – Chciałbym byś wyjechała ze mną, gdy nadejdzie
odpowiednia chwila. Nie musimy walczyć. Możemy… moglibyśmy…
– Przestań – przerwała mu. – Ucieczka to nie rozwiązanie.
Zostawiłbyś rodziców, siostrę, braci i przyjaciół?
– Nie chcę tego, ale zrozum, dziewczyno, że ja cię kocham
i widzę, że nie zawahasz się stanąć do walki. Miałbym ci na to pozwolić?
Kazałabyś mi patrzeć jak umierasz? Naprawdę sądzisz, że gdybym został, gdybyśmy
zostali, potrafiłbym cię obronić? Nie jestem Potterem, czy Malfoyem, daleko mi
też do innych czarodziejów. Jestem tylko Fredem Weasleyem, który pragnie
zapewnić ci bezpieczeństwo.
Hermiona patrzyła na niego, czując nieprzyjemną gulę w
gardle. Nie chciała, by się dla niej poświęcał.
Wiedziała,
że dobrowolnie stanięcie przed Voldemortem było błędem. Czuła, że wtedy
postąpiła wbrew sobie. Zaufała instynktowi, który pragnął ją zachować przy
życiu, ale czy mogła pozwolić na to, by instynkt za nią decydował, by z powodu
naturalnych pobudek pogrzebała swoje idee?
– Skoro wiesz, że będę walczyć, to po co o tym
rozmawiamy? – spytała, odwracając wzrok. – Nie będę cię błagać byś zostawał. Jeśli
pragniesz ratować bliskich, to przemów im do rozsądku i, gdy zrobi się gorąco,
opuście kraj. A co się tyczy mnie, Fred… śmierć jest nieunikniona. Prędzej, czy
później czeka każdego z nas – dodała zdławionym głosem.
Nie chciała z nim o tym rozmawiać. Był to temat, którego unikała,
niczym ognia.
– A nie możesz tego zrobić dla mnie? – spytał w taki sposób,
jakby sam do końca nie był pewny, czy chciał znać odpowiedź.
Hermiona wstała z ziemi, otrzepując spódnicę. Spojrzała
na Freda i uśmiechnęła się cierpko, czując, że właśnie go raniła.
Pokręciła głową, nie mówiąc nawet słowa.
Na twarz Freda wpełzł grymas, będący po części uśmiechem,
po części oznaką rozczarowania. Prychnął pod nosem i, w przypływie emocji, cisnął
leżącym nieopodal kamieniem przed siebie, po czym wstał, nieprzerwanie patrząc
Hermionie w oczy. Otworzył usta, jakby miał zamiar coś jeszcze powiedzieć. Jakby
chciał nadal ją prosić o zmianę decyzji, lecz widząc jej wyraz twarzy oraz
determinację o oczach, dał za wygraną. Odszedł bez słowa, zostawiając ją samą
ze swoimi myślami.
Hermiona stała skołowana, obserwując oddalającą się
sylwetkę Freda, która zdawała się być taka krucha na tle potężnego zamku.
Objęła się ramionami.
Nie myślała już o Fredzie i jego prośbach. Myślała o
Voldemorcie, o torturującym ją Snape’ie, o Malfoyu, który groził jej w Pokoju
Życzeń. Myślała o tych wszystkich złych rzeczach, mających miejsce w ostatnim
czasie. Doniesieniach o morderstwach mugolaków, widmie wiszącej wojny i Harrym
Potterze, który stanie po drugiej stronie.
Hermiona otarła twarz, czując na niej łzy bezsilności i
smutku, gdy przypomniała sobie Syriusza oraz Lupina. Dwóch wspaniałych ludzi,
których już nie będzie dane jej zobaczyć. W duchu wierzyła, że umarli walcząc.
Walcząc do samego końca, wierząc, że to, co robili, było słuszne.
Zacisnęła pięści w przypływie nagłej motywacji i hardym
krokiem, ruszyła do zamku, a w głowie kotłowała jej się tylko jedna myśl, którą
powtarzała sobie, niczym mantrę:
Będę walczyć!
