poniedziałek, 9 listopada 2015

ROZDZIAŁ 54.

Harry codziennie trenował w Zakazanym Lesie. Pomagały mu w tym tylko zaufane osoby: Nott, Zabini, Malfoy, a czasem też młoda Weasley, której obecność nad wyraz przeszkadzała Teodorowi oraz Draconowi. Obaj Ślizgoni twierdzili, że to nie jest dla niej odpowiednie miejsce, że sam fakt iż z nimi znika na terenach objętych absolutnym zakazem zapuszczania się na nie, ściąga na nich uwagę swoich braci, a jeśli dodać do tego fakt, że chłopcy często po stanięciu naprzeciwko Pottera trafiali z Zakazanego Lasu prosto do pani Pomfrey, nie musieli długo czekać na reakcję.
Był wczesny poranek. Z lochów wyszła grupa Ślizgonów, kierujących się na śniadanie do Wielkiej Sali. Na czele kroczyło parę osób z piątego oraz czwartego roku, a za nimi, gdzieś na końcu pochodu sunęli, jak cienie Harry Potter w towarzystwie Teodora Notta, Blaise’a Zabiniego oraz prefekta domu – Dracona Malfoya. Wyglądali jakby nie spali od paru nocy. Cała czwórka miała zmierzwione włosy, ale tylko Draco było z tym do twarzy. Podkrążone oczy, widoczne zmęczenie, brak głupkowatych uśmieszków.

