Hermiona
Granger, okryta ciemnym płaszczem, szła niepewnie za dwójką nastolatków,
prowadzonych przez dojrzałego mężczyznę. Młodzieńcy byli jej przyjaciółmi.
Osobami, którym do tej pory ufała ponad wszystko. Nadal chciała im ufać, pomimo
tego, kim się stali i z kim przystali. Brązowe oczy z powątpiewaniem patrzyły
na młodego śmierciożercę – Draco Malfoya, szperającego coś z uśmiechem do ucha Harry’ego
Pottera. Draco i Harry wydawali się tacy beztroscy, jakby nie zdawali sobie
sprawy z tego, jak niebezpieczny mógł być Voldemort. Hermiona pokręciła głową. Może
właśnie obydwoje doskonale wiedzieli, jaki był Czarny Pan i dlatego nie
panikowali, jak ona. Bała się. Tylko ogromną siłą woli zmuszała nogi, by
prowadziły ją ku temu, co miało nastąpić
za drzwiami ponurego domostwa.
W
jednym z okien na piętrze zapaliło się światło. Bellatrix rozszerzyła oczy ze
zdumienia, widząc dodatkową osobę, mozolnym krokiem idącą za Severusem i
chłopcami.
Bellatrix
prychnęła pod nosem niezadowolona, a czarna suknia zaszeleściła złowrogo, gdy
gwałtownie odeszła od okna. Oczy zerknęły w stronę łoża, przy którym stała
ładna kołyska. Z jej wnętrza wydobywało się ciche kwilenie pierworodnego Voldemorta.
Leniwie podeszła do mebla. Delikatnie zacisnęła szczupłe palce na brzegu
łóżeczka i z ogromną czułością spojrzała na parodniowe dziecię. Biała skóra
nowonarodzonego dodawała mu majestatycznego wyglądu. Wąskie usteczka wykrzywiły
się w uśmiechu, gdy spojrzał na dumną rodzicielkę. Mały Tod Regulus Riddle od
pierwszych chwil stał się oczkiem w głowie rodziców.
Drzwi
do komnaty małżeńskiej uchyliły się. Wpierw do pomieszczenia wpełzła Nagini,
sycząc groźnie z niezadowolenia. Nawet ona czuła, że prócz zaproszonych zjawił
się intruz. Za wężem do pomieszczenia wkroczył ubrany w ciemne szaty Voldemort.
–
Już przybyli – powiedział charakterystycznym głosem.
Bellatrix
spojrzała na męża ze złością w oku.
–
Kto z nimi jest? – warknęła.
Czarny
Pan uśmiechnął się złowrogo, podchodząc do kobiety, która obdarzyła go
najcenniejszym skarbem, jakim mogło być dziecko. Delikatnie objął małżonkę chudymi dłońmi w pasie,
przyciągając ją do siebie. Ze stanowczością przygniótł ją do torsu, nie
pozwalając jej w ten sposób nawet odwrócić głowy.
–
Chyba mam prawo wiedzieć, kogo zapraszasz do naszego domu – powiedziała sucho.
W
pokoju rozległ się śmiech Voldemorta.
–
Masz, ale przewidziałem twoją reakcję na niezapowiedzianego gościa.
–
Teraz jest niezapowiedziany, gdybyś raczył mnie poinformować, zachowałabym się
inaczej.
–
Ona jest mi potrzebna – odparł Voldemort, urywając tym samym temat.
Bellatrix
patrzyła na niego nieodgadniętym spojrzeniem. Zawsze była stanowczą i waleczną
kobietą, jednakże odkąd została matką, nawet zaufanym ludziom nie pozwala się
zbliżać do swego syna.
–
Puść mnie – wysyczała.
Momentalnie
uścisk w pasie zelżał.