_____
Harry
Potter przekopywał kufer, w poszukiwaniu czegoś wygodniejszego do założenia,
niż mundurek szkolny. Był tym tak pochłonięty, że nawet nie zauważył, iż Teodor
Nott, odkąd tylko wrócili z zajęć do dormitorium, jak usiadł na swoim łóżku,
tak siedział do tej pory.
Siedział pochylony, a przedramienia miał oparte o kolana.
Harry w końcu spojrzał na niego, nie kryjąc zdumienia.
– Hej, Nott, wszystko ok? – spytał.
Ten tylko wydał z siebie bliżej nieokreślony pomruk,
który mógłby być potwierdzeniem, jak równie i zaprzeczeniem.
Potter ściągnął z siebie koszulę i wciągnął na siebie
bladoniebieski t-shirt.
– Nott! – zawołał, szczerze zaniepokojony zachowaniem
kolegi. Nott nigdy nie należał do rozrywkowych uczniów, ale nigdy nie był tak
przygnębiony.
– Co? – spytał Teodor, podnosząc wzrok na stojącego
Pottera.
Harry przyjrzał się mu uważnie, ze skupieniem.
Jestem takim
idiotą! Idiotą i hipokrytą!
Harry odskoczył, jak oparzony, słysząc słowa Teodora. Teodor
uniósł brwi, jakby nie wiedział, co Potter wyrabiał.
A temu co?
Harry zdumiał się jeszcze bardziej, gdy do niego dotarło,
ze Teodor wcale nie otworzył ust.
– M-mówiłeś coś?
– spytał niepewnie Harry.
Nott prychnął zirytowany.
– Żarty sobie ze mnie robisz, Potter? Daj mi spokój –
powiedziawszy to, wstał i wyszedł z sypialni, nawet nie racząc go spojrzeniem.
Harry zdziwiony poprawił okulary, które zsunęły mu się z
nosa. Przeczesując zmierzwione i tak włosy, wyszedł za Nottem, jednak zamiast
go śledzić, poszedł do pokoju prefekta.
Draco Malfoy właśnie wychodził od siebie, gdy nagle
poczuł przeszywający ból nosa. Klnąc szpetnie złapał się za niego oburącz, gdy
do jego uszu doszedł drugi, dobrze mu znany głos, również uskarżający się na
ból.
Łzawiącymi oczami Draco dostrzegł lamentującego Pottera.
Mimowolnie się zaśmiał, mimo że czuł już smak i zapach krwi.
– Robisz piorunujące wrażenie, skarbie – sarknął Malfoy.
Harry prychnął i zerknął na dłoń, którą przytkał do twarzy.
Miał na niej krew. Po tym spojrzał na Dracona, krwawiącego równie jak on.
– Ta miłość nas zabije – powiedział Potter.
Oboje zanieśli się śmiechem, po czym zgodnie stwierdzili,
że ze złamanymi nosami muszą odwiedzić skrzydło szpitalne.
Pani Pomfrey wprawnie i szybko zatamowała krwawienie z nosów
obu nastolatków. Gdy oboje siedzieli na łóżkach, czekając na swoje porcje
eliksiru wiggenowego, Harry nie mógł już wytrzymać i nachylił się do Malfoya z
zamiarem opowiedzenia tego, co wydarzyło się w dormitorium. Ten jednak źle odczytał
zamiary chłopaka ochoczo wpijając się Potterowi w usta, złączając ich na chwilę
w słodkim, aczkolwiek bolesnym pocałunku.
Draco skończył całować Harry’ego z głośnym cmoknięciem, jak
temu zaczynało już brakować tchu.
– Wow – wyszeptał Harry z głupkowatym uśmiechem na
twarzy. – Nie to zamierzałem, ale było miło – przyznał.
Draco
zadowolony z siebie rozsiadł się wygodniej na łóżku. Harry z zaskoczeniem
stwierdził, że bordowy krwiak malujący się pomiędzy oczami Malfoya dodał mu
łobuzerskiego uroku.