Już mieli zniknąć we wnętrzu sali, z której dobiegał zapach jajecznicy na bekonie, świeżego pieczywa i tostów, gdy drogę im zagrodzili bliźniaki Weasley. Fred i George mieli poważne wyrazy twarzy, a szczupłe ręce skrzyżowane na piersiach. Patrzyli mało przychylnym wzrokiem na młodszych kolegów.
– Nie przypominam sobie, abym miał do was jakąś sprawę, panowie – odezwał się Malfoy, pocierając powiekę.
Harry tylko stał i patrzył tęsknym wzrokiem na uczniów Hogwartu, którzy byli już na śniadaniu. Poczuł, jak żołądek, pusty żołądek, zaciska się jeszcze mocniej. Był potwornie głody. Poprzedniego wieczora nie zdążyli na kolację, a nie mieli siły iść do kuchni po coś do jedzenia.
– Ale my owszem, Malfoy – powiedzieli jednocześnie bliźniacy.
– Do rzeczy – mruknął Zabini zmęczonym głosem, a Fred wycelował w niego palec.
– Ty! – warknął, podchodząc bliżej, dźgając paluchem tors Blaise’a. – Jakim prawem pozwoliłeś Ginny latać z wami do lasu?! Wiedziałem, że jesteś nie odpowiedzialny, ale, że aż tak?! Do reszty powariowaliście? Wszyscy?
Teodor zwietrzył okazję, aby taktycznie się wycofać. Gdy Fred pluł jadem na przyjaciela, ten zwyczajnie czmychnął z pola rażenia i, po chwili, był już w Wielkiej Sali. Draco posłał mu pełne nienawiści spojrzenie. A podobno przyrzekali sobie odpowiedzialność zbiorową. Malfoy smętnie pokręcił głową, a na twarzy malował się wyraz niezadowolenia. Westchnął przeciągle pod nosem, skrzyżował ręce na piersi i wbił znudzony wzrok w Weasleyów.
– Ej! Może najpierw spytacie się waszej siostry, czy łaskawie chciała mnie posłuchać jak jej wyraźnie powiedziałem „nie”! – warknął Blaise, prostując się i mierząc Freda spojrzeniem bazyliszka. Gdyby miał moc uśmiercania, Fred na pewno padłby martwy.
– Ginny jest uparta, fakt, ale nie myślałeś by jakimś podstępem ją do tego zniechęcić? – odezwał się George spokojniejszym tonem niż brat. – Mogłeś coś powiedzieć nam, Ronowi, albo… – Nie zdążył dokończyć, bo Draco na wzmiankę o Ronaldzie parsknął śmiechem. – Co cię tak bawi, Malfoy?
– Wiedziałem, że z was żartownisie, ale że aż tacy? – sarknął, przeczesując blond włosy w  nieładzie. – Po pierwsze, Ginny to uparty osioł i żaden argument do niej nie przemawia, cokolwiek byśmy w lesie nie robili, a  to raczej nie powinno was interesować, póki co. Po drugie – zaczął wyliczać Malfoy, sugestywnie wyciągając kolejno palce oraz podchodząc co krok do Geroge’a. – do niczego jej nie zmuszaliśmy, ba, ona sam nam groziła, a z racji, że wie trochę więcej od was, to woleliśmy nie ryzykować, ze zacznie kłapać dziobem. A po trzecie i najważniejsze. Upadłeś na głowę, George?! Mielibyśmy powiedzieć Ronowi…
– Co, Malfoy?! No słucham?! – Ron we własnej osobie stanął za bratem, wychylił się lekko i ciskał niewidzialnymi błyskawicami wprost w twarz Dracona.
Ten tylko zrobił bliżej nieokreślony grymas i sapnął pod nosem zirytowany.
– Nie przypominam sobie abym o co ś cię pytał, Weasley – prychnął.
– No, ja też nie, ale widać masz do mnie jakąś sprawę.
– Zamilczcie, obaj – jęknął Harry, wypijając ich wszystkich, rozpychając się łokciami. Draconowi posłał mocne szturchnięcie pod żebro. Stanął w wejściu do Wielkiej Sali i spojrzał po całym zgromadzeniu. – Mieliśmy zakopać topór wojenny, pamiętacie? Ja się do tego nie mieszam, mimo że wszystko się wokół mnie kręci. Dajcie sobie spokój – syknął zdenerwowany, po czym zniknął wraz z kolejną falą głodnych uczniów.
Draco, Weasleyowie oraz Zabini popatrzeli na siebie.
– Słyszeliście go – odezwał się Blaise. – Ma rację. A siostry pilnujcie sami – dodał jeszcze na odchodnym i sam ruszył na śniadanie.
Malfoy stał jeszcze chwilę, jakby się zastanawiał, czy coś powiedzieć, jednak postanowił milczeć. Duma mu nie pozwoliła na kontynuowanie tej bezsensownej dyskusji. Minął Ron patrząc na niego nie kryjąc pogardy.
– Chodzi o Ginny? – spytał Ron, kiedy już zostali sami.
Bliźniacy tylko pokiwali głową.

Całe towarzystwo nie miało pojęcia, że było obserwowane. Na końcu korytarza stał Moody wraz z Nimafadorą Tonks. Czarownica spojrzała na aurora, marszcząc brwi. Zaczesała pomarańczowe oczy za ucho.
– Alastorze – westchnęła. – To dzieciaki. Tylko rozmawiali.
– Ile razy mam powtarzać, że te dzieciaki coś wiedzą, coś knują i nie bez powodu się ze sobą kłócą!
– Przesadzasz – mruknęła, uśmiechając się przyjaźnie do pierwszoroczniaków, by zaraz zastrzyc kocimi uszami.
Dzieciaki zaśmiały się zdumione i rozpierzchły się, by opowiedzieć, co widziały. Nimafadora parsknęła pod nosem.
– Czujność! – Alastor zganił kobietę gromkim głosem, a przechodzące obok starsze uczennice aż podskoczyły wystraszone. – Nie możesz patrzeć przez pryzmat tego, że to tylko dzieciaki. Ani przez to, że patrzyłaś, ak te dzieciaki dorastają.
– Nie patrzę przez żaden pryzmat. Jestem obiektywna – powiedziała, krzyżując ramiona na piersi. – Przede wszystkim myślę logicznie.
– Logicznie? Opowiedz mi, proszę, o logice, gdy się dowiedziałaś, że Lupin zaginął – mruknął, obracając się w jej stronę, po czym, stukając drewnianą laską o posadzkę poszedł w tylko sobie znanym kierunku.
Nimfadora zmarszczyła brwi. Westchnęła z irytacją, by zaraz zniknąć na klatce schodowej. Miała do zrobienia obchód.