Śmierciożerczyni
obdarzyła męża gwałtownym pocałunkiem, po czym opuściła pomieszczenie, stukając
obcasami o marmurową posadzkę. Tom Riddle odprowadził ukochaną wzorkiem,
uśmiechając się przy tym tajemniczo. Miłował ją ponad wszystko. Była pierwszą,
która go pokochała, pierwszą, która pozostała zawsze wierna i oddana, pierwszą,
która pokazała mu, że można dzielić z kimś radość i smutek. Dzięki tej kobiecie
zrozumiał, że nie musiał żyć tylko wyłącznie dla siebie, że istniały osoby, gotowe
pójść za nim nawet w ognie piekielne. Ta szalona kobieta o przenikliwym i
dzikim spojrzeniu wzięła sobie jego, Lorda Voldemorta, za męża pomimo tego,
jakim stał się człowiekiem. Kiedyś przystojny, pożądany, stał się potworem, na którego
wielu nie potrafiło patrzeć. Tylko Bellatrix potrafiła dostrzec pod skorupą
niedoskonałości to, co było w jego wnętrzu.
Z
dostojnością podszedł do kołyski; wokół niej owinęło się oślizgle cielsko
Nagini. Śliska, duża głowa węża trąciła malutką główkę Toda, wilgotny język
łaskotał policzki małego czarodzieja, powodując uśmiech na niewinnej buzi. Tom
nachylił się nad dzieckiem. Nikt, kto go znał, nie pomyślałby, że ten człowiek
był w stanie patrzeć na inną żywą istotę z takim blaskiem w oku, który nie
zwiastował potwornej klątwy. Chuda dłoń dotknęła ciepłej skóry chłopca. Malutka
rączka zacisnęła paluszki wokół kciuka ojca.
_____
Hermiona
z wahaniem wkroczyła do holu. Na ścianach znajdywały się pochodnie w kształcie
głów gargulców, oświetlające przedpokój. Jak spod ziemi wyrósł przed nią rosły
wilkołak Greyback, szczerząc do niej ostre zębiska.
–
Nie starasz jej. Weź jej bagaże i odejdź, nim cię do tego zmuszę – powiedział
szorstko Potter, patrząc nienawistnie na przybysza.
Ten
zawarczał, pochwytując w szpony nieduży kufer należący do Hermiony, która w tej
chwili zbladła jeszcze bardziej niżeli to możliwe.
–
Powściągnij język, Potter. Nie zawsze będziesz jego pupilkiem – odrzekł buntowniczo
Greyback.
Już
bez zbędnych słów wziął pozostałe dwa kufry i oddalił się w głąb domostwa.
Malfoy prychnął pod nosem, patrząc na odchodzącego wilkołaka. W jego oczach nie
czaił się strach czy zdumienie. Był wśród swoich. Hermiona zauważyła w jego
spojrzeniu ten dziwny blask, którego nie potrafiła rozszyfrować. Znowu to
poczuła. Strach.
Nieśmiało
rozejrzała się po domu, wchodząc głębiej do środka. Szła zaraz za Draconem,
zdając się na jego znajomość budynku. Po chwili znaleźli się w ogromnym
salonie, gdzie palił się ogień w kominku. Czujne oko Hermiony od razu
zarejestrowało zdjęcia w ozdobnych ramkach. Od razu rozpoznała rodziców
Malfoya. Była tam też Bellatrix. Nie mogło również zabraknąć zdjęć Dracona w
różnym wieku. Ku zdumieniu dziewczyny na wielu fotografiach rozpoznała
Harry’ego.
Nie
mogła uwierzyć, że nigdy niczego nie zauważyła. Czyży była aż tak zaślepiona?
Ron miał rację od samego początku.
Najwidoczniej
tylko on zachowywał trzeźwość umysłu, że potrafił dostrzec prawdziwe oblicze
przyjaciół. Hermiona westchnęła, opierając się ramieniem o chłodną futrynę. Co
ona tu robiła? Miała oddać swą krew, nie wiedząc nawet, na jaki cel. Chciała
wierzyć Harry’emu i Draconowi, że to dla jej dobra, że dzięki temu
przeżyje. Ale czy w tym wypadku nie
lepiej byłoby zginąć niż pozwolić, by ciemna strona zdobyła to czego chciała?
Tyle sprzeczności.
–
Wszystko w porządku? – Z zamyślenia wyrwał ją chłodny głos Malfoya.
Poczuła
na ramieniu jego dłoń starającą się dodać jej otuchy.
–
Draco! – W salonie rozległ się kobiecy krzyk, dochodzący z wnętrza domu.
Można
było usłyszeć obcasy odbijające się echem o posadzkę. Po chwili białe
dwuskrzydłowe drzwi otwarły się z impetem, wpuszczając do środka Bellatrix. Malfoy
podszedł do ciotki i już po chwili tonął w niemalże matczynym uścisku.
