wtorek, 25 czerwca 2013

ROZDZIAŁ 30.



Hermiona Granger, okryta ciemnym płaszczem, szła niepewnie za dwójką nastolatków, prowadzonych przez dojrzałego mężczyznę. Młodzieńcy byli jej przyjaciółmi. Osobami, którym do tej pory ufała ponad wszystko. Nadal chciała im ufać, pomimo tego, kim się stali i z kim przystali. Brązowe oczy z powątpiewaniem patrzyły na młodego śmierciożercę – Draco Malfoya, szperającego coś z uśmiechem do ucha Harry’ego Pottera. Draco i Harry wydawali się tacy beztroscy, jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, jak niebezpieczny mógł być Voldemort. Hermiona pokręciła głową. Może właśnie obydwoje doskonale wiedzieli, jaki był Czarny Pan i dlatego nie panikowali, jak ona. Bała się. Tylko ogromną siłą woli zmuszała nogi, by prowadziły ją ku temu, co miało  nastąpić za drzwiami ponurego domostwa.

W jednym z okien na piętrze zapaliło się światło. Bellatrix rozszerzyła oczy ze zdumienia, widząc dodatkową osobę, mozolnym krokiem idącą za Severusem i chłopcami.
Bellatrix prychnęła pod nosem niezadowolona, a czarna suknia zaszeleściła złowrogo, gdy gwałtownie odeszła od okna. Oczy zerknęły w stronę łoża, przy którym stała ładna kołyska. Z jej wnętrza wydobywało się ciche kwilenie pierworodnego Voldemorta. Leniwie podeszła do mebla. Delikatnie zacisnęła szczupłe palce na brzegu łóżeczka i z ogromną czułością spojrzała na parodniowe dziecię. Biała skóra nowonarodzonego dodawała mu majestatycznego wyglądu. Wąskie usteczka wykrzywiły się w uśmiechu, gdy spojrzał na dumną rodzicielkę. Mały Tod Regulus Riddle od pierwszych chwil stał się oczkiem w głowie rodziców.
Drzwi do komnaty małżeńskiej uchyliły się. Wpierw do pomieszczenia wpełzła Nagini, sycząc groźnie z niezadowolenia. Nawet ona czuła, że prócz zaproszonych zjawił się intruz. Za wężem do pomieszczenia wkroczył ubrany w ciemne szaty Voldemort.
– Już przybyli – powiedział charakterystycznym głosem.
Bellatrix spojrzała na męża ze złością w oku.
– Kto z nimi jest? – warknęła.
Czarny Pan uśmiechnął się złowrogo, podchodząc do kobiety, która obdarzyła go najcenniejszym skarbem, jakim mogło być dziecko. Delikatnie  objął małżonkę chudymi dłońmi w pasie, przyciągając ją do siebie. Ze stanowczością przygniótł ją do torsu, nie pozwalając jej w ten sposób nawet odwrócić głowy.
– Chyba mam prawo wiedzieć, kogo zapraszasz do naszego domu – powiedziała sucho.
W pokoju rozległ się śmiech Voldemorta.
– Masz, ale przewidziałem twoją reakcję na niezapowiedzianego gościa.
– Teraz jest niezapowiedziany, gdybyś raczył mnie poinformować, zachowałabym się inaczej.
– Ona jest mi potrzebna – odparł Voldemort, urywając tym samym temat.
Bellatrix patrzyła na niego nieodgadniętym spojrzeniem. Zawsze była stanowczą i waleczną kobietą, jednakże odkąd została matką, nawet zaufanym ludziom nie pozwala się zbliżać do swego syna.
– Puść mnie – wysyczała.
Momentalnie uścisk w pasie zelżał.