–
Na co się gapisz, Potter? – spytał Draco.
–
Na nic – odparł, a po tym dodał już poważniejszym tonem:
–
Dzisiaj stało się coś dziwnego.
–
Dziwnego?
–
Tak – Harry zniżył głos do szeptu – mam wrażenie, że ma to związek z eliksirem
założycieli.
Malfoy
uniósł jasne brwi w wyrazie zainteresowania.
–
Byłem z Nottem w dormitorium i zauważyłem, że był jakiś przybity, więc mu się przyjrzałem…
–
I? – ponaglił go Draco.
–
Chyba usłyszałem jego myśli – przyznał Harry.
–
Co takiego? Przecież ty jesteś kiepski z leglimencji.
–
Wiem, kiepski to mało powiedziane – przyznał Harry. – Draco, ja słyszałem głośno
i wyraźnie głos Teodora, a on nawet nie poruszył ustami – powiedział poważnym
tonem, jednak zaraz urwał, bo podeszła do nich poczciwa Pomfrey, trzymając przed
sobą srebrną tace z dwoma szklaneczkami jasnozielonego eliksiru.
–
Proszę bardzo, chłopcy. Po jednym dla każdego i do dna – rozkazała, podkładając
każdemu tacę.
Obaj
z obrzydzeniem wypili lekarstwo.
Pomfery
przyglądała im się przez chwilę, a gdy zauważyła zmniejszające się krwiaki,
uśmiechnęła się serdecznie.
–
Dobrze – powiedziała. – Zmykajcie. Na przyszłość uważajcie. Trochę rozwagi
nikomu nie zaszkodziło – pouczyła ich dobrodusznie.
–
Tak jest – powiedzieli chóralnie, po czym podziękowawszy udali się na spacer.
Nie
chcąc zostać podsłuchanymi, przez korytarze szkoły, szli w milczeniu.
Zbiegli po ruchomych schodach na sam parter, po czym wyszli na dziedziniec, gęsto
wypełniony uczniami Hogwartu. Spojrzawszy po sobie i, wymieniwszy znaczące spojrzenia,
poszli dalej ku błoniom. Gdy tylko wyszli poza mury szkoły, a ich oczy widziały
więcej zieleni niż Hogwartczyków, podjęli urwaną rozmowę.
–
Jesteś pewny, że to nie była twoja wyobraźnia? – spytał Draco, idąc tyłem, tak,
by móc patrzeć Potterowi w twarz.
–
Tak. Pierwszy raz coś takiego mi się przytrafiło i powiem ci szczerze, że
nieźle mną wstrząsnęło. To było bardziej szokujące niż zdewastowanie połowy
twojego pokoju samym ruchem rąk – przyznał Harry, nie kryjąc zaniepokojenia w
głosie.
–
Boisz się, że nie będziesz w stanie nad sobą panować? – spytał Draco,
wyczuwając nastrój chłopaka. – Może Severus, by… – urwał, widząc morderczy
wzrok Pottera, na samo wspomnienie Snape’a. – Więc trzeba będzie znaleźć inny
sposób – dodał pokojowo.
–
Jaki, Draco? Oświeć mnie, bo nie mam pojęcia, co robić? Z dnia na dzień czuję
się silniejszy niż dotąd. Sam zauważyłeś, że na zajęciach idzie mi lepiej, a za
niedługo chyba będę lepszy od Hermiony, co wcale mi się nie podoba. Jej ambicja
czasem mnie przeraża – powiedział żartobliwym tonem, chcąc się rozluźnić.
–
To ćwicz sam. Potter, musisz się wziąć w garść – odparł Draco poważniej niż
zamierzał, co nie spodobało się Harry’emu.
–
Wiem, że idzie wojna, ale Voldemortowi jeszcze zejdzie nim zbierze armię –
odpowiedział buńczucznie.
Draco
obrócił się, idąc przed siebie, wzdychając przeciągle.
–
Draco?