Severus Snape przygotowywał się do zajęć, gdy drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem. Na progu stał Alastor Moody. Obdarzył nauczyciela obrony przed czarną magią nieprzychylnym spojrzeniem.
Severus stał za biurkiem. Uniósł ciemne brwi niemal po nasadę włosów.
– Widzę, że aurorów prócz łapana złych ludzi uczą zapominania dobrych manier, Alastrorze. Czym zawdzięczam sobie twą, dość niechcianą, wizytę? – odezwał się Snape, opierając czubki palców na blacie biurka.
– To nie jest przyjacielska wizyta, Snape, ani nie jestem tu służbowo – odpowiedział Moody, opierając się o framugę drzwi. – Chcę ci tylko coś powiedzieć. Wiesz, że ja wiem. Najpierw Malfoy, teraz Nott. Nie mam pojęcia tylko jaki cel ma w tym Potter, ale uwierz mi, człowieku, te dzieciaki nie są zagrożeniem.
– Więc jesteś głupcem skoro tak myślisz. Dumbledore postanowił nie ingerować. Dalej jestem lojalny. Niczego... nie ukrywam – rzekł, obchodząc biurko. Dłonie ułożył, jak do modlitwy i spojrzał na aurora przeszywającym spojrzeniem czarnych oczu.
Czy mówił prawdę, czy łgał, wiedział tylko on sam.
– Lojalny. Komu?
Severus wiedział, że nie może zapędzić się w rozmowie. Alastor potrafił manipulować, ale chyba zapomniał, że inni również zagłębili się w tej sztuce. Snape przez lata musiał się nauczyć wielu trików, by samemu je wykorzystywać i przede wszystkim wiedzieć, jak się przed nimi bronić. Rozłożył więc dłonie, a kąciki ust drgnęły. Wyraźnie sobie drwił z Szalonookiego.
Moody tylko pokręcił głową.
– Otaczają mnie ślepcy, a Dumbledore najwidoczniej stoi na ich czele – to powiedziawszy, zniknął nawet nie zamykając drzwi.