Śmierciożerczyni obdarzyła męża gwałtownym pocałunkiem, po czym opuściła pomieszczenie, stukając obcasami o marmurową posadzkę. Tom Riddle odprowadził ukochaną wzorkiem, uśmiechając się przy tym tajemniczo. Miłował ją ponad wszystko. Była pierwszą, która go pokochała, pierwszą, która pozostała zawsze wierna i oddana, pierwszą, która pokazała mu, że można dzielić z kimś radość i smutek. Dzięki tej kobiecie zrozumiał, że nie musiał żyć tylko wyłącznie dla siebie, że istniały osoby, gotowe pójść za nim nawet w ognie piekielne. Ta szalona kobieta o przenikliwym i dzikim spojrzeniu wzięła sobie jego, Lorda Voldemorta, za męża pomimo tego, jakim stał się człowiekiem. Kiedyś przystojny, pożądany, stał się potworem, na którego wielu nie potrafiło patrzeć. Tylko Bellatrix potrafiła dostrzec pod skorupą niedoskonałości to, co było w jego wnętrzu.
Z dostojnością podszedł do kołyski; wokół niej owinęło się oślizgle cielsko Nagini. Śliska, duża głowa węża trąciła malutką główkę Toda, wilgotny język łaskotał policzki małego czarodzieja, powodując uśmiech na niewinnej buzi. Tom nachylił się nad dzieckiem. Nikt, kto go znał, nie pomyślałby, że ten człowiek był w stanie patrzeć na inną żywą istotę z takim blaskiem w oku, który nie zwiastował potwornej klątwy. Chuda dłoń dotknęła ciepłej skóry chłopca. Malutka rączka zacisnęła paluszki wokół kciuka ojca.
_____
Hermiona z wahaniem wkroczyła do holu. Na ścianach znajdywały się pochodnie w kształcie głów gargulców, oświetlające przedpokój. Jak spod ziemi wyrósł przed nią rosły wilkołak Greyback, szczerząc do niej ostre zębiska.
– Nie starasz jej. Weź jej bagaże i odejdź, nim cię do tego zmuszę – powiedział szorstko Potter, patrząc nienawistnie na przybysza.
Ten zawarczał, pochwytując w szpony nieduży kufer należący do Hermiony, która w tej chwili zbladła jeszcze bardziej niżeli to możliwe.
– Powściągnij język, Potter. Nie zawsze będziesz jego pupilkiem – odrzekł buntowniczo Greyback.
Już bez zbędnych słów wziął pozostałe dwa kufry i oddalił się w głąb domostwa. Malfoy prychnął pod nosem, patrząc na odchodzącego wilkołaka. W jego oczach nie czaił się strach czy zdumienie. Był wśród swoich. Hermiona zauważyła w jego spojrzeniu ten dziwny blask, którego nie potrafiła rozszyfrować. Znowu to poczuła. Strach.
Nieśmiało rozejrzała się po domu, wchodząc głębiej do środka. Szła zaraz za Draconem, zdając się na jego znajomość budynku. Po chwili znaleźli się w ogromnym salonie, gdzie palił się ogień w kominku. Czujne oko Hermiony od razu zarejestrowało zdjęcia w ozdobnych ramkach. Od razu rozpoznała rodziców Malfoya. Była tam też Bellatrix. Nie mogło również zabraknąć zdjęć Dracona w różnym wieku. Ku zdumieniu dziewczyny na wielu fotografiach rozpoznała Harry’ego.
Nie mogła uwierzyć, że nigdy niczego nie zauważyła. Czyży była aż tak zaślepiona? Ron miał rację od samego początku.
Najwidoczniej tylko on zachowywał trzeźwość umysłu, że potrafił dostrzec prawdziwe oblicze przyjaciół. Hermiona westchnęła, opierając się ramieniem o chłodną futrynę. Co ona tu robiła? Miała oddać swą krew, nie wiedząc nawet, na jaki cel. Chciała wierzyć Harry’emu i Draconowi, że to dla jej dobra, że dzięki temu przeżyje.  Ale czy w tym wypadku nie lepiej byłoby zginąć niż pozwolić, by ciemna strona zdobyła to czego chciała? Tyle sprzeczności.
– Wszystko w porządku? – Z zamyślenia wyrwał ją chłodny głos Malfoya.
Poczuła na ramieniu jego dłoń starającą się dodać jej otuchy.