Malfoy
zignorował Pottera, dalej idąc bez słowa. Zastanawiał się, jak powiedzieć Harry’emu
o zadaniu, które zlecił Voldemort. O szalonym zadaniu zgładzeniu jednego z
potężniejszych czarodziei tego świata. Czarodzieja, którego bał się sam
Voldemort, a którego miało pokonać dwóch szesnastolatków. Plan ten brzmiał tak
samo absurdalnie, co śmiesznie.
–
Draco! – Harry krzyknął, przystając w miejscu.
Malfoy
zatrzymał się, chowając dłonie do kieszeni spodni.
–
Dostaliśmy nowe zadanie, Harry – powiedział.
Harry
spiął się, słysząc swoje imię padające z ust Dracona. On nigdy nie zwracał się
do niego po imieniu. Istniał tylko jeden wyjątek, którym była sytuacja
zagrażająca jego życiu.
–
Jakie?
–
Domyśl się, Potter. Dlaczego Voldemort dał tobie eliksir, a nie swemu synowi,
skoro to dla niego go przygotował.
–
Co ty mówisz? – zdziwił się Harry.
Draco
obrócił się.
–
Rozmawiałem z Bellatrix, tuż przed twoim dołączeniem. Voldemort jest dla niej
wszystkim, urodziła mu dziecko, bo wiedziała, jak bardzo pragnął dziedzica.
Kogoś, komu będzie mógł zostawić swoją spuściznę. Świat, który sam wykreował –
mówił Draco. – Nie twierdzę, że on jej nie szanuje, bo tak nie jest. Była – i
nadal jest – jego najwierniejszą poddaną, a on respektuje takie rzeczy. Jednak
szczerze wątpię, by jej usłuchał gdyby mu się sprzeciwiła. Voldemort jest potężny
i taki też będzie jego syn, jednak on pragnął, by Todd był jeszcze potężniejszy.
By nikt w przyszłości nawet nie pomyślał o zdetronizowaniu go. Dlatego wpadł na
pomysł podania swemu synowi krwi założycieli.
–
Przecież Todd to niemowlę. Nim magia się w nim rozwinie minie wiele lat, musi
dojrzeć, zdobyć wiedzę, doświadczenie – wymienił Harry, podchodząc do Dracona.
–
Owszem, a kto jeszcze ma w sobie cząstkę Voldemorta? Małą namiastkę mocy
Salazara Slytherina? Kto jest idealnym naczyniem na tak wielkie pokłady magii?
– spytał retorycznie Dracon, patrząc w zielone oczy Pottera. – Nim Todd
dorośnie, Voldemort chce zdobyć władzę, aby to się stało potrzeba śmierci wielu
potężnych ludzi, stojących mu na drodze.
–
On chce bym…? – Harry zamyślił się . – Mam stanąć w szranki z Dumbledorem?
Czemu sam nie wziął tej cholernej mikstury? Byłby potężniejszy niż ktokolwiek,
czemu ja?
–
On jest już stary, Potter. Mimo że nie wygląda.
–
Nie dam rady – zaprotestował Harry.
–
Dasz – powiedział Draco, podchodząc do niego i biorąc go za ręce. – Dasz, a ja
ci w tym pomogę, choćbym miał zginąć – dodał, patrząc mu głęboko w oczy. –
Pomogę ci. I jeśli szczęści nam dopisze oboje wyjdziemy z tego bez szwanku, ale
wpierw musisz nauczyć się kontrolować. W innym wypadku sam dla siebie będziesz
zagrożeniem.
–
Zgoda – powiedział hardo Harry, kiwając głową. – Zróbmy to.
Malfoy
uśmiechnął się i pocałował go czule.
–
Od jutra zaczniesz ćwiczyć, mamy czas do wakacji – powiedział, gdy już się
oderwał od miękkich ust Pottera. – Przejdziemy do historii – wyszeptał podekscytowany.