Hogwart nie odczuł obecności aurorów. Po pierwszej rewizji uczniowskich dormitoriów zaprzestano tego zabiegu, bowiem niczego nie znaleziono. Nauczycielskie gabinety również zostały wykreślone z listy. Wszyscy aurorzy byli zgodni, że te wszystkie środki ostrożności były zbyt wygórowane i przesadzone. Tylko Moody nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Patrole po szkole zostały, ale szeptano po kątach, że to już tylko kwestia czasu nim ministerstwo upomni się o to, by aurorzu opuścili Hogwart.
Taki obrót spraw jak najbardziej pasował Harry'emu, który miał czasem trudności w przemykaniu na polanę do Zakazanego Lasu, nie wspominając o tych, którzy mu pomagali. Ginny przestała przychodzić. Bracia skutecznie jej to uniemożliwili, Blaise również zrezygnował, jednak z zupełnie innych powodów.
Od pomagania Potterówi odsunął go Teodor, który zwietrzył, że to właśnie jego, Dracona i Harry'ego nieustannie obserwowano. Nie chciał, aby ktoś został wplątany w ich sprawy głębiej, niż wymagała tego sytuacja.
Tak więc zostali w trójkę. Wedle planu wciąż zachowywali się tak, jak przed przybyciem ludzi z ministerstwa do szkoły. Draco z Harrym uchodzili za szczęśliwą parę, Nott dalej miał opinię mruka i kujona Slytherinu. Wszystko było idealnie, ale prócz czujnego oka Szalonookiego, byli obserwowani przez Hermionę.
Dziewczyna znacznie ograniczyła z nimi kontakt. Czasem ukradkiem na nich zerkała, czasem podsłuchała, gdy to czekali na wspólne zajęcia, a co do rozmów, to nie stroniła of nich, by nie nabrali podejrzeń, że jej samą coś zaprzątało głowę.
Tego dnia, gdy słońce wisiało wysoko, obiecując, że jeszcze trochę i nastanie upragnione przez wszystkich lato, szła przez korytarz ze srogim wyrazem twarzy. W Pokoju Wspólnym wybuchła łajnobomba, którą Weasleyowie sprzedali jednemu nieostrożnemu pierwszorocznemu. Zirytowana odjęła punkty, bo znowu z powodu Weasleyów mieli mniejsze szanse na Puchar Domów. Aktualnie spadli na trzecie miejsce, przed nimi, z tą samą ilością punktów był Huffelpuff oraz Slytherin. Ravenclaw z Gryffindorem przegrywał tylko o pięć punktów.
Dotarła do pokoju nauczycielskiego, a gdy miała zapukać, drzwi otworzyły się gwałtownie, a ona rąbnęła twarzą w twardy tors. Jąknęła pocierając bolący nos i zadarła głowę.
– Granger, powinien mnie martwić twój entuzjazm? – spytał kpiącym tonem Snape.
– Przepraszam, profesorze. Jest może profesor McGonagall w pokoju? Pilna sprawa – powiedziała formalnym tonem.
Chyba tylko ona miała na tyle oleju w głowie, by nie pokazywać, że oboje znali się z innej strony, z tej, którą oboje ukazali w domu Czarnego Pana. Stanęła prosto, wygładziła szaty i spojrzała pewnie w oczy Severusa.
– Nie ma jej tu. Dyrektor ją wezwał do siebie. Pomóc w czymś?
– Dziękuję, ale noszę szaty z herbem Gryffindoru, nie Slytherinu i potrzebuję opiekuna domu. Mojego domu.
– No cóż. W takim razie zejdź mi z drogi, Granger.
Hermiona posunęła się i wbiła nie zbyt przychylny wzrok w plecy odchodzącego nauczyciela. Pokręciła głową, mimowolnie zastanawiając się, co tym razem mieli zrobić Dracon z Harrym, a miała bardzo złe przeczucia, a te, zazwyczaj, jej nie myliły.
 
_________________________________
Wybaczcie długośc, ale pech chciał, że przez ten tydzień
chorowałam i nie potrafiłam nic sensownego sklecić.

12 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle świetny chociaż krótki ;w; Długo czekałam na kontynuację i na twoje szczęście (i moje xd) nie zawiodłam się. Akcja choć rozwija siedziałem wolno to bardzo dobrze się to czyta. Muszę sobie z grubsza przypomnieć co się wcześniej działo, bo większość rzeczy zdążyłam zapomnieć, ale to nic. Kibicuje mojej kochanej parze Drarry <3 Nott też jest spoko tylko szkoda, że ulokował uczucia w Hermionie (do twojej nic nie mam, ale jakoś ogólnie nie lubię tej postaci). Snape jest boski! ;* Utrzymuj go dalej w takim "klimacie", a zejdę na zawał z zachwytu. Połącz go z kimś fajnym (najlepiej z jakimś przystojniakiem :3) Wiem, że mój cały komentarz jest bez sensu dlatego zakończe go w tej chwili. Ciesze się, że już jesteś zdrowa i piszesz. Czekam na kolejną część :) Życzę dużo czasu i weny!
    //Mika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, ta autokorekta w telefonie :/ "Akcja choć rozwija *się wolno to bardzo dobrze się to czyta."
      //Mika