– Draco! – W salonie rozległ się kobiecy krzyk, dochodzący z wnętrza domu.
Można było usłyszeć obcasy odbijające się echem o posadzkę. Po chwili białe dwuskrzydłowe drzwi otwarły się z impetem, wpuszczając do środka Bellatrix. Malfoy podszedł do ciotki i już po chwili tonął w niemalże matczynym uścisku.
Hermiona niepewnie zrobiła krok w tył, jednak ku jej zdumieniu napotkała opor. Zdenerwowana obejrzała się za siebie. Snape zagrodził jej drogę. Delikatnie pokręcił głową na znak, by została na miejscu. Wiedząc już, że nie miała możliwości odwrotu, zrezygnowana powróciła na swoje dotychczasowe miejsce. Patrzyła szeroko otwartymi oczami na groteskową w jej mniemaniu scenę. 
Czujne oko Bellatrix od razu zarejestrowało intruza w postaci Hermiony. Czarownica z niebezpiecznym spojrzeniem podeszła do dziewczyny, automatycznie kulącej się w sobie, widząc kroczącą ku niej śmierciożerczynię, która wielu ludziom i czarodziejom wyrządziła krzywdę. Brązowe oczy wpatrywały się w dziką toń czarnych tęczówek żony Czarnego Pana. Wąskie, czerwone usta świeżo upieczonej matki wykrzywiły się w grymasie. W mgnieniu oka przywołała do siebie dziewczynę zaklęciem. Zwinnym ruchem ręki obróciła ją tyłem do siebie. Zakleszczyła szczupłe palce na nadgarstkach Hermiony, drugą rękę zacisnęła na szyi.
– Szlama w moim domu – prychnęła Bellatrix – to chyba jakieś kpiny. – Przybliżyła usta do uszu dziewczyny. – Powinnam z miejsca cię zabić.
Harry i Draco zdążyli się rozsiąść w fotelach, nie racząc nawet spojrzeć na przerażoną przyjaciółkę. Doskonale wiedzieli, że nie mogli zareagować. Hermiona rzucała zrozpaczone spojrzenia w kierunku chłopców, jednak bezskutecznie.
– Puść ją, Bellatrix. – W pustym salonie echem odbił się złowrogi, lecz spokojny głos.
Harry spojrzał w stronę dwuskrzydłowych drzwi na końcu salonu, prowadzących do mieszkalnej części domu. Stał tam on, Czarny Pan. Harry uśmiechnął się lekko do znajomej mu twarzy. W tym samym momencie dłonie Bellatrix puściły Hermionę. Niezadowolona Bellatrix odwróciła się twarzą do ukochanego, patrząc na niego spod byka. Hermiona upadła na kolana. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
– Harry Potter zaszczycił mój dom.
– Witaj – powiedział przyjaźnie, podchodząc do Voldemorta.
Ten rozpostarł chude ręce, a Harry utonął w uścisku.
– Dawno się nie wiedzieliśmy, Harry – powiedział po chwili Czarny Pan, odsuwając od siebie ulubieńca.
Jego oczy spojrzały w głąb salonu. Hermiona głośno przełknęła ślinę, wstając z zimnej posadzki z pomocą Snape’a. Nie sądziła, że ktoś może być taką sprzecznością jak Voldemort, który przed chwilą ściskał Harry’ego w iście wujowskim geście. Z wyglądu koszmarny. Blady jak trup. Oczy jak u węża i zapadnięty nos nie dodawały mu uroku. Suchy, wężowaty głos, złowrogo obijający się echem, nie wyrażał negatywnych uczuć.
Hermiona poczuła, jak Snape lekko pchnął jej plecy, by wyszła do przodu wprost do stojącego na środku salonu Czarnego Pana. Nie mając zbytnio wyboru, wystąpiła przed oblicze Voldemorta.  Ten przymknął oczy.