–
Nie – zaprzeczył Harry, kręcąc głową. – Staniemy się nią.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJeeeej nowy. Super. Nie mogę się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuńO matko! Nowy rozdział! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę! Już prawie straciłam nadzieję, a tu taka niespodzianka! Biję przed tobą pokłony, rozdział wyszedł wspaniale. Bardzo spodobała mi się scena z Hermioną, to jej zdeterminowanie do walki za to, co uważa za słuszne (osobiście uważam, że to lekka głupota, ale bardzo pasuje do Granger). Świetna scena ze zderzeniem Draco i Harry'ego. I ten pocałunek w Skrzydle Szpitalnym! Był taki słodki. Uuu, moc Harry'ego staje się coraz większa, zapowiada się interesująco. Ciekawa jestem, jakie kroki chłopaki podejmą względem Dumbledore'a. To bardzo potężny czarodziej i nie będzie łatwo go pokonać. Bardzo spodobała mi się wypowiedzi Malfoy'a dotycząca relacji Toma i Belli, zgadzam się z nim w stu procentach. Swoją drogą, ciekawi mnie, co słychać u Todda, Bellatrix i Voldemorta. Mam nadzeję, że zamieścisz jakąś scenę z nimi w następnym rozdziale.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Zaczytana
Witam ^^
OdpowiedzUsuńZanim zapomnę: kiedy Harry i Draco wychodzą ze szpitala, tam jest literówka, napisałaś dokładnie to: "nie chcąc nie chcą". Z góry mówię, że nie naskakuję tylko informuję ^^
Rozdział świetny i szczerze nie mogę się doczekać tych ćwiczeń Harry'ego i tego co wymyślą, żeby go zabić (dyrektora, nie Harry'ego xD). Ale że on niczego się nie domyśla? Jakoś ciężko w to uwierzyć.
No i ciekawe po jakiej stronie stanie Hermiona o.O
Wysyłam worki weny ^^
Witam,
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę z nowego rozdziału.. Harry usłyszał myśli Theodora, w końcu Draco powiedział mu o zadaniu jakie dał im Voldemort...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko ^^ niesamowita historia. Twój talent pochłonął mnie i rozwbudził ciekawość :) nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Na pewno zostanę stałą czytelniczką. Jesteś genialna ;)
OdpowiedzUsuńJestem i tutaj, nadrabiam, daję znać życia. Po prostu w końcu musiałam wziąć się w garść i zacząć nadrabiać wszystko, co przez te dwa miesiące się uzbierało.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się nastawienie Hermiony, chociaż jako postać za bardzo za nią nie przepadam. Nie wiem, co byłabym w stanie zrobić na jej miejscu. Ludzie zmieniają swoje nastawienie i decyzje, kiedy przychodzi czas na to, by stanąć twarzą w twarz ze złem, które czyha na każdym kroku. Wydaje mi się, że któraś ze stron zdradzi, choć nie jestem pewna dokładnie kto. Aczkolwiek mam pewne podejrzenia. Fred chce dobrze, ale myśli tylko o tym, by uchronić Granger, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Znając jej charakter i uparcie, w życiu by się nie zgodziła na ten plan, co też uczyniła. Walczyć, chce walczyć. Zobaczymy, jak to się dalej potoczy, bo już nie mogę się doczekać, aż ta wojna zacznie się wreszcie dać. To już blisko, czuję to w kościach. Nott... co takiego zaprząta mu myśli, że nie jest w stanie na niczym się skupić, hm? Zbytnio mnie nie zaskoczyłaś tym, że Harry zupełnie przypadkowo usłyszał myśli Ślizgona, chociaż rozbawiłaś mnie tym. Zdziwienie Pottera musiało być niewiele mniejsze od smutku tego drugiego. A do tego jeszcze potem zderzył się z Draco, na skutek czego obaj złamali sobie nosy. Aż sobie wyobraziłam zapach ten krwi i w sumie przeszły mnie dreszcze. Z tą substancją nie mam zbyt wielu dobrych wspomnień. Jakby nie patrzeć każdy jest tutaj pionkiem posłusznie czekającym na rozkazy gracza, które niedługo zostaną wypowiedziane.
Nadrobiłam, to teraz lecą do kolejnego rozdziału :3