Hermiona
niepewnie zrobiła krok w tył, jednak ku jej zdumieniu napotkała opor.
Zdenerwowana obejrzała się za siebie. Snape zagrodził jej drogę. Delikatnie
pokręcił głową na znak, by została na miejscu. Wiedząc już, że nie miała
możliwości odwrotu, zrezygnowana powróciła na swoje dotychczasowe miejsce.
Patrzyła szeroko otwartymi oczami na groteskową w jej mniemaniu scenę.
Czujne
oko Bellatrix od razu zarejestrowało intruza w postaci Hermiony. Czarownica z
niebezpiecznym spojrzeniem podeszła do dziewczyny, automatycznie kulącej się w
sobie, widząc kroczącą ku niej śmierciożerczynię, która wielu ludziom i
czarodziejom wyrządziła krzywdę. Brązowe oczy wpatrywały się w dziką toń
czarnych tęczówek żony Czarnego Pana. Wąskie, czerwone usta świeżo upieczonej
matki wykrzywiły się w grymasie. W mgnieniu oka przywołała do siebie dziewczynę
zaklęciem. Zwinnym ruchem ręki obróciła ją tyłem do siebie. Zakleszczyła
szczupłe palce na nadgarstkach Hermiony, drugą rękę zacisnęła na szyi.
–
Szlama w moim domu – prychnęła Bellatrix – to chyba jakieś kpiny. – Przybliżyła
usta do uszu dziewczyny. – Powinnam z miejsca cię zabić.
Harry
i Draco zdążyli się rozsiąść w fotelach, nie racząc nawet spojrzeć na
przerażoną przyjaciółkę. Doskonale wiedzieli, że nie mogli zareagować. Hermiona
rzucała zrozpaczone spojrzenia w kierunku chłopców, jednak bezskutecznie.
–
Puść ją, Bellatrix. – W pustym salonie echem odbił się złowrogi, lecz spokojny
głos.
Harry
spojrzał w stronę dwuskrzydłowych drzwi na końcu salonu, prowadzących do
mieszkalnej części domu. Stał tam on, Czarny Pan. Harry uśmiechnął się lekko do
znajomej mu twarzy. W tym samym momencie dłonie Bellatrix puściły Hermionę.
Niezadowolona Bellatrix odwróciła się twarzą do ukochanego, patrząc na niego
spod byka. Hermiona upadła na kolana. Nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
–
Harry Potter zaszczycił mój dom.
–
Witaj – powiedział przyjaźnie, podchodząc do Voldemorta.
Ten
rozpostarł chude ręce, a Harry utonął w uścisku.
–
Dawno się nie wiedzieliśmy, Harry – powiedział po chwili Czarny Pan, odsuwając
od siebie ulubieńca.
Jego
oczy spojrzały w głąb salonu. Hermiona głośno przełknęła ślinę, wstając z
zimnej posadzki z pomocą Snape’a. Nie sądziła, że ktoś może być taką
sprzecznością jak Voldemort, który przed chwilą ściskał Harry’ego w iście
wujowskim geście. Z wyglądu koszmarny. Blady jak trup. Oczy jak u węża i
zapadnięty nos nie dodawały mu uroku. Suchy, wężowaty głos, złowrogo obijający
się echem, nie wyrażał negatywnych uczuć.
Hermiona
poczuła, jak Snape lekko pchnął jej plecy, by wyszła do przodu wprost do
stojącego na środku salonu Czarnego Pana. Nie mając zbytnio wyboru, wystąpiła
przed oblicze Voldemorta. Ten przymknął
oczy.
–
Hermiona Granger – powiedział bardziej do siebie niż do zgromadzonych. Lekkim,
zobojętniałym krokiem zaczął okrążać dziewczynę, przyglądając się jej uważnie.
– Jedyna potomkini rodu Gryffindora, która odziedziczyła magię. Słyszałem, że
jesteś mądrą i zaradną czarownicą. – Uśmiechnął się tajemniczo, stając na
wprost niej.
–
Tak mówią – powiedziała niepewnie, nie mając pojęcia, czy miała prawo się
odezwać.