– Hermiona Granger – powiedział bardziej do siebie niż do zgromadzonych. Lekkim, zobojętniałym krokiem zaczął okrążać dziewczynę, przyglądając się jej uważnie. – Jedyna potomkini rodu Gryffindora, która odziedziczyła magię. Słyszałem, że jesteś mądrą i zaradną czarownicą. – Uśmiechnął się tajemniczo, stając na wprost niej.
– Tak mówią – powiedziała niepewnie, nie mając pojęcia, czy miała prawo się odezwać.
– Tak, tak mówią – przytaknął jej Voldemort. – Wiesz, dlaczego się tu znalazłaś? – Ta tylko kiwnęła głową. – Rozumiesz też, że nieformalnie obrałaś moją stronę? – Ponowne kiwnięcie głowy. – Doskonale – zacmokał zadowolony. – Och. Musisz wybaczyć mojej jakże uroczej małżonce. Potrafi być nieobliczalna. – Wskazał ręką na Bellatrix siedzącą wygodnie w sofie obok siostrzeńca.
– Uprzedzano mnie o jej temperamencie… P-panie – wyjąkała już pewniejszym głosem.
Hermiona spojrzała już bez strachu na Voldemorta. Postanowiła, że nie będzie się już bać. Wiedziała, na co się pisała. Musiała być silna, w innym wypadku mogłaby zginąć w katuszach.
– Nie mów o mnie, jakby mnie tu nie było – warknęła zaciekle Bella w stronę Hermiony.
Voldemort spiorunował wzrokiem małżonkę, która automatycznie dała za wygraną, odwracając głowę.
– Tak, więc skoro wszystko już jest wyjaśnione, proszę, Severusie, odprowadź naszego drogiego gościa do komnaty i poinstruuj, jak się sprawy mają. Harry – Czarny Pan spojrzał na chłopaka – chodź ze mną. Musimy omówić pewną istotną rzecz.
– Ja pójdę z Hermioną – powiedział Draco, wstając.
– Nie ma potrzeby – powiedział do tej pory stojący cicho Severus. – Zostań z ciotką. Jestem pewien, że zechce pokazać ci twojego kuzyna.
_____
W ciemnym gabinecie Voldemorta panował półmrok, który Czarny Pan tak bardzo lubił. Zadowolony, że w końcu osiągnie swój cel usiadł w wygodnym fotelu. Potter wszedł pewnie do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Czuł się tu jak u siebie. Jego zielone oczy rozejrzały się po pokoju, sprawdzając, czy coś uległo zmianie od jego ostatniej wizyty.
– O czym chciałeś ze mną pomówić?
– O twoim dołączeniu, oczywiście.
Harry spojrzał z niedowierzaniem na Riddle’a. Wiedział, że ten dzień w końcu nastąpi, jednak gdy został postawiony przed faktem dokonanym, przeżył szok.
– Świetnie się spisaliście z Draconem. Nie zawiodłeś mojego zaufania, co lepsze, sprowadziłeś do mnie dziedziczkę Gryffindora. – Potter oparł się o dębowe biurko, słuchając uważnie pochwał swego Pana. – Jak wiesz, by nosić Mroczny Znak, trzeba sobie na niego zasłużyć i przejść pewien rytuał dołączenia, który daje mi gwarancję tego, że jesteś godzien tego zaszczytu.
– Na czym to będzie polegało? – spytał Harry, tłumiąc narastającą niepewność.
– To jest właśnie ta niespodzianka, mój drogi, którą ci obiecałem. Dzisiaj o północy będziesz jednym z nas. Teraz możesz iść się przygotować. Dracon będzie ci towarzyszył. Chłopak wie, gdzie ma się odbyć ceremonia.
Harry nie mógł się doczekać tak ważnej dla niego chwili. W końcu dopnie swego.