      Usuń
  2. Nareszcie nowy rozdział! Bardzo się cieszę, od dawna zaglądałam tu, że by sprawdzić czy to obiecane cudo już przybyło i tym razem trafiłam.
    Rozdział świetny, choć trochę krótki (z powodu choroby i ogromnej miłości do tego bloga wybaczam :-)). Dobrze, że zlikwidowano kontrole w uczniowskich dormitoriach, bo obawiałam się, że aurorzy w końcu wykryją coś podejrzanego u Draco lub Harry'ego. Chociaż biorąc pod uwagę obsesję Alastora na punkcie chłopaków, nic jeszcze nie jest pewne. Moody mnie irytuje, Barty był fajny, ale gdy do akcji wkroczył prawdziwy auror... Cóż, po prostu nie jestem w stanie go polubić, zbyt bardzo przypomina mi Umbridge. Szkoda, że ekipa pomagająca Potterowi się zmniejszyła, ale przynajmniej Teodor (bardzo go lubię) i Malfoy zostali. Okrutnie ciekawi mnie, po co Hermiona szukała Minerwy. Nie mogę doczekać się poznania powodu.
    Mam jeszcze jedno nieśmiałe życzenie od czytelnika - więcej Belli, Toma i ich dziecka - ogromnie się za nimi stęskniłam.
    Pozdrawiam i życzę weny, chęci i przede wszystkim czasu do pisania,
    Zaczytana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chodzi o Hermionę to myślę, że szukała Minerwy, żeby zgłosić wybryk Gryfonów w ich dormitorium. Pewnie chce żeby dała im jakąś karę albo szlaban. Tak mi się wydaje, ja tak to zrozumiałam z kontekstu. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam :3
      //Mika

      Usuń
  3. Cieszę się dodałaś kolejny rozdział! Obawiam się, że autorzy jednak odkryją co się dzieje..szkoda, że mało jest takich zwyczajnych, drarrowych relacji między naszymi chłopakami, jednak wierzę, że niedługo one się pojawią! Noo mam taką nadzieję!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz tak dalej. przeczytałam całego bloga i czekam na dalsze rozdziały. Ten blog jest genialny. 🐰:-)☺

    OdpowiedzUsuń
  5. hej hej, ciekawa historia, parę spraw, które mnie zakuły w oczy przy pierwszym czytaniu:
    1. drugi wers drugiego akapitu - bliźniacy są bardziej "adekwatną" formą niż bliźniaki
    2. dwunasty wers drugiego akapitu - nieodpowiedzialny piszemy łącznie
    3. szesnasty wers drugiego akapitu - po i raczej nie umieszczamy przecinka
    4. dwudziesty ósmy wers drugiego akapitu - czegokolwiek byśmy w lesie nie robili - taka konstrukcja wydaje się bardziej poprawna
    5. ona sama nam groziła - podejrzewam, że tam wkradła się literówka
    6. jeden z ostatnich wersów drugiego akapitu - minął Rona - również podejrzewam literówkę
    7. piąty wers piątego akapitu - aurorzy - jak wyżej
    8. ostatnie wersy rozdziału - słowo 'niezbyt' piszemy łącznie.
    Poza tym masa pomniejszych błędów interpunkcyjnych.
    Nie odbieraj tego, broń Boże, za krytykę, raczej zależy mi na tym, żeby Twoje, już teraz ciekawe opowiadanie, przybrało nieco poprawniejszą technicznie formę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zdążyłam trzy razy przeczytać, aty jeszcze nic nie dodałaś

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj!
    Dosyć nie dawno trafiłam na twojego bloga. Kiedy będzie kolejny rozdział?
    Jestem bardzo ciekawa, czy Draco i Harry dadzą radę zabić Dumbledore'a, czy Hermiona będzie po stronie Voldemort'a i czy aurorzy do końca roku pozostaną w szkole.
    Czekam z niecierpliwością, pozdrawiam i życzę dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest mi na prawdę cięzko stwierdzić, kiedy cokolwiek napisze. Pracuję, a jak przychodzę z pracy to jedyne o czym marzę, t oo pójściu spać.

      Usuń
  8. Witam,
    jak zwykle świetny, Moody cały czas ich obserwuje, oby im się coś przez przypadek nie wymsknęło...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  9. Będą nowe rozdziały? Bo ja nie mogę się doczekać :/

    OdpowiedzUsuń

Prorok Codzienny