–
Tak, tak mówią – przytaknął jej Voldemort. – Wiesz, dlaczego się tu znalazłaś?
– Ta tylko kiwnęła głową. – Rozumiesz też, że nieformalnie obrałaś moją stronę?
– Ponowne kiwnięcie głowy. – Doskonale – zacmokał zadowolony. – Och. Musisz
wybaczyć mojej jakże uroczej małżonce. Potrafi być nieobliczalna. – Wskazał
ręką na Bellatrix siedzącą wygodnie w sofie obok siostrzeńca.
–
Uprzedzano mnie o jej temperamencie… P-panie – wyjąkała już pewniejszym głosem.
Hermiona
spojrzała już bez strachu na Voldemorta. Postanowiła, że nie będzie się już
bać. Wiedziała, na co się pisała. Musiała być silna, w innym wypadku mogłaby
zginąć w katuszach.
–
Nie mów o mnie, jakby mnie tu nie było – warknęła zaciekle Bella w stronę
Hermiony.
Voldemort
spiorunował wzrokiem małżonkę, która automatycznie dała za wygraną, odwracając
głowę.
–
Tak, więc skoro wszystko już jest wyjaśnione, proszę, Severusie, odprowadź
naszego drogiego gościa do komnaty i poinstruuj, jak się sprawy mają. Harry –
Czarny Pan spojrzał na chłopaka – chodź ze mną. Musimy omówić pewną istotną
rzecz.
–
Ja pójdę z Hermioną – powiedział Draco, wstając.
–
Nie ma potrzeby – powiedział do tej pory stojący cicho Severus. – Zostań z
ciotką. Jestem pewien, że zechce pokazać ci twojego kuzyna.
_____
W
ciemnym gabinecie Voldemorta panował półmrok, który Czarny Pan tak bardzo
lubił. Zadowolony, że w końcu osiągnie swój cel usiadł w wygodnym fotelu.
Potter wszedł pewnie do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. Czuł się tu jak
u siebie. Jego zielone oczy rozejrzały się po pokoju, sprawdzając, czy coś
uległo zmianie od jego ostatniej wizyty.
–
O czym chciałeś ze mną pomówić?
–
O twoim dołączeniu, oczywiście.
Harry
spojrzał z niedowierzaniem na Riddle’a. Wiedział, że ten dzień w końcu nastąpi,
jednak gdy został postawiony przed faktem dokonanym, przeżył szok.
–
Świetnie się spisaliście z Draconem. Nie zawiodłeś mojego zaufania, co lepsze,
sprowadziłeś do mnie dziedziczkę Gryffindora. – Potter oparł się o dębowe biurko,
słuchając uważnie pochwał swego Pana. – Jak wiesz, by nosić Mroczny Znak,
trzeba sobie na niego zasłużyć i przejść pewien rytuał dołączenia, który daje
mi gwarancję tego, że jesteś godzien tego zaszczytu.
–
Na czym to będzie polegało? – spytał Harry, tłumiąc narastającą niepewność.
–
To jest właśnie ta niespodzianka, mój drogi, którą ci obiecałem. Dzisiaj o
północy będziesz jednym z nas. Teraz możesz iść się przygotować. Dracon będzie
ci towarzyszył. Chłopak wie, gdzie ma się odbyć ceremonia.
Harry
nie mógł się doczekać tak ważnej dla niego chwili. W końcu dopnie swego.
_____
Ogromna
komnata skryta w podziemiach mrocznego budynku wypełniona była zakapturzonymi
postaciami. Kamienne mury ociekały skraplającą się wodą. W pomieszczeniu
panował chłód i wilgoć, ale nikomu to nie przeszkadzało. Śmierciożercy, którzy
mieli być świadkami rytuału, stali w ciasnym okręgu, pośrodku którego,
znajdowała się sporych rozmiarów skrzynia. Czarny Pan stał na czele
podwładnych, patrząc wyczekująco na schody prowadzące do lochu. Z mroku
wyłoniły się dwie postacie – Draco Malfoy, którego twarz była skryta za złotą
maską, szedł w towarzystwie Harry’ego Pottera z poważnym wyrazem twarzy. W jego
klatce piersiowej kołatało serce napędzane adrenaliną. Część odzianych w czerń
ludzi ustąpiła miejsca, by nowy członek mrocznych szeregów mógł przejść w sam
środek kręgu.