_____
Ogromna komnata skryta w podziemiach mrocznego budynku wypełniona była zakapturzonymi postaciami. Kamienne mury ociekały skraplającą się wodą. W pomieszczeniu panował chłód i wilgoć, ale nikomu to nie przeszkadzało. Śmierciożercy, którzy mieli być świadkami rytuału, stali w ciasnym okręgu, pośrodku którego, znajdowała się sporych rozmiarów skrzynia. Czarny Pan stał na czele podwładnych, patrząc wyczekująco na schody prowadzące do lochu. Z mroku wyłoniły się dwie postacie – Draco Malfoy, którego twarz była skryta za złotą maską, szedł w towarzystwie Harry’ego Pottera z poważnym wyrazem twarzy. W jego klatce piersiowej kołatało serce napędzane adrenaliną. Część odzianych w czerń ludzi ustąpiła miejsca, by nowy członek mrocznych szeregów mógł przejść w sam środek kręgu.
– Moi drodzy – głos Voldemorta był poważny i stonowany – zebraliśmy się tu, by przywitać Harry’ego Pottera, chłopca, który dla niektórych jest nadzieją magicznego świata, nadzieją, która byłaby wstanie zgładzić… mnie. – Na te słowa część zgromadzonych zaśmiała się szyderczo. – Ten młodzieniec wybrał swą drogę. Wybrał drogę śmierciożercy, ale by to nastąpiło, musi zadać śmierć niewinnym. – Czarny Pan klasnął w dłonie.
Drewniane ściany skrzyni ustąpiły, upadając z hukiem na skalną posadzkę. Harry’emu rozszerzyły się oczy ze zdumienia, gdy spostrzegł, kto siedział skrępowany w otoczeniu popleczników Czarnego Pana. Przerażone oczy należące do znienawidzonego wujostwa patrzyły na chłopca, któremu przez tyle długich lat obrzydzały życie. Harry podszedł do Vernona z jadowitym uśmiechem. W jego sercu gotowała się nienawiść.
– Harry, wypuść nas. Nic nikomu nie powiemy – przemówił zmęczonym głosem Vernon.
Petunia u jego boku załkała tylko, opierając czoło o ciało nieprzytomnego syna.
– Wypuścić? A ile razy ja prosiłem, byś wypuścił mnie z tej obskurnej komórki pod schodami? Ile razy prosiłem o kawałek chleba, gdy przymierałem głodem? – spytał spokojnie.
– Nie rozumiesz… to było dla twego dobra.
 – To też będzie dla mojego dobra – powiedział Harry, prostując się.
Z obrzydzeniem patrzył na jego  jedyną rodzinę.
– Harry Potterze – powiedział Voldemort, kładąc szczupłą dłoń na ramieniu wybrańca. – Jesteś gotów? – Potter milczał. – Musisz tego chcieć. – Usłyszał szept Toma Riddle’a tuż przy uchu.
Harry wyjął różdżkę z kieszeń spodni. Stanął dumnie z wyprostowaną przed siebie ręką. Koniec różdżki skierował wprost na Vernona. Nie docierały do niego jego skomlenia i błagania o życie. Harry w myślach widział obrazy tych wszystkich lat, gdy go bito, poniżano, głodzono oraz zastraszano. To był ten impuls, który sprawił, że tląca się w nim nienawiść zapłonęła prawdziwym ogniem.
Avada Kedavra!
Zielony promień światła ugodził mężczyznę wprost w serce. Loch przepełnił krzyk zrozpaczonej Petunii, patrzącej na martwe ciało męża. Dwa kolejne błyski zielonego światła rozjaśniły ciemny loch. Na twarzy Harry’ego malowała się szaleńcza radość z tego, że jego koszmar, którym była ta potworna rodzina, właśnie się skończył. Podszedł do Voldemorta, nie racząc spojrzeniem martwych ciał.
– Podaj mi lewą dłoń.
Harry Potter posłusznie wykonał polecenie, wyciągając przed siebie ramię.
Poczuł koniec różdżki Czarnego Pana na swojej skórze. Nagle doznał potwornego bólu. Jego oczom ukazała się czaszka, z niej zaczął wić się wąż. Skóra paliła niczym polana żrącym kwasem. Jednak to już nie miało znaczenia. Był jednym z nich. Był śmierciożercą.