–
Moi drodzy – głos Voldemorta był poważny i stonowany – zebraliśmy się tu, by
przywitać Harry’ego Pottera, chłopca, który dla niektórych jest nadzieją
magicznego świata, nadzieją, która byłaby wstanie zgładzić… mnie. – Na te słowa
część zgromadzonych zaśmiała się szyderczo. – Ten młodzieniec wybrał swą drogę.
Wybrał drogę śmierciożercy, ale by to nastąpiło, musi zadać śmierć niewinnym. –
Czarny Pan klasnął w dłonie.
Drewniane
ściany skrzyni ustąpiły, upadając z hukiem na skalną posadzkę. Harry’emu
rozszerzyły się oczy ze zdumienia, gdy spostrzegł, kto siedział skrępowany w
otoczeniu popleczników Czarnego Pana. Przerażone oczy należące do
znienawidzonego wujostwa patrzyły na chłopca, któremu przez tyle długich lat
obrzydzały życie. Harry podszedł do Vernona z jadowitym uśmiechem. W jego sercu
gotowała się nienawiść.
–
Harry, wypuść nas. Nic nikomu nie powiemy – przemówił zmęczonym głosem Vernon.
Petunia
u jego boku załkała tylko, opierając czoło o ciało nieprzytomnego syna.
–
Wypuścić? A ile razy ja prosiłem, byś wypuścił mnie z tej obskurnej komórki pod
schodami? Ile razy prosiłem o kawałek chleba, gdy przymierałem głodem? – spytał
spokojnie.
–
Nie rozumiesz… to było dla twego dobra.
– To też będzie dla mojego dobra – powiedział
Harry, prostując się.
Z
obrzydzeniem patrzył na jego jedyną rodzinę.
–
Harry Potterze – powiedział Voldemort, kładąc szczupłą dłoń na ramieniu
wybrańca. – Jesteś gotów? – Potter milczał. – Musisz tego chcieć. – Usłyszał
szept Toma Riddle’a tuż przy uchu.
Harry
wyjął różdżkę z kieszeń spodni. Stanął dumnie z wyprostowaną przed siebie ręką.
Koniec różdżki skierował wprost na Vernona. Nie docierały do niego jego skomlenia
i błagania o życie. Harry w myślach widział obrazy tych wszystkich lat, gdy go bito,
poniżano, głodzono oraz zastraszano. To był ten impuls, który sprawił, że tląca
się w nim nienawiść zapłonęła prawdziwym ogniem.
–
Avada Kedavra!
Zielony
promień światła ugodził mężczyznę wprost w serce. Loch przepełnił krzyk
zrozpaczonej Petunii, patrzącej na martwe ciało męża. Dwa kolejne błyski
zielonego światła rozjaśniły ciemny loch. Na twarzy Harry’ego malowała się
szaleńcza radość z tego, że jego koszmar, którym była ta potworna rodzina, właśnie
się skończył. Podszedł do Voldemorta, nie racząc spojrzeniem martwych ciał.
–
Podaj mi lewą dłoń.
Harry
Potter posłusznie wykonał polecenie, wyciągając przed siebie ramię.
Poczuł
koniec różdżki Czarnego Pana na swojej skórze. Nagle doznał potwornego bólu.
Jego oczom ukazała się czaszka, z niej zaczął wić się wąż. Skóra paliła niczym
polana żrącym kwasem. Jednak to już nie miało znaczenia. Był jednym z nich. Był śmierciożercą.
Ciesze się, że nowy rozdział pojawił się tak szybko. Jestem ciekawa co czeka Hermionę i nie spodziewałam się, że Harry zabije swoją rodzinę.
OdpowiedzUsuńTo wszystko wydaje się takie nierealne. Ale muszę przyznać, że dobrze napisane. Często dodajesz notki ;)
OdpowiedzUsuńSuuuper! Wiem, że musiałaś skupić się na Harrym, Draco i Hermionie, ale brakowało mi Ginny, Rona. Chciałabym zobaczyć w następnym rozdziale reakcję Zakonu Feniksa na zmianę przydziału Harry'ego. Na to dlaczego ani Hermiona, ani Harry, ani Draco nie przyjechali do nich na święta... Fajny rozdział, ale... Nooo, tęsknię za Ginny i Blaisem. Tym bardziej dlatego, że Ginny w Twoim fan fiction nabrała charakteru. W książce była taka średnia, a o filmie szkoda gadać!;) A i w ogóle chciałabym zobaczyć święta w Zakonie... Rozmyślania Freda itd.
OdpowiedzUsuńWENY!!!
~Lumos♥
Bardzo się cieszę, że rozdział jest dużo szybciej! <3
OdpowiedzUsuńNa prawdę bardzo mi się podoba. Rewelacyjnie wszystko opisujesz. ;) I jestem bardzo ciekawa po co Czarnemu Panu, krew Hermiony i reszty potomków.
Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! <3
No po prostu boskie. Uwielbiam to opowiadanie... Troszkę mi tu mało Draco, ale tylko troszkę. Harry zabija.. Mmn cudnie. Zawsze mnie denerwował, jak był takim aniolkiem. Taki mi się podoba, czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńDOBRNĘŁAM. Bijcie mi brawa, składajcie pokłony i czyście buty kocim żarciem.
OdpowiedzUsuńTak więc, czas na komentarza, podpisanego moim fachowym autografem.
Co do bloga - całkowicie się w nim zakochałam. Toż akcja z niego śni mi się po nocach! o.o
Nie widzę niczego, do czego mogłabym się doczepić - jak na mój gust wszystko jest idealnie, a twój styl pisania potrafi zauroczyć.
No, jaram się jak Hermiona Malfoyem XD
Czekam z niecierpliwością na dalsze rozdziały kochana :3
No nareszcie znalazłam trochę czasu żeby to skomentować:D Prze prze genialne! Harry'emu udało się sprowadzić Hermionę do Riddle'a, a sam Riddle już ma potomka. No i nareszcie ku mojej uciesze Harry jest pełnoprawnym Śmierciożercą i ma mroczny znak. Och tak uwielbiam takiego mrocznego Harry'ego:D
OdpowiedzUsuńNie wiem co mam dalej napisać, ale nie mogę się doczekać jak pewnego dnia Drops dowie się o jego mrocznym znaku :D To będzie niesamowite.
Życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział!
Buziaki!
Tak mnie zaciekawił ten rozdział, że nawet nie wypisywałam błędów. Dursley'owie coś niemrawo się bronili. A Harry... Borze. Nigdy bym nie pomyślała, że jest w stanie zabić. A już wgl ludzi, z którymi mieszkał przez jedenaście lat życia. Borze *-*
OdpowiedzUsuń~Anastazja
Na galopujące gargulce! Super rozdział! Wszystko super napisane ;D Tylko zmartwił mnie moment gdy Harry zabija Vernona, Petunię i Dudleya. Rozumiem, że tylko Vernona by zabił ale Petunie? Siostrę swojej matki? Smutam ;____; :C
OdpowiedzUsuńO w końcu, Harry Śmierciożercą. :D Jeszcze Hermionę mogliby zabić, bo niepotrzebna jest. xD Super się czyta. :D
OdpowiedzUsuńChciałabym się znaleźć na miejscy Harry'ego, wycelować różdżką i najzwyczajniej w świecie ich pozabijać. Sadzę, że śmierć Dusley'ów może mieć na niego wpływ, jeszcze nie wiem jaki, ale postaram się to odgadnąć. Zastanawia mnie ciągle do czego potrzebna jest krew dziedziców każdego domu w Hogwarcie. Kolejna inicjacja? Być może. Bellatrix zawsze gotowa do pracy, nie ważne jest to, iż nosi w sobie dziecko. Tod będzie kolejnym Riddlem. Swoją drogą będzie mieć tam na nazwisko czy może po matce? Interesuje mnie jego osoba, mimo tego, że jeszcze się nie pojawił. Zobaczymy, zobaczymy.
OdpowiedzUsuńWitam,
OdpowiedzUsuńHarry bardzo dobrze się czuje w posiadłości Voldemorta, został w końcu jednym z nich, nie miał żadnychwątpliwości...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie
Dokonało się... Choć miałam nadzieję że jeszcze zawróci z tej drogi... No cóż to dopiero 30 rozdział, jeszcze wielemoże się zdarzyć :D
OdpowiedzUsuń