13 komentarzy:

  1. Ciesze się, że nowy rozdział pojawił się tak szybko. Jestem ciekawa co czeka Hermionę i nie spodziewałam się, że Harry zabije swoją rodzinę.

    OdpowiedzUsuń
  2. To wszystko wydaje się takie nierealne. Ale muszę przyznać, że dobrze napisane. Często dodajesz notki ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Suuuper! Wiem, że musiałaś skupić się na Harrym, Draco i Hermionie, ale brakowało mi Ginny, Rona. Chciałabym zobaczyć w następnym rozdziale reakcję Zakonu Feniksa na zmianę przydziału Harry'ego. Na to dlaczego ani Hermiona, ani Harry, ani Draco nie przyjechali do nich na święta... Fajny rozdział, ale... Nooo, tęsknię za Ginny i Blaisem. Tym bardziej dlatego, że Ginny w Twoim fan fiction nabrała charakteru. W książce była taka średnia, a o filmie szkoda gadać!;) A i w ogóle chciałabym zobaczyć święta w Zakonie... Rozmyślania Freda itd.


    WENY!!!



    ~Lumos♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, że rozdział jest dużo szybciej! <3
    Na prawdę bardzo mi się podoba. Rewelacyjnie wszystko opisujesz. ;) I jestem bardzo ciekawa po co Czarnemu Panu, krew Hermiony i reszty potomków.
    Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No po prostu boskie. Uwielbiam to opowiadanie... Troszkę mi tu mało Draco, ale tylko troszkę. Harry zabija.. Mmn cudnie. Zawsze mnie denerwował, jak był takim aniolkiem. Taki mi się podoba, czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. DOBRNĘŁAM. Bijcie mi brawa, składajcie pokłony i czyście buty kocim żarciem.
    Tak więc, czas na komentarza, podpisanego moim fachowym autografem.
    Co do bloga - całkowicie się w nim zakochałam. Toż akcja z niego śni mi się po nocach! o.o
    Nie widzę niczego, do czego mogłabym się doczepić - jak na mój gust wszystko jest idealnie, a twój styl pisania potrafi zauroczyć.
    No, jaram się jak Hermiona Malfoyem XD

    Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały kochana :3

    OdpowiedzUsuń
  7. No nareszcie znalazłam trochę czasu żeby to skomentować:D Prze prze genialne! Harry'emu udało się sprowadzić Hermionę do Riddle'a, a sam Riddle już ma potomka. No i nareszcie ku mojej uciesze Harry jest pełnoprawnym Śmierciożercą i ma mroczny znak. Och tak uwielbiam takiego mrocznego Harry'ego:D
    Nie wiem co mam dalej napisać, ale nie mogę się doczekać jak pewnego dnia Drops dowie się o jego mrocznym znaku :D To będzie niesamowite.
    Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział!
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak mnie zaciekawił ten rozdział, że nawet nie wypisywałam błędów. Dursley'owie coś niemrawo się bronili. A Harry... Borze. Nigdy bym nie pomyślała, że jest w stanie zabić. A już wgl ludzi, z którymi mieszkał przez jedenaście lat życia. Borze *-*

    ~Anastazja

    OdpowiedzUsuń
  9. Na galopujące gargulce! Super rozdział! Wszystko super napisane ;D Tylko zmartwił mnie moment gdy Harry zabija Vernona, Petunię i Dudleya. Rozumiem, że tylko Vernona by zabił ale Petunie? Siostrę swojej matki? Smutam ;____; :C

    OdpowiedzUsuń
  10. O w końcu, Harry Śmierciożercą. :D Jeszcze Hermionę mogliby zabić, bo niepotrzebna jest. xD Super się czyta. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Chciałabym się znaleźć na miejscy Harry'ego, wycelować różdżką i najzwyczajniej w świecie ich pozabijać. Sadzę, że śmierć Dusley'ów może mieć na niego wpływ, jeszcze nie wiem jaki, ale postaram się to odgadnąć. Zastanawia mnie ciągle do czego potrzebna jest krew dziedziców każdego domu w Hogwarcie. Kolejna inicjacja? Być może. Bellatrix zawsze gotowa do pracy, nie ważne jest to, iż nosi w sobie dziecko. Tod będzie kolejnym Riddlem. Swoją drogą będzie mieć tam na nazwisko czy może po matce? Interesuje mnie jego osoba, mimo tego, że jeszcze się nie pojawił. Zobaczymy, zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  12. Witam,
    Harry bardzo dobrze się czuje w posiadłości Voldemorta, został w końcu jednym z nich, nie miał żadnychwątpliwości...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  13. Dokonało się... Choć miałam nadzieję że jeszcze zawróci z tej drogi... No cóż to dopiero 30 rozdział, jeszcze wielemoże się zdarzyć :D

    OdpowiedzUsuń

Prorok Codzienny